Violetta Porowska musi się przecież gdzieś wykrzyczeć. Choćby na boisku

Redakcja
Zawsze tak organizuje sobie tydzień, aby znaleźć czas na grę w badmintona. Tu może wykrzyczeć się do woli.
Zawsze tak organizuje sobie tydzień, aby znaleźć czas na grę w badmintona. Tu może wykrzyczeć się do woli. Fot. Paweł Stauffer [O]
Gdy pani „wice” mówi „mój kalendarz”, wcale nie ma na myśli oprawionego w skórę kajetu z równo wydrukowanymi tabelkami i datami. „Mój kalendarz” to zwyczajne kartki papieru.

Dwie kartki, a na nich wykreślone odręcznie niebieskim długopisem kolumny: pierwsza - służbowa, druga - prywatno-służbowa, trzecia - tylko prywatna. Pozycji w każdej z kolumn jest kilkadziesiąt. Przy każdej - zapisano w minutach czas, jaki trzeba poświęcić danej czynności. Bywa, że ten czas jest przekreślany i - na czerwono - wpisywany nowy, krótszy, bo doby nie starczy, by zrealizować wszystkie plany. I tak w pierwszej kolumnie porządkowanie dokumentów zostało skrócone o 20 minut. W drugiej kolumnie -wypadło jedno spotkanie. W trzeciej - pod znakiem zapytania stanęła pozycja „fryzjer”.

Rodzynek! W jednej z tabel dostrzegam pozycję: Zastanowić się nad treścią podziękowań dla osób, które głosowały na mnie w plebiscycie Kobieta Sukcesu (Porowska wygrała plebiscyt nto, zdobywając 48 tysięcy głosów internautów).

- Planujesz nawet myśli? - pytam.

- Nie. Jednak taki plan pomaga uporządkować owe myśli - odpowiada.

Czym skorupka za młodu

Kto zna Violettę Porowską - wie, że stanowisko wicewojewody opolskiego to nie wyłącznie efekt „układu” ani łutu szczęścia. To naturalna kolej rzeczy: - Zapracowałam na to, gdzie obecnie jestem! - podkreśla Porowska.

W polityce jest od końca lat 90. i zawsze była zauważana - przez wyborców i przez działaczy. Od wyborów na prezydenta Opola, a więc od 6 lat, było jasne, że Porowska jest na fali wznoszącej. Nie weszła do drugiej tury - ale o włos, uzyskała 21 procent głosów, i to w mieście postrzeganym jako platformerskie. Taka ilość głosów dla kandydatki PiS to był hit.

- Jeżeli człowiek w polityce się nie poskłada po tym, jak w danym momencie nie dojdzie do celu, to nie nadaje się do tej roboty - mówi Violetta.

Siedzimy w jej gabinecie. Ona w sukience w kolorze indygo, ozdobionej ogromną broszą. Broszka - czyżby znak rozpoznawczy kobiet PiS-u? Wicewojewoda uśmiecha się, bo jej słabość do broszek, apaszek i wszelkich innych ozdobnych szczegółów garderoby (oraz do butów na szpilkach) znana jest od lat.
Ale powróćmy do polityki. Rok po wyborach prezydenckich startowała na posła, jak sama podkreśla - wówczas nie była do tego pomysłu zbyt przekonana, bo tak naprawdę chciała zostać w regionie. I tak się wreszcie stało, została posłem, ale w opolskim sejmiku.

- W kolejnych wyborach zbierałam coraz więcej głosów, wynika to stąd, że ludzie mnie kojarzyli nie jako krótkotrwały byt, ale jako osobę konsekwentną i działającą - przedstawia jeden z powodów swego politycznego sukcesu.

W strukturach PiS-u też z roku na rok zdobywała coraz większy autorytet.

- Ostatecznie ze zwykłej członkini zostałam członkiem zarządu PiS - mówi.

Mając 20 lat, pierwszą pracę podjęła jako pielęgniarka. Szybko zdecydowała się na studia - najpierw prawnicze, potem politologiczne w specjalizacji administracja rządowa i samorządowa, jakby tego było mało - zrobiła podyplomówkę z administracji Unii Europejskiej. Zaczęła pisać doktorat z zarządzania w służbie zdrowia… Na razie odłożyła go na półkę, ale tylko na jakiś czas.

Od dawna powtarzała w wywiadach, że na karierę polityczną była praktycznie zdecydowana od dziecka, bo jako dziewczynka uwielbiała uczestniczyć dyskusjach swych wujków, a dotyczyły one polityki. Miała swój pogląd na temat Piłsudskiego, Układu Warszawskiego, wydarzeń sierpniowych, stanu wojennego, a potem prezydentury Wałęsy, powrotu lewicy, przejęcia władzę przez PO.
Mistrzyni pijaru

Są tacy, którzy uważają, że nie pasuje do wizerunku swej partii, ale konkretnych argumentów nie potrafią podać. Może chodzi o to, że jest atrakcyjną i bezpośrednią kobietą z rozpoznawalnym stylem, mistrzem pijaru (wystarczy spojrzeć na obecną stronę internetową z aktualnościami z pracy Urzędu Wojewódzkiego, gdzie widać głównie panią wicewojewodę - spotkanie, wizyta, delegacja, konferencja...). Nie wszyscy działacze jej partii potrafią działać z taki rozmachem i tak to sprzedać.

Sama Porowska komentuje: - Zawsze byłam pisówką z krwi i kości.

Chociaż… Kiedyś w Opolu organizowała wraz z działaczkami o raczej eko-lewicowych poglądach happening promujący karmienie piersi i nakłaniający władze lokalne oraz biznesmenów do tworzenia miejsc, w których można by było dyskretnie karmić piersią dzieci, przekonując ludzi, aby nie gorszyli się na widok karmiącej mamy, np. w parku czy na ławeczce obok miejskiego skweru. Usłyszała od kolegów z partii, że przesadza z tym feminizmem i nie przystaje w swych działaniach do konserwatywnej partii. To było ćwierć wieku temu. Koledzy dojrzeli.

Postrzegana jest wciąż właśnie jako feministka, choćby z uwagi na język, jakim mówi o sobie: polityczka, społeczniczka (choć na wicewojewodę już żeńskiego odpowiednika nie znajdziemy). Sama dystansuje się:

- Feministkę rozumie się jako wroga mężczyzn, a ja nim nie jestem. Tyle że sprawy kobiet są mi bliskie. Nie ukrywam, że polityka to typowo męski świat. Dzięki temu, że w tym świecie jest coraz więcej pań, łatwiej jest dostrzegać w polityce społeczne kwestie związane z macierzyństwem, czy karierą kobiet - stwierdza.

Jest przeciwna podziałowi na mamy - strażniczki domowego miru oraz mamy stawiające na karierę, szczególnie jeśli z podziałem tym związane są też oceny: ta lepsza, ta gorsza. Sama jest mamą 8-letniego Mietka. Zdarza się jej spóźniać z sianiem rzeżuchy, jednak nie spóźnia się na późnowieczorne pogaduchy z synem.

- Gdy Mietek jest już w łóżku, czyszczę umysł z wszystkich urzędowych spraw, kładę się obok niego i rozmawiamy, rozmawiamy, rozmawiamy. Co w szkole, z kim się bawił, co narysował, jak było na treningu karate, dlaczego nie chce się uczyć języka niemieckiego…?
Znów kalendarz. Zapełniony

Gdy poznała swego obecnego męża, była już znanym, aktywnym politykiem w regionie.

- I taka mu się podobałam: aktywistka, z otwartym umysłem - wspomina. We wrześniu przyjęła oświadczyny. - Siedzimy sobie w restauracji, jest miło i mój narzeczony przechodzi do konkretów, stwierdza, że chce się żenić jeszcze w tym roku - wspomina. „Ale ja nie mam już wolnych weekendów w tym roku” - mówi narzeczona i daje mu swój kalendarz. I faktycznie - niewiele się pomyliła, jej ukochany znalazł do końca grudnia tylko jeden wolny weekend. Wówczas się pobrali.

Zwolniła tempo, gdy pojawił się syn. Wtedy były jeszcze krótkie, bo 4-miesięczne urlopy macierzyńskie. Kolegom z partii powiedziała:- Wyłączam się na te 4 miesiące. Udało się, tylko dwa razy do niej zadzwonili. Jednak do pracy musiała szybko wrócić, aby nie stracić posady. Zresztą i tak wkrótce czekało ją przeniesienie, bo akurat rządziła PO i taka „pisówka” na dyrektorskim stanowisku (szefowała Centrum Zdrowia Publicznego) raziła w oczy. Trzeba jednocześnie przyznać, że obecna wojewoda, mimo wszystko, generalnie świetnie dawała sobie radę w życiu zawodowym i politycznym, bez względu na to, kto rządził - lewica czy prawica - potrafiła się realizować jako szef i menedżer. Była pełnomocnikiem wojewody, tworzyła opolski Bank Żywności, szefowała Centrum Zdrowia Publicznego, była radną miejską, wiceprzewodniczącą RM, wybudowała szpital, działała charytatywnie. Czyli wszędzie było jej pełno.

Przez ostatnie 6 lat wydawało się, że odnalazła się także w biznesie - zaczęła tworzyć w Kluczborku nowoczesny niepubliczny szpital, centrum leczenia kręgosłupa.

- Marketing i zarządzanie to mój żywioł, wiedziałam, że pracę przy tworzeniu spółki medycznej pogodzę z polityką. Co innego prowadzenie szpitala, który już powstał - byłabym albo złą polityczką albo złą menedżerką - mówi.

Od ostatnich wyborów jej partia decyduje mieście, ale i kraju. Nic dziwnego, że Violetta Porowska rok temu została szefową jednej z ważniejszych przychodni miejskich w Opolu. Wiceprezydentem miasta był wówczas bliski jej światopoglądowo, Janusz Kowalski.

- Do konkursu stanęłam z konkretnym dorobkiem szefa szpitala i Centrum Zdrowia Publicznego, programem wprowadzenia systemu zintegrowanego certyfikatu ISO (certyfikaty nowoczesnego systemu zarządzania) plus certyfikat międzynarodowy ISO. I to udało się zrealizować - mówi. Nikogo nie zdumiało, że to ona wygrała konkurs, ale jednocześnie nikt nie odmawia jej profesjonalizmu, w przychodni mówią o niej dobrze: - Uśmiechnięta, elektryzująca energią. Szanowała za pracę, nie patrząc na poglądy.
Parę razy pytam o życiowe wybory, jakich musiała dokonać, aby przez dziesięciolecia utrzymać się w polityce. Nie uzyskuję konkretnej odpowiedzi.

- Zawalone wieczory, niezorganizowane święta, brak czasu na spacery… - wymienia. Właściwie to samo może wymienić każda zapracowana kobieta. - Właśnie, bo polityka to praca - podkreśla. - Tak naprawdę poważnym wyborem było: czy chce zostać w biznesie i spełniać się jako menedżerka , czy też być polityczką.

Więc zamiast czołową menedżerką w służbie zdrowia, została niedawno wicewojewodą. Nie była jedynym kandydatem na to stanowisko, co więcej - w pewnym momencie wydawało się, że pewniakiem jest Arkadiusz Szymański, zresztą bardzo dobry partyjny kolega Violetty. - Między nami była ostra rywalizacja - przyznaje i dodaje, że z Arkadiuszem wciąż są w poprawnych relacjach.

- W polityce nie można się obrażać na konkurentów, trzeba odróżniać interes osobisty od interesu ogólnego -przedstawia kolejny przyczynek do politycznego sukcesu. I dorzuca jeszcze: - Faktem jest, że ilość wrogów przesądza o sukcesie człowieka.
Kobiece porządki

Gdy weszła do gabinetu wicewojewody, zarządziła: nowy kolor ścian, zamiast rolet - miękkie zasłony, na ścianach powiesiła reprodukcję pierwszej litografii Opola. Nie ulega wątpliwości: w tym pokoju nie pracuje mężczyzna. Na komodzie wicewojewoda ustawia prezenty od gości, a ci obdarowują ją - jak to kobietę - pluszakami i kwiatami. - Lubię to - mówi.

Biurko i stół konferencyjny są zapełnione papierami. Spotkanie odbywa się za spotkaniem. I jeszcze hałasuje komórka.

- W takich warunkach pracy bardzo ważna jest higiena życia codziennego - mówi. - Staram się jadać regularne posiłki choć nie zawsze się mi to udaje - mówi. Zdarzyło się, że jadła sałatkę jarzynową, przyjmując w gabinecie pewna panią, ale ta - wiadomo - jak to kobieta - zrozumiała, że jest taka potrzeba.

Przynajmniej raz w tygodniu gra w badmintona, zawsze lubiła ten sport, ale… - Nabrał on dla mnie magicznego znaczenia - mówi. - Bo dbam nie tylko o siłę i kondycję fizyczną. W pracy zbieram w sobie każdego dnia sporo adrenaliny, ale nie ma jej gdzie z siebie wyrzucić. Ten badminton jest dla mnie bardzo ważny, bo to wentyl bezpieczeństwa - mogę wszystko z siebie wyrzucić, wykrzyczeć. I tak co niedzielę jestem na boisku, co nie tylko widać, ale i słychać.

No i czyta. Teraz - zwykle przy śniadaniu - czyta „Ginekologów” Jurgena Thorwalda, autora takich bestsellerów jak „Stulecie chirurgów” czy „Stulecie detektywów”. Z uwagi na bezpośrednie opisy, pozycja ta nie jest może zbyt „apetyczna”, ale pani wicewojewoda sięga po nią rano, do śniadania - bo wtedy ma czas na lekturę.

Violetta Porowska została wybrana przez Czytelników nto Kobietą Sukcesu roku 2016. Obok niej tytuł ten otrzymała decyzją kapituły nagrody blogerka z Komprachcic, Anna Dydzik (autorka bloga Nieperfekcyjna Mama).

- Gdy poznałam wyniki plebiscytu, pomyślałam sobie: Jak to dobrze, że laureatkami są z jednej strony kobieta z polityki, z drugiej - kobieta z sieci. To pokazuje, że dla pań nie ma dziedzin życia, w których się nie sprawdzą - mówi.

Pani wicewojewoda nie jest feministką. To kobieta sukcesu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska