Uroda spod skalpela

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Operacja plastyczne - dla wielu kobiet to marzenie i sposób na poprawę wyglądu.
Operacja plastyczne - dla wielu kobiet to marzenie i sposób na poprawę wyglądu. fot. sxc
Żeby być piękną, trzeba być bogatą. Poprawianie wyglądu dużo kosztuje - pisze w swym felietonie Lina Szejner

Niedawno w którymś z plotkarskich pisemek zamieszczono zdjęcia Demi Moore, znanej i lubianej amerykańskiej aktorki, którą powszechnie uważa się za bardzo atrakcyjną. Na pierwszych, kiedy była młodą dziewczyną, powinna wyglądać najlepiej. Wtedy jednak była zupełnie przeciętna, a nawet brzydka. Z czasem piękniała i piękniała. Ale to nie czas był jej sprzymierzeńcem, ale chirurdzy. Pod zdjęciami była informacja, że Demi ma za sobą, a raczej na sobie, kilkadziesiąt operacji plastycznych, na które wydała fortunę

Niedawno przysłuchiwałam się rozmowie kilku kobiet w wieku 35 i pół. Ich urodę można ocenić lapidarnie: żadnej niczego nie brakowało. Dobre figury, zgrabne nogi, w sam raz biustów, talii i pośladków... Demi Moore w ich wieku taka ładna nie była.
Te młode kobiety najwyraźniej przeglądały się w krzywym zwierciadle. Przez dłuższy czas mówiły wyłącznie o tym, co jeszcze można sobie zrobić, żeby wyglądać lepiej i lepiej.

A można sporo, nawet jeśli nie ma się aż takiej fortuny do wydania na siebie jak gwiazdy Hollywood.

Firmy produkujące kosmetyki kuszą do ich zakupu coraz młodsze kobiety. Do dwudziestokilkulatek trafia seria różnego rodzaju specyfików pod hasłem "zdążyć przed zmarszczkami", do trochę starszych - seria "jesteś warta odrobiny luksusu". Jeszcze starsze mamione są obietnicami, że jak użyją tego kremu czy tego balsamu, będą wyglądać o 10 lat młodziej.
Czytając te obietnice, żadna z kobiet nie zastanawia się, dlaczego to właścicielki fabryk kosmetyków też się starzeją, co widać na zdjęciach z różnych imprez, w których biorą udział, a zamieszczają je plotkarskie pisemka.
Reklamy zachęcające do weekendowego korzystania z coraz liczniejszych ośrodków SPA, oferujących różnego typu zabiegi dla urody, brzmią tajemniczo i niezwykle atrakcyjnie. Orientalne relaksujące zabiegi ayurveda, polinezyjski rytuał pielęgnacji stóp, aromaterapeutyczny zabieg na ciało Pevonia, egzotyczny masaż ma-uri, orientalny Indoceane Thalgo. Nazwy trudno rozszyfrować. Może ta Pevonia to po prostu wanna napełniona wodą z dodatkiem aromatu z popularnych w Polsce piwonii?

Chcesz mieć lekko opalone ciało, ale nie smażyć się ani na plaży, ani w solarium? Jedź do SPA i zafunduj sobie na koniec wszystkich ablucji samoopalający prysznic.

To teraz hit. A w ogóle, żeby poczuć się kobietą światową, musisz się swobodnie poruszać po sklepie kosmetycznym, wiedzieć przynajmniej, co to kolagen, botoks, aminopeptydy, karnozyna, tri-aktiline, nanotechnologia, lifting, peeling itp. Bez przeszkolenia w takim sklepie człowiek może się poczuć jak w obcym kraju bez znajomości języka.

- Ja ci zrobię ten modny teraz masaż kamieniami, tylko mi ich nazbieraj i ogrzej - zaproponował mąż jednej z moich znajomych. Skorzystała z oferty, ale choć puściła na czas zabiegów w domowym SPA orientalną muzykę i zapaliła świece, nie poczuła się jak kobieta luksusowa. Rubaszny mężowski humor trudno było porównać do powściągliwego profesjonalizmu skośnookiego masażysty, który masował w stylu lomi-lomi, a nie pocierał ciała ze znajomością obróbki skrawaniem.

Na koniec, kiedy utyskiwała, że nie może jej zafundować ani pobytu w luksusowym SPA, ani permanentnego makijażu czy choćby likwidacji lwiej zmarszczki między oczami, powiedział jej, że jakby miała więcej pieniędzy, toby mogła wyglądać po tych zabiegach jak Michael Jackson.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska