Uratowali pacjentce życie metodą ECMO

Redakcja
Od lewej: lekarze Maciej Gawor, Ewa Trejnowska, Paweł Tomaszewski, Beata Lasota-Mainka oraz pani Agata, uratowana pacjentka.
Od lewej: lekarze Maciej Gawor, Ewa Trejnowska, Paweł Tomaszewski, Beata Lasota-Mainka oraz pani Agata, uratowana pacjentka. Sławomir Mielnik
Lekarze z WCM zastosowali z powodzeniem u 66-letniej kobiety, cierpiącej na skrajnie ciężką niewydolność oddechową, unikalną metodę ECMO. Była to dla niej jedyna szansa powrotu do zdrowia. Uratowali pacjentce życie

Pani Agata spod Strzelec Op. musiała wcześniej przejść jakąś infekcję, prawdopodobnie grypę, która mocno zaważyła na jej ogólnym stanie zdrowia i wywołała groźne komplikacje m.in. w postaci zaburzeń w oddychaniu. Dlatego trafiła w końcu na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii WCM w Opolu.

Było to w sobotę 5 marca rano, a już w nocy z niedzieli na poniedziałek personel OAIT oraz oddziału kardiochirurgii podjął dramatyczną walkę o jej życie. Wysiłek lekarzy, perfuzjonistów i pielęgniarek zakończył się powodzeniem, a pani Agata przechodzi nadal rehabilitację i jest w coraz lepszej formie.

- Pacjentka ta była pierwszą osobą, u której zastosowaliśmy leczenie z wykorzystaniem oksygenacji pozaustrojowej, nazywanej w skrócie ECMO - mówi Maciej Gawor, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WCM. - Jest to metoda obarczona bardzo wysoką śmiertelnością, dlatego w Polsce niewiele ośrodków, głównie akademickich, ją wykorzystuje. Ostatni taki głośny przypadek, sprzed około półtora roku, dotyczył pacjenta chorego na grypę A/H1N1, którego transportowano - podłączonego do ECMO - ze szpitala w Kępnie do kliniki we Wrocławiu, gdzie niestety po 3 tygodniach zmarł.

Panią Agatę podłączono do aparatu płuco-serce, pożyczonego z oddziału kardiochirurgii, gdzie jest on wykorzystywany przy operacjach na otwartym sercu. WCM posiada kilka takich urządzeń. Ale samo płuco-serce do przeprowadzenia terapii ECMO nie wystarczy. Potrzebny jest jeszcze specjalny filtr - oksygenator - który trzeba do tego aparatu podłączyć. Filtr, nazywany inaczej biopompą, jest urządzeniem “napędzającym" krew. Wygląda niepozornie, to nieduża skrzyneczka, tymczasem może zadecydować o czyimś życiu. Kosztuje też niemało: 8 tys. zł filtr plus 2 tys. dren, a może być wykorzystany tylko raz.

- Półtora roku temu, gdy w Polsce doszło do zgonów z powodu ostrej niewydolności oddechowej u osób zarażonych wirusem A/H1 N1, takie filtry zostały zakupione dla kilkunastu szpitali w kraju - dodaje dr Maciej Gawor. - WCM otrzymał dwa.

ECMO jest metodą pozaustrojowego wspomagania oddychania . Jej pierwowzorem było płuco-serce, czyli układ krążenia pozaustrojowego, który służy do wspomagania układu krążenia oraz oddychania w trakcie zabiegów kardiochirurgicznych.

- ECMO, poprzez natlenianie pacjenta i oszczędzanie jego płuc, daje czas lekarzowi na leczenie chorego i zidentyfikowanie czynnika zapalnego - wyjaśnia Ewa Trejnowska, zastępca ordynatora Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. - Pozwala prowadzić leczenie celowane. - U naszej pacjentki wykorzystaliśmy wcześniej wszystkie dostępne metody, ale miała tak duże zmiany w płucach, że mimo podłączenia do respiratora chora się dusiła.

Zanim doszło do podłączenia pani Agaty do “sztucznych płuc" nastąpiła pełna mobilizacja personelu oddziału intensywnej terapii, kardiochirurgii i kardiologii.

- Dyżur na naszym oddziale pełniła wtedy doktor Beata Lasota-Mainka (specjalista anestezjolog - przyp. red.), która zadzwoniła do mnie w nocy i oznajmiła, że stan pacjentki gwałtownie się pogorszył - opowiada dr Ewa Trejnowska. - Chora nie mogła złapać oddechu, była sina, groziła jej szybka śmierć. Nie było innego wyjścia. Dlatego podjęliśmy decyzję o zastosowaniu ECMO. Użyliśmy jej pierwszy raz. Towarzyszyły nam ogromne emocje.

Najpierw przystąpił do działania specjalista kardiochirurg dr n. med. Paweł Tomaszewski, zastępca Oddziału Kardiochirurgii WCM. Do niego należało założenie u pacjentki grubych drenów, odprowadzających krew z serca do aparatu i doprowadzających ją do tego organu z powrotem.
- Aby założyć dreny, inaczej kaniule, do dużych naczyń - tłumaczy dr Ewa Trejnowska - kardiochirurg musiał się wkłuć w dwa miejsca: do żyły szyjnej wewnętrznej i żyły głównej przez udo. Wymaga to niezwykłej wprawy i precyzji.

W środku nocy przyjechała do szpitala Maria Piskozub, specjalista chorób wewnętrznych i kardiolog z Oddziału Kardiologii WCM Zrobiła pacjentce badanie UKG serca. Jest ono niezbędne przed wdrożeniem ECMO.

Gdy przygotowania dobiegły końca i dreny były już założone, pacjentka została podłączona do aparatu. Sztuczne płuca zastąpiły jej własne i oddychały za nią przez 2 tygodnie. Lekarze włączyli też terapię antybiotykową. Jedynie pani Agata nic z tamego okresu nie pamięta, gdyż była uśpiona.
Dużą rolę odegrali perfuzjoniści, którzy pracują na co dzień na Oddziale Kardiochirurgii. Są to specjaliści odpowiedzialni za krążenie pozaustrojowe, zajmujący się obsługą sztucznego płuco-serca podczas operacji na otwartym sercu.

- Perfuzjoniści, którymi kieruje Paweł Wypych, przez dwa tygodnie nadzorowali naszą pacjentkę, pełnili u nas specjalne dyżury - zaznacza ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. - Opieka nad chorą wymagała ogromnego zgrania i wysiłku całego personelu. Np. co dwie godziny badaliśmy u niej poziom krzepliwości krwi, dzięki czemu filtr podłączony do płuco-serca mógł pracować bez zakłóceń.

Po upływie 2 tygodni, gdy terapia z wykorzystaniem ECMO
została ukończona, pacjentce podłączono respirator. Pomagał jej oddychać przez kolejne 2 tygodnie. Aż przestał być potrzebny. W połowie kwietnia kobieta zaczęła oddychać już samodzielnie. Lekarze nabrali pewności, że jej układ oddechowy znowu stał się wydolny. Teraz pacjentka przechodzi dalsze leczenie już na oddziale nefrologii, jest też poddawana rehabilitacji. Powoli powraca do zdrowia.

- Jestem dumny z zespołu, że udało nam się tego dokonać - podkreśla Maciej Gawor. - Bo wykorzystać metodę ECMO to jedno, a skutecznie - to drugie. Dlatego nasza radość jest podwójna.

Wirus wywołujący nowy typ grypy powodował bowiem u niektórych chorych tak ostrą niewydolność oddechową, że użycie u nich respiratora już nie wystarczało. Ostatnią deską ratunku było więc ECMO, czyli podłączenie pacjenta do specjalnego aparatu, zastępującego płuca. Jest to płuco-serce z dołączoną do niego biopompą, czyli filtrem.

- Do zastosowania ECMO muszą być konkretne wskazania medyczne - tłumaczy Ewa Trejnowska, zastępca ordynatora Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii WCM w Opolu. - Używa się tej metody w przypadku ostrej, ale odwracalnej niewydolności oddechowej. Natomiast nie można jej stosować u pacjentów z niewydolnością oddechową w schyłkowym stadium przewlekłych chorób płuc np. w zwłóknieniu płuc. Poza tym samo zastosowanie tej metody leczniczej to jeszcze nie wszystko. Bo nie zawsze kończy się to powodzeniem.

Aby leczenie ECMO było skuteczne, trzeba wkroczyć z nim w odpowiednim momencie((w dynamicznym procesie choroby, nie za późno, ale i nie za wcześnie) oraz prawidłowo zakwalifikować pacjenta. Specjaliści wyznaczyli górną granicę wieku chorego na 65 lat. Pacjentka uratowana w WCM była nieco starsza.

- Nasza chora miała 66 lat, ale zadecydowały w jej przypadku względy medyczne - dodaje dr Ewa Trejnowska. - Mamy wieloletnie doświadczenie w natlenianiu pacjentów. Po wykorzystaniu wszystkich metod leczenia, które stosowaliśmy u niej przez dwa dni, uznaliśmy, że tylko ECMO może ją uratować. Wkroczyliśmy z tą terapią w momencie, gdy było to potrzebne. Inaczej pacjentka by umarła. Mimo pewnego przekroczenia przez nią granicy wiekowej, nie mogliśmy jej odmówić ratunku. Jak widać postąpiliśmy słusznie.

Technologia zastosowana w urządzeniu zastępującym płuca, pozwalającym na wprowadzenie metody ECMO pozwala, aby pracowało ono bez przerwy przez 3-4 tygodnie. - W przypadku naszej pacjentki udało się jej przywrócić własny oddech już po 2 tygodniach - podkreśla Maciej Gawor, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii. - Przez ten czas leżała ona nieruchomo, “opleciona" sprzętem. Wymagała szczególnej troski i pielęgnacji, by nie doszło do odleżyn, czy innych komplikacji.
W Polsce użycia metody ECMO może wymagać ok. 40 pacjentów rocznie. Dotychczas używano jej w pojedynczych przypadkach. W czasie epidemii grypy A/H1N1 sytuacja była wyjątkowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska