Rada miasta pożyczyła spółce pieniądze, za które miała być kontynuowana budowa mieszkań na osiedlu Kolorowym. Cała pożyczka wynosiła 1,4 miliona złotych. Dodatkowe 400 tysięcy to odsetki i inne inwestycje, które miasto przeprowadziło na budowie.
Wczoraj Wiesław Henzler, syndyk masy upadłościowej Dobrych Domów. poinformował, że nie chce uznać wierzytelności miasta. Innymi słowy z zysków osiągniętych przez spółkę nie zamierza spłacać długów wobec miasta.
Syndyk powołał się na kodeks spółek handlowych, który mówi, że pożyczka udzielona przez jednego z udziałowców (a miasto miało 49 procent udziałów w Dobrych Domach) jest traktowana jako podwyższenie kapitału spółki.
- Wiem, że moja decyzja jest niekorzystna dla miasta, jednak to jedyna droga. aby spłacić wierzytelności wykonawców. Bez tego nie mieliby oni szans odzyskać swoich pieniędzy - mówi syndyk.
Pożyczkę dla Dobrych Domów zaproponował poprzedni zarząd miasta, na czele którego stał Piotr Synowiec, dzisiaj szef klubu radnych SLD. - Biorąc pod uwagę fakt, że udało się wybudować mieszkania, udzielenia pożyczki nie można uznać za błąd - mówi Synowiec. - Syndyk musi dbać o interesy spółki, którą zarządza, stąd taka jego decyzja. Ja natomiast broniłem wówczas interesów mieszkańców i na tym polega różnica - dodaje.
Według Janusza Kowalskiego, radnego i szefa Stowarzyszenia "Stop Korupcji" ówczesny prezydent powinien ponieść konsekwencje udzielenia "nietrafionej" pożyczki. - Prawda jest taka, że rozpłynęły się prawie dwa miliony publicznych pieniędzy, za które można by wybudować choćby krytą pływalnię na Zaodrzu - mówi Kowalski. - Sprawę natychmiast powinna wyjaśnić komisja rewizyjna. Jeżeli potwierdzi zarzuty, były prezydent nie powinien pełnić żadnych funkcji publicznych. Będę pierwszy, który zainteresuje prokuraturę tą sprawą - zapewnia.
- Decyzję o udzieleniu pożyczek zaakceptowała rada miasta. Obecni radni nie do końca orientują się w panującej wówczas sytuacji - dodaje Piotr Synowiec.
Jednym z niewielu radnych, który przed ponad rokiem protestowali przeciwko pożyczce, był Janusz Wójcik z OKOP-u. Od początku twierdził, że najlepszą drogą do dokończenia budowy jest ogłoszenie upadłości spółki Dobre Domy. Dziś okazuje się, że miał rację.
- I marna to dla mnie satysfakcja - mówi Wójcik. - Gdyby podliczyć wszystkie pieniądze, które miasto władowało w Dobre Domy, okaże się, że metr kwadratowy mieszkania kosztuje tam 5 tysięcy złotych. Można oczywiście budować w ten sposób, ale jaki ma to sens? Jak zwykle okazało się, że mądry Polak po szkodzie - kończy.
Mirosław Pietrucha, rzecznik prezydenta Opola, zapewnił, że ratusz będzie jeszcze walczył o stracone pieniądze. - Decyzja syndyka nie jest ostateczna, musi ją zaakceptować jeszcze sędzią komisarz. Przed nim będziemy dochodzić swoich praw - zapewnia.
Pietrucha podkreślił jednak, że cała sytuacja nie zmienia oceny dotychczasowej pracy syndyka. - Sposób, w jaki kontynuuje on budowę jest godny podziwu - zapewnia. - Obecny prezydent także był mocno nakłaniany do udzielenia pożyczki Dobrym Domom. Nie uległ tej presji i dziś okazuje się, że miał rację - dodaje rzecznik.
Jeszcze większe straty poniesienie firma Ekobud. Syndyk nie zamierza uznać większości z jej 6 milionów długów. Powodem są nieterminowo przeprowadzone odbiory techniczne. Właścicielem spółki jest Eugeniusz K., podejrzany w śledztwie prokuratury w sprawie tzw. afery Dobrych Domów.
Eugeniusz K. jest także właścicielem siedmiu mieszkań w jednym z kończonych właśnie budynków na osiedlu Kolorowym. - Pan K. będzie traktowany przeze mnie jak każdy inny mieszkaniec osiedla. Jeżeli wpłaci brakującą ratę, otrzyma klucze. Jeżeli się nie zgłosi, jego mieszkania zostaną wystawione na sprzedaż - kończy.
Syndyk na swojej liście pozostawił około 70 wierzycieli, którzy w Dobre Domy zainwestowali około 9 milionów złotych.