W Cadbury nie jest słodko. Byli pracownicy fabryki w Skarbimierzu przerywają milczenie

fot. Tomasz Dragan
Paweł Jedliński: -  Kiedy wróciłem do pracy, z szanowanego pracownika stałem się niewygodnym człowiekiem. Zręcznie pozbyto się mnie z firmy.
Paweł Jedliński: - Kiedy wróciłem do pracy, z szanowanego pracownika stałem się niewygodnym człowiekiem. Zręcznie pozbyto się mnie z firmy. fot. Tomasz Dragan
Pracownicy twierdzą, że zdarzają się przypadki tuszowania wypadków przy pracy oraz zastraszanie ludzi, którzy biorą pourazowe zwolnienia lekarskie. Fabryka grozi sądem twierdząc, iż to oszczerstwa. Tymczasem Państwowa Inspekcja Pracy przedłużyła w niej kontrolę.

Marki Cadbury nikomu przedstawiać nie trzeba. Zwłaszcza brzeżanom, którzy stali kolejkami po pracę w brytyjskim koncernie produkującym słodycze. Świetne zarobki jak na powiat ogarnięty bezrobociem, spory pakiet socjalny w postaci dopłat do obiadów i dowożenia pracowników do zakładu.

Na dodatek w firmie wręcz rodzinne stosunki. Wszyscy są ze sobą per ty od kierownika do sprzątacza. - Słodka, wydawałoby się, przygoda z "gumą" w moim przypadku smakowała bardzo gorzko - mówi Paweł Jedliński, były już pracownik zakładu Cadbury.

- Byłem sumiennym pracownikiem. Miałem zresztą awansować ze stanowiska operatora na funkcję starszego operatora, a informacja o tym była wywieszona na tablicy ogłoszeń. Pech chciał, że tuż przed awansem miałem wypadek na hali produkcyjnej. Wioząc wózkiem ładunek, poślizgnąłem się na rozlanej cieczy, której nie zauważyłem.

Miałem m.in. uraz głowy, a kierownik działu BHP namawiał, bym nie brał zwolnienia lekarskiego. Nawet kiedy leżałem po urazie w domu. Tymczasem uderzenie było poważne, chorowałem aż jedenaście dni. Kiedy wróciłem do pracy, z szanowanego pracownika stałem się niewygodnym człowiekiem. Zręcznie pozbyto się mnie z firmy.

Po prostu nie przedłużono mi umowy, która wygasała pod koniec czerwca. Nie pomogły moje prośby, wyjaśnienia. Uważam, że to była zemsta za to, iż poszedłem na zwolnienie lekarskie i formalnie zgłosiłem całą sprawę w zakładzie.

Po co ci L-4?

Jedliński opowiada, że w ciągu kilkunastu miesięcy jego pracy atmosfera w firmie stała się wręcz nie do zniesienia. Chodzi o bezpieczeństwo pracy oraz wypadki, do jakich dochodziło w firmie. Stłuczenia ciała, rozcięcia, najechania wózkiem widłowym na nogę, uderzenia o maszyny itp. Pracownicy ulegający wypadkom mieli być nagminnie zastraszani, by nie brali zwolnień lekarskich.
Opowiada, że zamiast zgłaszania wypadku, kierownicy wymuszali, by ludzie rezygnowali z L-4 i przychodzili do pracy. W zamian mieli siedzieć w biurze do czasu zaleczenia kontuzji. Pan Paweł twierdzi, że w fabryce ludzie kierowani byli do pracy na stanowiska, nie mając do tego przeszkolenia. Wszelkie formalności załatwiano na papierze, poświadczając, iż dana osoba przeszła niezbędny kurs.

- Byłem świadkiem takich "szkoleń", kiedy jednego dnia zmiana np. odbyła 8-godzinne ćwiczenia z obsługi maszyny. Tylko że jednocześnie szła w tym czasie produkcja. Czyli ci sami ludzie szkolili się i równocześnie pracowali? Wszyscy o tym doskonale wiedzą, ale nikt nie śmie kiwnąć palcem, bo ludzie boją się o pracę. Do czasu, aż nie stanie się jakieś nieszczęście, tak jak w moim przypadku - dodaje Paweł Jedliński.

"Działamy zgodnie z prawem"

Cadbury jako pierwsza zdecydowała się zainwestować w strefie ekonomicznej w podbrzeskim Skarbimierzu Osiedlu, budując tam fabrykę gumy do żucia. Firmie tak spodobało się miejsce, że niebawem otwiera tu zakład produkujący wyroby czekoladowe. W ciągu dwóch lat planuje tu zatrudnić nawet kolejne 250-300 osób. Teraz marka Cadbury należy do światowego producenta żywności, firmy Kraft.

W imieniu zakładu w Skarbimierzu Osiedlu oraz jego kierownictwa kontaktuje się z mediami jedynie rzecznik prasowy Kraft Polska w Warszawie, Agnieszka Kępińska. Wymiana zdań prowadzona jest w tej sprawie poprzez oświadczenia firmy. Dlatego też na nasze pytania dotyczące m.in. zarzutów Pawła Jedlińskiego pod adresem byłego pracodawcy, opinii na temat łamania praw pracowniczych, rzekomych fikcyjnych szkoleń, spółka ogranicza się do oficjalnego oświadczenia.

Czytamy w nim, że "Najważniejszy priorytet firmy Cadbury to działanie zgodne z prawem we wszystkich jego aspektach, ze szczególnym uwzględnieniem bezpieczeństwa pracy i kwestii pracowniczych. W razie dojścia do wypadku na terenie zakładu produkcyjnego firma stosuje się do wszystkich przepisów prawnych obowiązujących w Polsce oraz norm wewnętrznych.

Dotyczy to zarówno raportowania o zaistniałym zdarzeniu, jak i dalszego postępowania w takich przypadkach, w tym informowania i współpracy z odpowiednimi instytucjami państwowymi do tego powołanymi. Tak również, zgodnie z tymi zasadami, postąpiliśmy w tym przypadku - dlatego firma nie ma powodów, aby ten, jak i inne tego typu zdarzenia ukrywać. Informacje przekazane przez byłego pracownika firmy są nieprawdziwe - wypadek, do jakiego odnosi się były pracownik firmy, a fakt nieprzedłużenia z nim umowy o pracę nie mają ze sobą żadnego związku".

Agnieszka Kępińska dodała w rozmowie telefonicznej, że ukazanie się jakichkolwiek publikacji o firmie zawierających jej zdaniem nieprawdziwe opinie byłych pracowników stanowią naruszenie dobrego imienia firmy. W takich wypadkach koncern będzie kierować sprawy do sądu.

To nie są czasy komuny…

Tymczasem za Jedlińskim opowiedziały się związki zawodowe. Działacze i zarazem obecni pracownicy produkcji nie tylko potwierdzają wszystko to, co mówi Jedliński, ale również podają nowe przykłady łamania zasad bezpieczeństwa pracy. Przykro mówić, ale dochodziło do sytuacji, w której na jednej ze zmian kierownik publicznie podarł pracownicy zwolnienie lekarskie - nie ukrywa Tomasz Wachowski, przewodniczący komisji zakładowej NSZZ Solidarność.
Wachowski jest jednym z najdłużej pracujących w Cadbury.

Był na zagranicznym szkoleniu, jest uważany za sumiennego pracownika. Dodaje, że tutaj działacze związkowi nie są jakimiś starymi prykami znudzonymi robotą, ale młodymi ludźmi pełnymi zapału i energii. Dlatego troszczą się o firmę, bo uważają zakład za część swojego życia. - To nie są czasy komuny, gdzie ludzie mieli wszystko "w głębokim poważaniu", co stanie się z zakładem - argumentuje Wachowski.

- Nam naprawdę zależy, aby w firmie było normalnie, bo przecież to nasze miejsca pracy. Jednak jeśli dwa lata temu, kiedy ruszał zakład, mogło być normalnie, jak przystało na dużą fabrykę, teraz sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Naszym zdaniem to wina kilku kierowników, którzy wcześniej pracowali w jednej z fabryk koncernu samochodowego.

Tam ludzie odetchnęli, a my teraz mamy nieciekawie. Było co najmniej kilkanaście wypadków przy pracy, gdzie ludzie zostali zastraszeni pozbawieniem zatrudnienia, jeśli wezmą L-4, a firma będzie musiała nadać sprawie formalny bieg. Jeśli przyjdzie czas, to również powiemy o tzw. dokumentacji pracowniczej szkoleń i BHP. Jest tam wiele nieścisłości...

Solidarnościowcy nie ukrywają, że również oni są już na cenzurowanym w Cadbury. Po ujawnieniu przez nich problemów pracowniczych większość działaczy przeniesiono na jeden dział - pakownię. Zdaniem Wachowskiego chodzi o to, aby ograniczyć kontaktowanie się związkowców z innymi pracownikami. Komisja zakładowa liczy bowiem 60 osób na około 350 pracujących w zakładzie gumy.

Działacze są przekonani, że centrala koncernu w Warszawie nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w skarbimierskim zakładzie. Nasi kierownicy zapomnieli, że jest internet, telefony komórkowe, rozmowy w autobusach. Ludzie zawsze będą mówić o tym, co ich boli, zwłaszcza kiedy zależy im na pracy w zakładzie. Sam byłem publicznie szykanowany za to, iż jestem związkowcem - dodaje Wachowski.

Niestety, trudno jest poznać zdanie koncernu na temat opinii przedstawianych przez związkowców. Mimo pytań do rzecznik Agnieszki Kępińskiej dotyczących rzekomego wpływania na pozycję działaczy Solidarności w firmie, we wspomnianym wcześniej oświadczeniu dla nto nie ma ani słowa.

Z szeregowymi pracownikami Cadbury trudno jest rozmawiać, nawet nieoficjalnie. Przyznają, że nie chcą mieć do czynienia z tą sprawą w obawie przed utratą pracy. Paweł mógłby dać sobie spokój, bo i tak jest już poza fabryką. A wypadki? Było chyba z pięć i nikt nie robił z tego afer - mówią ludzie.

Nasi gorsi od Brytyjczyków

Ale Jedliński to nie jedyny były pracownik Cadbury, który nie boi się otwarcie mówić o tym, co działo się w firmie. Maciej Filipek, były pracownik i działacz Solidarności, pełniący wówczas rolę społecznego inspektora pracy, opowiada o powodach, które doprowadziły do niezdrowej sytuacji w zakładzie, a w konsekwencji łamania praw pracowniczych.

- Wszystko zaczęło się, gdy po okresie rozruchu firmy stanowiska zajmowane przez Brytyjczyków poszły w ręce naszego rodzimego kierownictwa - mówi Maciej Filipek. - Chcąc uzyskać premię za nadwykonanie planu, kierownicy zaczęli śrubować tempo produkcji. To z kolei przełożyło się na szeregowych pracowników, którzy po prostu nie nadążali z wytwarzaniem wyrobów. Zaczęły się zdarzać wypadki. Mechanizm działania kierownictwa i służb BHP był zawsze taki sam: wymuszali, aby dane osoby nie brały zwolnienia, tylko przychodziły do pracy.

Do czasu wyleczenia urazów były kierowane do lżejszych zadań. Pewnie kierownicy mieli premię za bezwypadkową pracę i wykonanie produkcji. Niestety, moje starania, aby ograniczyć ten proceder, skończyły się fiaskiem. Dlatego odszedłem z firmy. Zakładem w Skarbimierzu Osiedlu zainteresowała się opolska Państwowa Inspekcja Pracy. Pierwotnie kontrola miała trwać tydzień.

Dzisiaj okazuje się, że nie tylko inspektorzy mają pełne ręce roboty, ale przedłużyli inspekcję do końca miesiąca. Nie wykluczają, iż kontrola może potrwać jeszcze kolejnych kilka dni. - Na tym etapie nie ujawniamy żadnych szczegółów kontroli. Możemy tylko potwierdzić, iż dotyczy ona spraw związanych z BHP oraz prawami pracowniczymi - odpowiada Wacław Bojnowski, starszy inspektor pracy z opolskiej PIP.

Jednak o tym, o czym nie mogą mówić inspektorzy, nieoficjalnie rozmawiają już wszyscy pracownicy. Kontrolerzy mieli potwierdzić rzekome nieprawidłowości związane m.in. z dokumentacją szkoleń. Niestety, również te pytania pozostają bez odpowiedzi ze strony rzecznika Kraft Polska Agnieszki Kępińskiej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska