W Publicznym Przedszkolu nr 7 średniaki powtarzają za panią Basią: - How are you? I'm fine! To jedna z pierwszych po wakacyjnej przerwie lekcji angielskiego, ale dzieci szybko przypominają sobie słówka, zwroty i piosenki.
Współpracują tym chętniej, że doskonale znają swoją panią. Barbara Krzyżanowska jest jedną z nauczycielek w przedszkolu i jednocześnie już drugi rok z rzędu uczy angielskiego wszystkie dzieci.
Ale to wyjątek. W pozostałych dziewięciu przedszkolach panie z angielskiego nie pojawiły się i nie będzie ich przez najbliższe miesiące. Powód? Urzędnicy z magistratu nadzorujący oświatę uznali, że pobieranie opłat od rodziców za dodatkowe zajęcia z języków czy rytmiki jest niezgodne z prawem.
A tylko przedszkole nr 7 ma własną nauczycielkę angielskiego. W pozostałych - podobnie jak w tysiącach przedszkoli w Polsce - języka uczą nauczyciele z prywatnych szkół językowych.
- Nowe przepisy w ustawie o systemie oświaty, które weszły w życie 1 września, mówią, że trzeba wskazać, za jakie zajęcia opiekuńczo-wychowawcze w przedszkolu gmina pobiera opłatę - tłumaczy Jadwiga Trzęsowska, kierownik Biura Oświaty w Urzędzie Miasta. - I rodzic nie może płacić jednocześnie za prowadzone w tym samym czasie inne zajęcia.
Jak mówi kierownik, urzędnicy konsultowali się w tej sprawie z ministerstwem edukacji, studiowali też wyroki sądów, bo rodzice w innych miastach w Polsce podawali samorząd do sądu i wygrywali.
- Nie możemy narażać się na zwrot pieniędzy z odsetkami - tłumaczy Jadwiga Trzęsowska. - Dlatego będziemy szukać innego rozwiązania i przygotujemy nowy projekt uchwały w sprawie odpłatności za przedszkola.
Możliwości jest kilka, ale wszystkie wymagają czasu i w najbliższych miesiącach angielskiego nie będzie.
Jakie są możliwe rozwiązania problemu? Przedszkola mogłyby zatrudnić dodatkowego anglistę, ale to wiązałoby się z większymi kosztami. Można też zezwolić na zajęcia prowadzone przez szkoły językowe, ale w godzinach popołudniowych, np. po 16.30.
W takim przypadku przedszkola nieodpłatnie użyczałyby sali, a rady rodziców same podpisywałyby umowy ze szkołami językowymi. To może budzić opór rodziców. - Chciałabym, żeby córka miała angielski. I nie widzę nic złego w tym, żeby te zajęcia odbywały się w przedszkolu.
Przecież dzieci, które nie chodzą na te lekcje, mają zapewnioną opiekę nauczycielek - mówi Anna, mama 5-latki. - Ale zajęcia koło godz. 17 nie mają sensu, o tej porze małe dzieci są za bardzo zmęczone. Podobne opinie usłyszeliśmy od kilkorga rodziców, ale prawie nikt głośno nie protestuje.
- U mnie tylko jeden z rodziców napisał list i na pewno otrzyma odpowiedź - mówi Urszula Siwek, dyrektor przedszkola nr 3. - Dopiero jednak wróciłam z urlopu i nie wiem, co zrobimy z tym problemem.
Martwić się nie muszą jedynie w przedszkolu nr 7.
- Mieliśmy niedobre doświadczenia z lektorami angielskiego czy instruktorami tańca, którzy nie zawsze mieli odpowiednie kwalifikacje i często się zmieniali - przypomina dyrektor Elżbieta Michalska. - Dlatego dawno uznałam, że lepiej mieć swoich i wysłałam nauczycieli na dodatkowe studia.
Tym bardziej, że dzieci źle znoszą ciągłe zmiany i chcą mieć jedną panią na dłużej. Dzięki temu jedna nauczycielka uczy angielskiego, druga w tym roku zaczyna zajęcia z rytmiki. Rodzice nie zapłacą za to ani złotówki.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?