Zapewne po każdym odcinku w głowie telewidzek rodzi się tęsknota za podobnym gronem.
Jakby na zamówienie - przeczytałam analizę społecznych tęsknot do przyjaźni. Aż 42 proc. uważa ją za bardzo ważny element życia. Ale tylko kilkanaście podaje, że ma parę bliskich osób gotowych do pomocy.
Analitycy uważają, że najlepiej sprawdzają się przyjaźnie zawarte jeszcze w szkole lub na studiach. To dlatego, że wtedy mieliśmy więcej czasu na kontakty. Bywa tak, że ludzie bliscy sobie kiedyś, nawet jeśli nie widują się często, bo mieszkają w odległych miejscach i rozmawiają przez telefon, gdy się wreszcie spotkają w rzeczywistej przestrzeni, czują łączącą ich więź. Czas jej nie nadwątlił.
Córka mojej znajomej mówi, że ma na Facebooku kilkuset przyjaciół - nie tylko paru, jak mama. Ale jeśli złamie nogę, czy któryś z nich zawiezie ją do szpitala, poczeka, odstawi z gipsem do domu i zrobi zakupy?
Kiedy mieszkałam w bloku, jedynym jasnym punktem tej sytuacji byli sąsiedzi-przyjaciele. Mieszkając drzwi w drzwi, można było nie tylko pójść obok pożyczyć soli, ale także wpadać codziennie, opowiedzieć o problemach, liczyć na życzliwe wysłuchanie, zostawić dziecko, klucze, poprosić o podlanie kwiatów podczas nieobecności. Ci, którzy wyjechali z kraju, zazdrościli nam tej bliskości. A teraz i u nas zrobiło się jak wszędzie. W zapchanych kalendarzach nie ma zapisków: zadzwoń do M, a jeśli nawet, pod wpływem treści serialu, próbujemy skrzyknąć kilka osób, by się spotkać, udaje się to najwcześniej za miesiąc. Nikt nie ma czasu. Dopiero gdy coś złego się u nas zadzieje, stwierdzamy ze zdumieniem, jak jesteśmy samotni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?