Ubezpiecz dom zanim będzie za późno

Redakcja
Maj 2007. Mieszkańcy Prądów usuwają dachówki zniszczone podczas burzy z gradobiciem i naprawiają dach. W wieś uderzyły wtedy lodowe kule wielkości orzechów włoskich.
Maj 2007. Mieszkańcy Prądów usuwają dachówki zniszczone podczas burzy z gradobiciem i naprawiają dach. W wieś uderzyły wtedy lodowe kule wielkości orzechów włoskich. Krzysztof Świderski
Polak niemądry i po szkodzie. Coraz częstsze klęski żywiołowe nie mobilizują nas do masowego ubezpieczania domów.

Wydawałoby się, że po każdej katastrofalnej wichurze, gradobiciu czy powodzi do towarzystw ubezpieczeniowych powinny ustawiać się długie kolejki klientów, którzy z cudzego nieszczęścia wyciągnęli wnioski dla siebie i postanowili zabezpieczyć się na przyszłość. Nic podobnego.

- Obserwujemy zaledwie kilkuprocentowy wzrost zainteresowania polisami zabezpieczeń majątku. I z reguły dotyczy to właśnie terenów niedawno dotkniętych klęską - mówi Barbara Hornik z departamentu ubezpieczeń majątkowych klientów indywidualnych Generali.

Znacznego zainteresowania ubezpieczeniami chroniącymi majątek przed wybrykami pogodowymi nie zauważa też największy polski ubezpieczyciel - PZU. - Niestety, Polacy często, zamiast się ubezpieczyć, liczą na pomoc państwa - mówi Agnieszka Rosa z zespołu prasowego PZU.

Kiedy 14 lipca 2011 część Mazowsza i województwa łódzkiego nawiedziła nawałnica, zniszczonych zostało 790 budynków. W ciągu tygodnia szef MSWiA przekazał 3,6 mln zł pomocy dla osób, których majątek ucierpiał w wyniku załamania pogody.

- Wysokie kwoty odszkodowań i zapomóg państwowych, niezależnie od tego, czy ktoś był ubezpieczony, nie motywują do kupowania polisy. Ludzie nie robią nic, bo uważają, że państwo i tak im pomoże - przekonuje Joanna Górecka z biura prasowego Generali.

W Polsce tylko 30 proc. osób ubezpiecza własny dom. W Niemczech jest to 90 proc., w Wielkiej Brytanii - 80 proc., a w Czechach - 70 proc. Nasi rodacy ubezpieczają tylko to, co muszą - np. OC samochodu, a ci z kredytem hipotecznym dodatkowo kupują ubezpieczenie mieszkania, bo wymaga tego bank.

Zdaniem Macieja Kuźmicza, rzecznika prasowego Ergo Hestii, to nie jest niechęć do ubezpieczania się, ale brak świadomości. W przypadku klęsk żywiołowych pokutuje przekonanie, że nieszczęścia przytrafiają się innym.

Potem ludzie mówią: "no tak, miałem pecha", ale właśnie od tego pecha jest ubezpieczenie. W Ergo Hestii dostrzegają, że najchętniej ubezpieczają się ci, których los już boleśnie doświadczył, dostali odszkodowanie i przekonali się, że jednak warto. Wtedy w następnym roku podnoszą wartość ubezpieczenia, zwiększają jego zakres.

Z raportów Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że przez ostatnią dekadę łączna składka ubezpieczenia z tytułu szkód spowodowanych żywiołami systematycznie się zwiększała. W ubiegłym roku wzrosła ona o 430 mln zł, czyli o 17,8 proc., do kwoty 2,83 mld zł. I właśnie ta grupa ubezpieczeń (oprócz komunikacyjnych OC i AC) była jedną z trzech, w których odnotowano największy wzrost.

O tym, że świadomość ubezpieczeniowa Polaków jest większa, świadczy także fakt, że ok. 80 proc. odszkodowań, wypłaconych w 2010 roku z powodu szkód wywołanych przez burze, wichury i powodzie dotyczyło właśnie ubezpieczeń dobrowolnych.

W Ergo Hestii zauważają, że Polacy ubezpieczają więcej ze stanu swego posiadania niż jeszcze 2-3 lata temu. I - co ważniejsze - na większe sumy ubezpieczenia. W przypadku domów już nie tylko same mury, ale też ruchomości i elementy stałe.

Maciej Kuźmicz podkreśla znaczenie edukacyjnej roli agentów, którzy wciąż muszą tłumaczyć przeciętnemu klientowi, że mała składka i mała suma ubezpieczenia, to w przypadku nieszczęścia niskie odszkodowanie. Ubezpieczenie domu to wydatek 300, 400, 500 zł rocznie.

Kiedy weźmie się pod uwagę wielkość możliwych strat spowodowanych np. przez trąbę powietrzną i wartość odszkodowania potrzebnego na usunięcie jej skutków, to niedużo. Ale kiedy przeciętny Kowalski przymierza to do swoich codziennych wydatków, taka jednorazowa opłata wydaje mu się horrendalnie wysoka.

W I kwartale ubiegłego roku średnia cena rocznej polisy wynosiła 160 zł i była o 31 proc. wyższa niż rok wcześniej.

- Ubezpieczenia są wciąż u nas niedocenianą formą zabezpieczenia majątku - mówi rzecznik Ergo Hestii. - Bardziej skłonni do korzystania z niej są ludzie zamożni.

Kiedy jednak telewizja pokazuje krajobraz po katastrofie, bohaterami relacji są najczęściej zrozpaczeni biedacy, którzy mieli niewiele i stracili wszystko. Nawet ci ubezpieczeni płaczą potem na wizji po raz drugi, gdy okazuje się, że odszkodowania wystarczą zaledwie na wstawienie okien.

Najczęstszą przyczyną zbyt niskich (w opinii ubezpieczonych) odszkodowań za zniszczony dom jest zawarcie polisy na wartość rzeczywistą, a nie odtworzeniową.

W przypadku ubezpieczenia na wartość odtworzeniową, w razie szkody zakład ubezpieczeń wypłaci odszkodowanie, które pozwoli nam naprawić lub zakupić utracony przedmiot tego samego lub podobnego rodzaju. Np. jeśli całkowicie spłonie nasz dom, za wartość odtworzeniową powinniśmy być w stanie go odbudować o podobnym standardzie w tej samej okolicy.

Natomiast gdy mamy ubezpieczenie na wartość rzeczywistą, zakład ubezpieczeń wypłaci odszkodowanie pomniejszone o stopień zużycia technicznego utraconej rzeczy. Ubezpieczyciel przy ustalaniu wysokości odszkodowania uwzględni m.in. zużycie materiałów wykończeniowych, instalacji wodno-kanalizacyjnych i elektrycznych, podłóg, dachu itd. W konsekwencji tego wypłacone świadczenie nie pokryje kosztów remontu przy użyciu nowych materiałów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska