Układ Ostrowskiego

Artur  Janowski
Artur Janowski
Jarosław Ostrowski: "W tej sprawie czuję się całkowicie niewinny i jestem przekonany, że udowodnię to przed sądem”.
Jarosław Ostrowski: "W tej sprawie czuję się całkowicie niewinny i jestem przekonany, że udowodnię to przed sądem”.
- Zakopię się w spółki Skarbu Państwa, będę zmieniał zarządy i budował struktury dla nas - obiecywał Jarosław Ostrowski, wówczas szef klubu PiS w opolskiej Radzie Miasta i asystent wojewody. Śledczy obserwowali go i nagrywali kolejne rozmowy.

Luty 2007 roku. Jarosław Ostrowski spaceruje po Opolu, wyjmuje telefon i z kimś rozmawia. Nie wie, że jest podsłuchiwany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego. Mówi bardzo swobodnie, to wtedy właśnie padają m.in. słowa o ustawieniu się i o polisie na spokojną przyszłość.

Właśnie rusza proces, w którym Jarosława Ostrowskiego, do niedawna jednego z czołowych lokalnych polityków PiS, oskarżono o płatną protekcję.

Działam w imieniu wojewody

W 2007 Jarosław Ostrowski był na swoim politycznym szczycie. W gabinecie wojewody Bogdana Tomaszka (PiS) pełnił od 2006 roku rolę doradcy, a w opolskiej Radzie Miasta starał się być głównym rozgrywającym. To dlatego niektórzy radni zaczęli nazywać go w kuluarach Napoleonem.

- Cały czas coś planował, każdy ruch miał od razu opracowany w kilku wariantach i kombinacjach, co czasem wkurzało i irytowało, bo polityka to nie są jakieś szachy, ale znacznie prostsza gra - wspomina jeden z radnych.

Ale to nie w ratuszu - w ocenie prokuratury - były doradca wojewody miał łamać prawo. Ówcześni pracownicy urzędu wojewódzkiego do dziś wspominają, że do gabinetu Ostrowskiego ustawiały się dłuższe kolejki niż do samego wojewody.

- Pamiętam - przyznaje Bogdan Tomaszek, wówczas wojewoda opolski. - Ale to tak miało być. Wymyśliłem sobie, że będzie taką osobą, która pomoże przychodzącym do mnie. Umówi na spotkanie lub rozmowę ze mną. Z jakichś powodów to nie wypaliło. Zwolniłem obu doradców (razem z Jarosławem Ostrowskim poleciał także jego kolega Henryk K. - red.), ale o szczegółach mówić nie mogę i nie chcę. Ujmijmy to tak, zawiodłem się na tych osobach...

Być może dlatego, że Jarosław Ostrowski niemal przy każdej okazji twierdził, że "działa w imieniu wojewody i realizuje jego politykę kadrową" (kolejny cytat z podsłuchanej rozmowy). Mówił tak nawet wówczas, gdy oferował komuś pomoc w uzyskaniu miejsca w radzie nadzorczej w państwowej spółce. Jak wynika z zarejestrowanych rozmów - wojewoda Tomaszek o niczym nie wiedział.

Wszystko ci napiszemy - uspokajał swego protegowanego do konkursu na intratne stanowisko. Mocnego konkurenta w tym konkursie - jak sugerował - można wyeliminować pod względem formalnym, ingerując w jego aplikację: "Zawsze możemy wyciągnąć mu dokumenty"

Mało tego. Jego doradca wykonywał telefony nie do swojego szefa, ale do kolegi z Warszawy, który był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa. A, jak dowodzi prokuratura, to w gestii Ireneusza D. (kolejny członek opolskiego PiS) leżał wtedy nadzór nad spółkami Skarbu Państwa.

Ireneusza D. (nie jest o nic oskarżony) w lipcu 2007 roku odwołano dosyć niespodziewanie ze stanowiska w rządzie PiS. Powodów decyzji nigdy nie podano, ale od tamtej pory wiceminister - który z Jarosławem Ostrowskim znał się od czasów szkolnych - wypadł z wielkiej polityki. Dziś wykłada ekonomię na jednej z renomowanych szkół wyższych w Warszawie. Podczas przesłuchania zaprzeczył, że w jakikolwiek sposób wpływał na obsadę stanowisk w opolskich spółkach. Zapisy licznych rozmów z Jarosławem Ostrowskim, którymi dysponuje prokuratura, sugerują jednak coś innego.

Wszystko ci napiszemy

Byłego wiceministra i byłego radnego łączyło nie tylko szkolne podwórko. W 2007 roku obaj należeli do grupy młodych działaczy PiS, która była w opozycji do ówczesnego i obecnego szefa tej partii w regionie Sławomira Kłosowskiego. W tamtych czasach dziennikarze ową grupę ochrzcili mianem "spółdzielni", która miała odsunąć od władzy Sławomira Kłosowskiego.

- Jarek nigdy nie ukrywał swojego "przełożenia" na Warszawę, nawet po odwołaniu Ireneusza D. z ministerstwa. Zresztą było to np. widać podczas przyśpieszonych wyborów parlamentarnych w 2007 roku, gdy po interwencji z centrali przesunięto go z dołu listy wyborczej na eksponowane miejsce, wbrew szefowi regionu - wspomina jeden ze zwolenników Kłosowskiego.

I zdaniem prokuratury to właśnie "przełożenie" na Warszawę, gdzie zapadały ostateczne decyzje co do obsady rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa, miały pomóc Jarosławowi Ostrowskiemu w osiąganiu "korzyści materialnych i osobistych".

Mechanizm - jaki wyłania się z aktu oskarżenia - był nie tylko stosunkowo prosty, ale i powtarzalny. Jarosław Ostrowski obiecywał znanym sobie ludziom, związanym wówczas z rządzącą koalicją partii PiS, LPR i Samoobrony, pomoc w otrzymaniu stanowisk w spółkach Skarbu Państwa. Na początek polecane przez niego osoby trafiały głównie do rad nadzorczych PKS-ów na Opolszczyźnie. Potem to one miały wybrać prezesa, którego doradca wojewody im wskazał.

Mam dwa i pół roku, żeby się ustawić. Zakopię się w spółki Skarbu Państwa, będę zmieniał zarządy... - to kolejne cytaty z podsłuchanych rozmów. Ostrowski przekonywał też, że realizuje politykę wojewody

Ten "układ" - w ocenie śledczych - wystąpił m.in. w PKS Kluczbork w 2007 r. Najpierw w radzie nadzorczej znalazły się dwie osoby, którym obiecał te stołki Jarosław Ostrowski, a następnie on zasugerował im, aby poparły wskazanego przez niego prezesa.

Co ciekawe, jednak nawet sam kandydat - dziś kierujący inną państwową spółką na Opolszczyźnie - miał obawy, czy podoła wymaganiom konkursowym i przygotuje dobrą koncepcję funkcjonowania PKS.

- Wszystko ci napiszemy - uspokajał go Jarosław Ostrowski w rozmowie telefonicznej, którą nagrało CBŚ, a w kolejnej przekonywał, że z papierów jego konkurenta "zawsze można wyciągnąć dokumenty" i w ten sposób znaleźć formalny sposób na jego dyskwalifikację.
Zdaniem śledczych z rozmów pomiędzy oboma panami wynika, że Jarosław Ostrowski otrzymał stanowisko w Gliwickiej Agencji Turystycznej (to także przedsiębiorstwo państwowe), którą wtedy kierowała osoba zainteresowana prezesurą w PKS Kluczbork. Gdy potem odeszła z GAT, stanowisko dla opolskiego radnego bardzo szybko uznano za zbędne.

Jak zawiedzie, to jest usunięty

Śledczy uważają, że Jarosław Ostrowski oczekiwał posłuszeństwa: - On zdaje sobie sprawę, że jak mnie zawiedzie, to jest usunięty - powiedział w jednej z rozmów.

Chciał też - wedle śledczych - przysług, pośrednio również pieniędzy.

I tak np. w zamian za stanowisko w PKS Nysa Jarosław Ostrowski i jego rodzina skorzystali z tygodniowego pobytu w apartamencie w Świnoujściu, którego właścicielem był członek rady nadzorczej spółki. Były radny nie płacił za jego wynajęcie, a tymczasem w sezonie letnim jedną dobę wyceniano w nim na około 300 zł.

W przypadku PKS Strzelce Opolskie - gdzie też Jarosław Ostrowski miał wprowadzić swoich ludzi - oczekiwał, że spółka nie weźmie od niego pieniędzy za plakaty wyborcze powieszone na autobusach w 2007 roku. Ostatecznie - gdy o sprawie dowiedzieli się członkowie rady nadzorczej - nie związani z radnym - pieniądze za powieszenie reklam wpłynęły na konto spółki.

Śledczy podejrzewają jednak, że 1300 zł zapłacił ówczesny prezes spółki.

Inaczej odwdzięczyła się osoba, której Jarosław Ostrowski miał pomóc znaleźć się w radzie nadzorczej państwowej firmy Ferma-Pol, zajmującej się uprawą zbóż oraz produkcją pasz.

W zamian za stanowisko ów członek rady wpłacił 2000 zł na konto wyborcze oskarżonego, gdy ten startował w wyborach do Sejmu. Prokuratura, dysponująca zapisem rozmów telefonicznych, nie dała wiary, że protegowana Jarosława Ostrowskiego zrobiła to, jak potem się tłumaczyła, z "poczucia obywatelskiego obowiązku".

Prokuratura jest też zdania, że w Ferma-Polu nieprzypadkowo zatrudniono też Henryka K., bliskiego kolegę Jarosław Ostrowskiego, który ów angaż miał wymóc na prezesie spółki. Z Henrykiem K. zawarto umowę na wykonanie specjalistycznej analizy gospodarczej, która nigdy nie powstała na papierze. Kolega oskarżonego tłumaczył się jednak, że przygotował ją w formie ustnej.

Prokuratorzy uznali także, że Jarosław Ostrowski w formie łapówki przyjął butelkę alkoholu od dyrektorki oddziału Ruch SA w Opolu, której miał pomagać w objęciu tego stanowiska.

Z podsłuchanych rozmów wynikać ma również to, że Jarosław Ostrowski "pomógł" kolejnej osobie w dostaniu się do rady nadzorczej PKS Opole. W zamian za stanowisko owa osoba miała pomóc w zatrudnieniu ojca Jarosława Ostrowskiego w Agencji Nieruchomości Rolnych lub w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Do zatrudnienia jednak nigdy nie doszło.

Prokuratura zarzuca byłemu radnemu nie tylko korupcję. Kolejny zarzut dotyczy wyłudzenia ponad 4 tysięcy złotych za delegacje do Warszawy od firmy Rafamet z Kuźni Raciborskiej, w której pracował jako rzecznik prasowy.

Przy okazji: "Napoleon" nie widział konfliktu interesów w tym, że przez kilka miesięcy pełnił tę funkcję równocześnie z pracą u wojewody opolskiego.

Prokuratura jest przekonana, że ma w przypadku wyłudzenia delegacji mocne dowody. W czasie gdy Jarosław Ostrowski był na delegacji w Warszawie, podpisał listę obecności na sesji Rady Miasta w Opolu.

Bo mogą bilingi brać

Plan radnego mówił o tym, że "ustawi się i okopie w państwowych spółkach", ale uniemożliwiają to przyśpieszone wybory parlamentarne. PiS je przegrywa, a potem następuje czyszczenie rad nadzorczych przez Platformę (rozpoczęło się wiosną 2008 r.). Do jednego ze swoich kolegów Jarosław Ostrowski mówi wówczas, że muszą być ostrożni w kontaktach "bo mogą bilingi brać".

Sugeruje wprost używanie telefonów na karty, które trudniej się policji podsłuchuje.

Niebawem pojawiają się pierwsze publiczne informacje, że o radnego wypytują funkcjonariusze CBŚ.

Jarosław Ostrowski jest już jednak tylko rajcą PiS w opolskiej Radzie Miasta, a na dodatek pokłóconym z partią. Szyld jego macierzystej partii już nic dla radnego nie znaczy. "Napoleon" coraz mocniej zaczyna współpracować w radzie miasta z Platformą Obywatelską i prezydentem Ryszardem Zembaczyńskim, który potrzebuje głosów jego oraz radnego Ryszarda Ostrowskiego (zbieżność nazwisk przypadkowa), aby zapewnić sobie większość, dającą spokój w radzie miasta.

Po tym, jak obaj panowie radni zostają wyrzuceni z PiS, trafiają do Platformy. Niewiele też brakowało, aby Jarosław Ostrowski - którego w międzyczasie zatrudniono w miejskiej spółce TBS w Opolu - znalazł się również na listach wyborczych PO w ostatnich wyborach samorządowych.

- Chciał bardzo startować, ale nie dostał rekomendacji. Wprawdzie w tym czasie sprawa z CBŚ jakoś ucichła, ale mieliśmy inne niepokojące sygnały - słyszymy nieoficjalnie od członka Platformy.

Ten sygnał to prawdopodobnie kolejny z zarzutów, jaki postawiła byłemu radnemu prokuratura. W 2010 r. on oraz Ireneusz C., prezes jednej z firm w Raciborzu, mieli dać łapówkę w postaci kotła grzewczego o wartości 8 tys. zł przedstawicielowi jednej z firm z Lublińca. Chcieli, by w zamian za kocioł poparł on w reprezentowanej przez siebie firmie, decyzję o zakupie dużej maszyny o wartości 2 mln euro, w firmie którą reprezentował radny i prezes Ireneusz C.

Do zakupu jednak nie doszło i dlatego zarzut wobec przedstawiciela firmy z Lublińca umorzono. Z kolei Jarosław Ostrowski oraz prezes firmy - oskarżani o wręczenie łapówki - mogą teraz liczyć tylko na korzystny dla siebie wyrok sądu.

Ciebie rybka, gdzie pracujesz

Radny nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień śledczym. Wygląda na to, że po raz pierwszy przedstawi swoją wersję wydarzeń przed Sądem Rejonowym w Opolu. Proces byłego asystenta wojewody rusza już w kwietniu, ale na pewno nie będzie ani krótki, ani łatwy.

Zapowiada się za to na bardzo ciekawy, bo już wiadomo, że na świadków będzie wezwanych wielu polityków, m.in. Sławomir Kłosowski (lider PiS na Opolszczyźnie), były wojewoda Bogdan Tomaszek, Mieczysław Walkiewicz (były przewodniczący opolskiego PiS), Dariusz Madera (w czasach PiS wicewojewoda, a dziś kierujący Prudnickim Centrum Medycznym), a także była posłanka Elżbieta Adamska-Wedler, zasiadająca w radzie nadzorczej PKS Strzelce Opolskie w czasach rządów PiS.

Poseł Sławomir Kłosowski twierdzi, że nie pamięta już szczegółów sprawy Jarosława Ostrowskiego, nie on polecał go do PiS. Dariusz Madera był zdziwiony tym, że będzie wezwany na świadka.

- Być może dlatego, że w czasie, gdy ten pan był asystentem wojewody, to ja byłem wicewojewodą? - zastanawia się.
Była posłanka Elżbieta Adamska-Wedler twierdzi z kolei, że jej związki z Jarosławem Ostrowskim są żadne, nie zna go osobiście. Nie chce o nim rozmawiać, podobnie jak Mieczysław Walkiewicz.

- To się działo 4 lub 5 lat temu, zresztą od dawna nie jestem w PiS - przypomina.

Byłemu radnemu grozi nawet 8 lat więzienia. Odkąd przestał być członkiem partii politycznych, już nie pracuje w państwowych spółkach.

- Jestem niewinny, a wypowiedzi użyte w akcie oskarżenia wyrwano z kontekstu prywatnych rozmów - przekonuje Jarosław Ostrowski. - Próbowałem rozmawiać z prokuratorem, ale skoro ktoś uważa zdanie "nie będę fakturował" za dowód na wręczenie łapówki, to trudno z kimś takim dyskutować. Jaki ja mogłem mieć wpływ na radę nadzorczą jakiejś spółki, skoro znałem w niej jedną osobę? Żadna z osób, a przesłuchiwano ich ponad 100, nie potwierdziła, że w czymś im pomogłem - podkreśla były radny.

Większość dawnych kolegów partyjnych nie przyznaje się jednak do kontaktów z "Napoleonem". Także ta osoba, która, przyjmując radnego do pracy w jednej z państwowych spółek, powiedziała do niego w rozmowie telefonicznej:
- Ciebie rybka, gdzie pracujesz!

I faktycznie - Jarosław Ostrowski pobierał pensję, ale przez kilka miesięcy nikt nawet nie sprecyzował zakresu zadań, za które był opłacany.

Śródtytuły to fragmenty rozmów telefonicznych, które nagrało CBŚ.

Tuż przed publikacją tekstu Jarosław Ostrowski wysłał nam maila: "Proszę, aby moje nazwisko w kontekście tej sprawy podawano w całości, a nie tylko pierwszą jego literę. Zezwalam także na użycie mojego wizerunku bez zamazywania czy zakrywania części twarzy. W tej sprawie czuję się całkowicie niewinny i jestem przekonany, że udowodnię to przed sądem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska