U burmistrza na podłodze każdy coś wywalczyć może

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Tadeusz R. pozuje na podłodze z poduszką i kocem pod głową. Wszyscy mogą zobaczyć, w jakiej jest desperacji.
Tadeusz R. pozuje na podłodze z poduszką i kocem pod głową. Wszyscy mogą zobaczyć, w jakiej jest desperacji. Krzysztof Strauchmann
W Nysie na eksmisję czeka 178 lokatorów z ważnym wyrokiem sądowym. Jeśli wszyscy przyjdą okupować gabinet burmistrza, tak jak Tadeusz R., zablokują pracę samorządu.

Straszak na lokatorów

Straszak na lokatorów

W 2007 roku miasto Nysa zawarło umowę ze Spółdzielnią Mieszkaniową i przejęło od spółdzielni 9 mieszkań w blokach we wsi Karłowice Wielkie w sąsiedniej gminie Otmuchów. Przekształcono je w 18 lokali socjalnych tylko dla eksmitowanych spółdzielców z Nysy.

Miały być straszakiem dla tych, którzy nie chcą płacić czynszu, choć mają z czego. W tej samej umowie spółdzielnia zobowiązała się, że nie będzie dochodzić od gminy kosztów utrzymania mieszkań, z których nie można eksmitować lokatorów, bo gmina nie wskazuje zastępczych lokali.

Dwie ostatnie okupacje wyglądały podobnie. 12 stycznia Tadeusz R. zjawił się w gabinecie burmistrza Nysy o 10, punktualnie, jak to wcześniej zapowiedział dziennikarzom. W ortalionowej torbie na kółkach przywiózł do urzędu kanapki, poduszkę i koc. W poniedziałki sala narad obok sekretariatu zamienia się w pokój przyjęć mieszkańców. Rano przyszedł burmistrz, zastępca, naczelnik wydziału Porozmawiali z okupantem. On zapowiedział, że bez pozytywnej decyzji nie wyjdzie. Burmistrz odszedł więc przyjmować mieszkańców w innym pokoju. A on siedział dalej sam, goszcząc tylko kolejnych dziennikarzy, pozując na podłodze z poduszką i kocem, do fotografii. Przed 16, gdy urząd kończył pracę, wrócił do niego wiceburmistrz.

Wpadł główny burmistrz, pytając: To co robimy, panie Tadeuszu? - Ja zostaję. Chyba, że mnie policja wyprowadzi - odpowiedział.

Wyszedł po 10 godzinach okupacji. Dostał obietnicę, że następnego dnia otrzyma satysfakcjonujące rozwiązanie.

Weteran protestu

Tadeusz R., 56 lat, dawny związkowiec Solidarności w komunalnej spółce Ekom. Obecnie niepełnosprawny ruchowo inwalida z I grupą. Jak o sobie mówi - działacz społeczny. W listopadzie kandydował do sejmiku z komitetu wyborców Wspólnota - Patriotyzm - Solidarność, powołanego przez Ruch Oburzonych. Otrzymał w całym powiecie 51 głosów.

Utrzymuje się z 620 złotych renty. Sam mówi, że wielokrotnie próbował znaleźć zatrudnienie, żeby dorobić. Bez efektu. Mimo niskich dochodów ma dostęp do internetu, telefon komórkowy, telefon stacjonarny. Mieszka jako lokator w bloku Spółdzielni Mieszkaniowej w Nysie. Czynszu nie płaci od lat. Od 2010 roku nie zapłacił za mieszkanie ani grosza.

Spółdzielnia Mieszkaniowa w Nysie w końcu wystąpiła do sądu o eksmisję zadłużonego lokatora i w lutym 2010 roku otrzymała prawomocny wyrok. Eksmisja miała nastąpić do jednego z mieszkań socjalnych we wsi Karłowice Wielkie pod Nysą. Komornik wyznaczył już termin eksmisji. 13 listopada 2011 roku R. po raz pierwszy przyszedł do urzędu na okupację. Nyska gazeta napisała wtedy, że to strajk głodowy przeciwko zsyłaniu przez burmistrza ludzi biednych i chorych do mieszkań socjalnych w Karłowicach.
Po kilku godzinach negocjacji R. dobrowolnie opuścił urząd. Spółdzielnia mieszkaniowa wstrzymała wniosek o eksmisję do czasu znalezienia przez władze miejskie odpowiedniego lokalu socjalnego w samej Nysie, żeby niepełnosprawna osoba nie musiała dojeżdżać do lekarza. Tadeusz R. twierdzi, że w czasie jego protestu zawarł ustną umowę z władzami miasta, że będą za niego płacić bieżący czynsz w jego spółdzielczym mieszkaniu.

- Rozmowy były, ale nie było porozumienia - zaprzecza Anna Dembiecka, naczelnik wydziału lokalowego w urzędzie miejskim. Już po zakończeniu protestu R. pozwał miasto do sądu, domagając się realizacji porozumienia, to jest opłacania z miejskiej kasy 30 tysięcy starego długu i regularnego płacenia jego comiesięcznego czynszu. Sąd odrzucił pozew. Niemniej jednak R. nadal mieszkał w swoim mieszkaniu spółdzielczym, a jego dług co miesiąc narastał. Obecnie przekracza już grubo ponad 40 tys. złotych.

Sprawa eksmisji odżyła w sierpniu ubiegłego roku, gdy urzędnikom udało się odzyskać w mieście mieszkanie socjalne odpowiadające osobie niepełnosprawnej. Położone na parterze, z wygodami, w przebudowanym na mieszkania dawnym koszarowcu na Grodkowskiej. Informacja, że jest wolny lokal, do którego można eksmitować R., trafiła do komornika i ten wszczął normalną procedurę. Wezwał go do dobrowolnego przeniesienia do 20 listopada. Bez reakcji. Komornik wyznaczył więc termin przymusowej eksmisji na poniedziałek 19 stycznia.

Lokal za dobry, za drogi

Mieszkanie na ul. Grodkowskiej ma aż za wysokie standardy dla kogoś w niedostatku - tłumaczy przyczyny drugiej okupacji Tadeusz R.

- Jest tam centralne ogrzewanie, gorąca woda, parter z podjazdem. Problem w tym, że wszystko, oprócz ogrzewania i ciepłej wody, jest na prąd. A dla mnie gotowanie na prądzie jest za drogie. Muszę gotować na gazie. Nie stać mnie na takie opłaty. Znów zadłużę mieszkanie socjalne i eksmitują mnie do Domu Pomocy Społecznej.

- Nie eksmitujemy za długi z lokali socjalnych ludzi starszych, chorych, wielodzietnych rodzin - zaprzecza Anna Dembiecka. - W takich sytuacjach miejska komisja decyduje o umorzeniu długu.

Urzędnicy nie zgadzają się z wyliczeniami R. Na podstawie kosztów utrzymania sąsiednich mieszkań szacują, że za wszystko zapłaciłby 175-240 złotych, a nie 400 czy 500, jak on to oszacował.

Protest 12 stycznia przyniósł efekt. Tadeusz R. dostał od nowego burmistrza Nysy Kordiana Kolbiarza więcej, niż się sam spodziewał. Burmistrz wystąpił do zarządu spółdzielni mieszkaniowej z propozycją, żeby zostawić R. w dotychczasowym mieszkaniu spółdzielczym, ale żeby spółdzielnia wynajęła je miastu, które będzie pokrywać bieżące koszty utrzymania. W ten sposób przynajmniej przestanie rosnąć zadłużenie lokalu. Dodatkowo miasto wysłało informację do komornika, że wycofuje wskazany wcześniej do eksmisji socjalny lokal na Grodkowskiej, bo nie spełnia warunków ekonomicznych osoby niepełnosprawnej.
- Ustąpiliśmy wobec argumentów pana R., a nie wobec siły - tłumaczył Piotr Bobak, wiceburmistrz Nysy. - Pan R. był zdenerwowany, w emocjach. Trudno było siłą wyprowadzać z urzędu niepełnosprawną osobę.

Tymczasem zarząd spółdzielni nie zgodził się na propozycję burmistrza, aby wynająć mieszkanie z lokatorem. Spółdzielnia musi reprezentować interes swoich członków, dlatego będzie dążyć do eksmisji i sprzedaży mieszkania, na poczet starych długów. Za to ugiął się komornik. Uznał, że nie ma gdzie wywieźć rzeczy Tadeusza R. i wstrzymał eksmisję.

Po dwóch tygodniach urzędnicy znaleźli kolejny lokal - 54 metry na ul. Słowiańskiej, dwa pokoje, parter, lokal świeżo po remoncie. Są piece kaflowe, ale to akurat nie przeszkadza Tadeuszowi R. Gorzej, że kuchenka też działa tylko na prąd, co nie podobało mu się w poprzednim lokalu.

- Poprosiłem o zainstalowanie butli gazowej. Poza tym mieszkanie jest za duże i nie przysługuje na nie dodatek mieszkaniowy - ocenia R. - Czekam na ostateczną decyzję burmistrzów, ale protestować nie będę. Jestem im wdzięczny za to, co zrobili. Wiem, że są w trudnej sytuacji.

- To naprawdę odpowiednie, korzystnie położone mieszkanie. Każdy w potrzebie przyjąłby je z chęcią. Potraktowaliśmy pana R. szczególnie, zrobiliśmy w tej sprawie aż za dużo - ocenia wiceburmistrz Piotr Bobak. - Nie może być tak, że ktoś eksmitowany będzie przebierał w lokalach socjalnych. To nasza ostateczna propozycja, taką decyzję przekażemy też komornikowi. I mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnych interwencji pod przymusem.

Krótki film o sprzątaniu

Mieszkanie to nie pierwszy głośny konflikt Tadeusza R. z władzami Nysy. Walczył już o dietetyczne obiady z opieki. W 2011 roku prowadził z Ośrodkiem Pomocy Społecznej spór o pracę opiekunek kierowanych do nieodpłatnej pomocy w jego domu, do sprzątania czy gotowania. Twierdził, że w mieszkaniu znika mu proszek do prania albo olej w lodówce. Zarzucał opiekunkom niehigieniczność, niestaranność w pracy, plucie do obiadu.

Ukrytą kamerą zaczął je nagrywać pod swoją nieobecność, a potem zamieszczał filmiki na internetowym kanale YouTube. Na filmach widać, jak opiekunki prosto z garnka kosztują gotowanych potraw i sprzątają dość pobieżnie. OPS uznał, że to bzdurne i bezpodstawne zarzuty. Doszło do tego, że żadna z opiekunek ani nawet zewnętrzne firmy usługowe nie zgodziły się przyjąć zlecenia pracy u R. Komisja rewizyjna rady miejskiej badała jego skargi na OPS, ale uznała je za bezzasadne.

- Od dwóch lat już nie świadczymy tych usług, bo pan R. się ożenił i nie spełnia wymagań, aby korzystać z takiej pomocy. Może się tym zająć jego żona - mówi Krystyna Galińska, kierownik działu usług opiekuńczych w OPS. - Pan R. dostał od nas decyzję odmowną. Odwołał się od tego, ale nasza decyzja została utrzymana w mocy. Pracuję w pomocy społecznej 30 lat i pierwszy raz mi się zdarzyło, żeby ktoś nagrywał opiekunkę.

- Zrobiłem to, aby inni wiedzieli, że mogą walczyć o swoją godność - tłumaczył wtedy swoją postawę Tadeusz R.
Teraz też podkreśla, że nie chodzi mu tylko o siebie, ale o obronę wszystkich eksmitowanych ludzi w trudnej sytuacji życiowej, bez dochodów. - Będę się starał spłacić swoje zadłużenie w spółdzielni - zapowiada. - Mam szansę na dodatkowe dochody. Są jeszcze dobrzy ludzie, którzy chcą mi pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska