W Białowieży mamy najstarszego sołtysa w Polsce

fot. Krzysztof Strauchmann
Jan Walichiewicz nie przekonał się jeszcze do komputera, od 42 lat wszystkie pisma urzędowe stuka na maszynie do pisania.
Jan Walichiewicz nie przekonał się jeszcze do komputera, od 42 lat wszystkie pisma urzędowe stuka na maszynie do pisania. fot. Krzysztof Strauchmann
Jan Walichiewicz ma 92 lata, a od 42 rządzi Białowieżą. Ludzie wybierali go już jedenaście razy z rzędu.

Wszystkim tylko życzyć takiego sołtysa! - mówi Ryszard Jastrzębski, który w niewielkiej Białowieży koło Otmuchowa prowadzi tartak. - A że trochę wiekowy? Wcale tego po nim nie widać, sprawny fizycznie, intelektu można pozazdrościć. Superfacet!

- Wiek mu w niczym nie przeszkadza - dodaje Andrzej Gul. - A że jest człowiekiem zasłużonym, to ma wszędzie poszanowanie.
- Nikogo nie zostawi bez pomocy - Zdzisław Rutkowski prosto tłumaczy, dlaczego zawsze głosuje na Jana Walichiewicza.

Białowieża w gminie Kamiennik ma niewiele ponad stu mieszkanców, a może się poszczycić najstarszym w Polsce sołtysem. Jan Walichiewicz ma 92 lata. Społeczną funkcję pełni nieprzerwanie od 42 lat, czyli od jedenastu kadencji. Na dodatek od dwóch tygodni jest majorem Wojska Polskiego, bo właśnie odebrał nominację na dorocznym zebraniu Wojewódzkiego Związku Kombatantów.
- Przyzwyczaiłem się do stanowiska - śmieje się pan Jan, ale tak naprawdę działalność społeczna jest jego powołaniem i przy okazji świetną metodą na zachowanie sprawności. - Nawet sobie następcy nie szykuję, bo po co. Chociaż na koniec tej kadencji pewnie już podniosę ręce i się poddam...

Gabinet sołtysa ma na piętrze domu, gdzie mieszka razem z żoną Katarzyną (ślub w 1942 roku!) oraz synem Józefem, który przejął po nim gospodarstwo. Komputera jeszcze nie opanował. Pisma urzędowe wystukuje na maszynie do pisania, podarowanej przez Związek Kombatantów. Do późna przesiaduje nad książkami, które woli bardziej od filmów w telewizji. Mieszkańców trzech przysiółków, na które składa się jego Białowieża, odwiedza na rowerze.

- I pomaga mężowi dobre jedzenie z własnego ogrodu - dodaje pani Katarzyna (88 lat). Katarzyna Walichiewicz trafiła do Białowieży pierwsza, jako repatriantka, razem z dwuletnią córką Izą. Było lato 1945 r. Przesiedlono ją z wioski Dobryłówka w województwie tarnopolskim. On pochodzi z Milatyna Nowego w sąsiednim powiecie.

Jako kapral walczył w kampanii wrześniowej, potem zwolniony z niewoli wrócił do rodzinnej miejscowości. Wiosną 1940 roku jego rodzinę sowieckie władze wywiozły na Syberię. Jemu udało się uciec i ukryć się u szwagra, który był dyrektorem szkoły w Dobryłówce.

- Żona mieszkała po sąsiedzku, byliśmy jak Kargule z Pawlakami - wspomina żartobliwie pan Jan. - Codziennie widziałem ją przez sztachety płotu.
- Już po ślubie mąż o mało nie zginął - opowiada pani Katarzyna. - Ukraińscy nacjonaliści wyprowadzili go na drogę przed domem na egzekucję. Wybronił go sołtys, też Ukrainiec.
W 1944 roku, już po przejściu frontu przez Dobryłówkę, pan Jan trafił do II Armii Wojska Polskiego. Kierował batalionem samochodowym. Wojnę zakończył na Wale Pomorskim. Potem służył zawodowo w I Pułku Lotnictwa Myśliwskiego. Po paru latach zatęsknił do rodziny i wrócił do domu w Białowieży. Zajął się własnym gospodarstwem rolnym.

- Pamiętam, gdy w 1966 roku pierwszy raz wybrano mnie na sołtysa, mieszkańcy osiedla Siemionka w moim sadzie zostawiali buty i boso wracali do domów, takie było błoto na drodze - sołtys z dumą pokazuje swoje największe osiągnięcie: dwa kilometry asfaltu z Białowieży do Siemionki.

Jeszcze dwa lata temu polna droga wiodła tędy przez wąski wąwóz, w którym nie mogły się minąć nawet dwa konne wozy. - A w zimie pogotowie nie mogło tam dojechać do rodzących kobiet - dodaje pan Jan. - Walczyłem o drogę 40 lat!

Przez te 11 kadencji zmieniło się więcej. Już nie trzeba chodzić do sołtysa, żeby zadzwonić, bo telekomunikacja założyła ludziom telefony. Wszystkie zagrody mają elektryczność, wybudowano wiejski wodociąg. Tylko mieszkańców ubywa, bo ludzie przenoszą się do miasta. Nawet wnuczki sołtysa wyjechały w świat.

- Zżyłem się z tym wszystkim - Jan Walichiewicz pokazuje na swoją Białowieżę.
- Całe życie starałem się coś robić dla ludzi, we wsi, w Związku Kombatantów. To mnie podtrzymuje na duchu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska