Targi nto - nowe

Usługi bez granic

Fot. Witold Chojnacki
Fot. Witold Chojnacki
Od 1 maja 2004 roku każdy polski rzemieślnik będzie mógł świadczyć usługi w dowolnym kraju Unii Europejskiej.

Będzie lepiej

Będzie lepiej

Kornelia Tomala, dyrektor eksportu firmy RM Izop z Krapkowic, specjalizującej się w wykonywaniu izolacji termicznych:
- Moim zdaniem, lepsze czasy są przed nami: przepisy unijne obejmą teraz wszystkie państwa, przez co eksporterom będzie prościej i łatwiej. Np. w przypadku eksportu pracowników do Holandii zmniejszą się nam koszty, ponieważ nie będziemy musieli już płacić podwójnego ZUS-u: polskiego i holenderskiego. Od maja wystarczy, że będziemy płacić składkę tylko w Polsce. Jeśli chodzi o utrudnienia, to raczej stwarzały je nasze władze w Polsce: rząd chciał oskładkować i opodatkować delegacje pracownicze, a do tej pory było tak, że firma, wysyłając pracownika w delegację, wpisywała ją sobie w koszty. Na szczęście, rząd odstąpił od tego pomysłu na dobre.
Nie sądzę jednak, żeby za pięć miesięcy nasi usługodawcy ruszyli na podbój unijnego rynku: ten rynek jest trudny i wymagający, pełen pułapek i niebezpieczeństw. To nie jest tak, że zachodni urzędnik jest dla nas miły i przychylny. Żeby być dla niego partnerem, trzeba znać przepisy i język niemiecki. Inaczej obcokrajowiec ma małe szanse na sukces.

Nikt nie potrafi odpowiedzieć dziś, czy polskiemu stolarzowi lub fryzjerowi opłaci się sprzedawać usługi np. w Niemczech. W tej chwili, jeszcze przed akcesją, Polska najwięcej eksportuje na Zachód usług budowlanych i montażowych. Żadna firma nie wysyła swoich pracowników na europejskie budowy inaczej niż w ramach kontraktów, bo one gwarantują ciągłość i pewność pracy. Jednak nie jest wykluczone, że z czasem pojawi się (np. w Grecji) zapotrzebowanie na naszych kucharzy specjalizujących się w polskiej kuchni albo lekarzy określonych wąskich specjalizacji, wywodzących się z renomowanych klinik.
Jeśli polski przedsiębiorca albo medyk zechce samodzielnie popróbować swoich sił na rynkach zachodnich, to po 1 maja 2004 może zarejestrować firmę albo gabinet w dowolnym kraju UE. To, czy mu się powiedzie, zależy od popytu i kosztów utrzymania pracowników (podatki, ubezpieczenia, wynagrodzenia, czynsze itp.).

Jedyne, co wiadomo dziś na pewno, to to, że za pięć miesięcy polski przedsiębiorca chcący założyć firmę w UE będzie miał do załatwienia mniej formalności niż dzisiaj. Obecnie obcokrajowiec chcący zarejestrować działalność gospodarczą w danym kraju musi zdobyć m.in. zezwolenie ministerstwa spraw zagranicznych, poprzedzone sprawdzaniem i prześwietlaniem przedsiębiorcy.
Przyszłość, która z grubsza wygląda dość atrakcyjnie, wygląda mniej ciekawie, gdy wejdziemy w szczegóły.
- Po 1 maja nie czekają nas żadne ułatwienia, tylko same utrudnienia i niewiadome - mówi Janusz Szponarski, dyrektor ds. ekonomicznych Przedsiębiorstwa Eksportu Usług Technicznych Opex w Opolu. - Nie ma żadnych rozstrzygnięć i regulacji co do tego, jakie przepisy będą nas obowiązywały po 1 maja jako eksportera usług: polskie czy niemieckie. Nie wiemy, jakie będziemy płacić składki ubezpieczeniowe - polskie czy niemieckie, jaki będzie obowiązywał kodeks pracy, czy kontrakty zawarte wcześniej nadal będą obowiązywały, czy trzeba podpisywać nowe. W tej chwili ani Ministerstwo Gospodarki ani Urząd Komitetu Integracji Europejskiej nie potrafią nam odpowiedzieć na te pytania. Odpowiadają "na okrągło", to znaczy tak, że nic z tego nie wiadomo.

Wiele znaków zapytania rodzą np. przepisy dotyczące zatrudnienia: z jednej strony w większości krajów obowiązywać będą kilkuletnie okresy przejściowe na legalną pracę obcokrajowców, z drugiej - firmy polskie działające np. w Niemczech mają działać na takich samych zasadach jak niemieckie. Pracodawcy do dziś nie wiedzą, na jakich zasadach będą mogli zatrudniać tam swoich, czyli polskich pracowników. Teraz obowiązują limity zatrudnienia naszych pracowników ustalane w umowach bilateralnych, jak będzie za cztery miesiące - nie wiadomo.
- Wątpię, żeby te sprawy zdążyły się wyjaśnić do 1 maja tego roku - mówi Janusz Szponarski z Opexu. - Raczej bardziej prawdopodobna będzie data 1 maja 2006. A przez ten czas życie będzie weryfikować rzeczywistość z przepisami, nie wiadomo tylko, czy z korzyścią czy stratą dla firmy.

Zapytaliśmy w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, czy polskim drobnym usługodawcom opłaci się zakładać firmy w Unii i o ile będzie to łatwiejsze niż dziś. W odpowiedzi kazano nam spisać pytania na kartce i wysłać faksem.
Odpowiedź znaleźliśmy szybciej na naszym opolskim podwórku. Polskim usługodawcom i innym firmom nie będzie wcale tak łatwo na rynku unijnym, jak to wygląda w ogólnych deklaracjach - potwierdza Jacek Roguła, dyrektor Biura Gospodarczego Nadrenii-Palatynatu i Śląska Opolskiego.
- Eksport usług nie jest atrakcyjną dziedziną dla polskich rzemieślników - przekonuje Roguła. - Podstawowym utrudnieniem jest to, że kwalifikacje do wykonywania danego zawodu muszą być zweryfikowane w Niemczech egzaminem, który obcokrajowiec musi zdać przy działających tam izbach rzemieślniczych. Zresztą trudno nawet zainteresowanemu odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie o warunki funkcjonowania, bo w każdym landzie są nieco inne przepisy. Urzędnik niemiecki nie ma obowiązku informowania o wszystkich szczegółach, dlatego dobrze jest wynająć kancelarię adwokacką, która zajmie się wszystkimi formalnościami. Z praktyki wiem jednak, że te kancelarie nie zawsze sumiennie wywiązują się ze swoich obowiązków.
Roguła podkreśla, że w krajach UE biurokracja jest nie mniejsza niż w Polsce. Jeden z jego znajomych, zanim uruchomił firmę, przez pół roku załatwiał dziesiątki formalności. Według niego Niemcy to nie jest kraj sprzyjający działalności gospodarczej: koszty pracy, podatki, ubezpieczenia nie są mniejsze, niż w Polsce. Z powodu skomplikowanego systemu podatkowego trudno nawet prosto porównać wielkość podatków, bo np. wysokość stawki podatkowej uzależniona jest od liczby członków rodziny podatnika (u nas tego nie ma).

Jeśli więc ktoś liczy na to, że zrobi złoty interes na tym, że założy np. w Goerlitz (Zgorzelcu) zakład fryzjerski, zatrudni w nim polskie fryzjerki, którym będzie płacił tak jak w Polsce, a inkasował za usługi według niemieckich cenników, to się grubo myli.
Przede wszystkim osoby pracujące za granicą obejmuje kodeks pracy obowiązujący w danym kraju. W każdym są określone wynagrodzenia minimalne, których nie można bezkarnie zaniżać. Poza tym składki ubezpieczeniowe (odpowiednik polskiego ZUS) są o około 40 proc. wyższe niż w Polsce.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska