W 2020 roku w województwie opolskim działalność prowadziło 25,5 tysiąca gospodarstw rolnych. Dziesięć lat wcześniej było ich 3 tysiące więcej. Zniknęło co dziesiąte gospodarstwo, ale i tak jest u nas lepiej niż przeciętnie w kraju, bo średni ubytek w tym samym okresie, to prawie 13 procent gospodarstw. Takie dane na podstawie Powszechnego Spisy Rolnego z 2020 niedawno opublikował opolski GUS.
- Najczęściej upadają małe i średnie gospodarstwa z powodu nieopłacalności produkcji rolnej. Rolnicy przechodzą do innych zawodów, a swoją ziemię sprzedają czy wydzierżawiają innym. To trend w całej Europie – komentuje Marek Freulich, prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – W zarządzie Izby przeprowadziliśmy kiedyś szacunki i wyliczyliśmy, że trzeba mieć do dyspozycji co najmniej 100 hektarów przeliczeniowych gruntu rolnego, żeby utrzymać rodzinę na poziomie średnio zarabiającej osoby w mieście. Wyliczenia GUS dotyczące dochodowości z jednego hektara w rolnictwie są mocno przeszacowane.
Według danych z ostatniego spisu rolnego przeciętne gospodarstwo w naszym województwie liczyło nieco ponad 20 hektarów. W ciągu 10 lat powiększyło się średnio o 2 hektary. Część rolników jest mocno zdeterminowana do tego, aby zdobywać ziemię i powiększać swój areał. W ciągu 10 lat liczba gospodarstw liczących ponad 50 hektarów powierzchni wzrosła z 1,4 do prawie 2 tysięcy. Jest już grupa bardzo dużych producentów rolnych, dysponujących setkami hektarów. Powiększaniu gospodarstw nie sprzyja natomiast rosnąca cena zakupu czy choćby wieloletniej dzierżawy ziemi.
- W rejonie Głubczyc hektar ziemi kosztuje 80 – 100 tysięcy złotych – komentuje prezes Opolskiej Izby Rolniczej. – Na organizowanych przez Krajowy Ośrodek Wspierania Rolnictwa przetargach na wieloletnią dzierżawę cena dochodzi do 4,5 tony pszenicy za hektar. Ostatnio w Kluczborku padł rekord, bo ktoś zaoferował 10 ton. Przy cenie pszenicy 1,2 tysiąca złotych to powoduje, że rolnicy nie są potem w stanie z dochodów gospodarstwa spłacać swoich zobowiązań i kredytów. Do tego dochodzą drożejące paliwa, nawozy, energia. Wpadają w problemy finansowe.
Spis rolny pokazał także, że coraz więcej gospodarstw rezygnuje z prowadzenia jednocześnie produkcji roślinnej i zwierzęcej. Przybyło gospodarstw produkujących tylko rośliny (z 35 procent w 2010 do 56 procent w 2020). Hodowla trzody czy bydła wymaga codziennego zaangażowania, obecności w gospodarstwie. Produkcję rolniczą łatwiej pogodzić z dodatkową pracą.
- Muszą powstać mechanizmy wspierające utrzymanie małych i średnich gospodarstw – komentuje Marek Freulich. – Wojna na Ukrainie pokazała, że wielkie fermy drobiowe czy trzody są dla atakującego łatwym i chętnie wybieranym celem. To zagraża bezpieczeństwu żywnościowemu kraju.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?