A ja uważam, że święta są po to, żebyśmy mogli docenić uroki codzienności. To trochę jak z tą kozą z porady rabina: wprowadź ją do ciasnego domu, potem przegoń, a odczujesz ulgę.
Bo oto znowu, po trzech dniach udawania, że nam smakuje, odstawimy nijaki kompot z suszu i powrócimy do swojskiej coca-coli. Damy sobie spokój z zajeżdżającym mułem tłustym rybskiem i ponownie zaczniemy jadać wysportowane w morzu tuńczyki i morszczuki.
Wywalimy do kubła resztki mdłej ciapy z maku i miodu i znów będziemy chrupać kupowane na tankszteli snickersy i twixy. A w radiu zamiast Rynkowskiego, który bieży do Betlejem, znów usłyszymy Możdżera, a jak Bóg da, to i Led Zeppelin.
Aha, i nareszcie będzie można czytać przy stole gazetę bez narażania się na wymówki, że to niekulturalne. Niech się święci... codzienność.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?