W Głuchołazach ludzie boją się pić alkohol

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Ludzie mają świeżo w pamięci aferę z czeskim metanolem. Dlatego podejrzewają, że zmarli koledzy to ofiary sfałszowanej wódki znów przemyconej do sklepów. Oto etykiety napojów alkoholowych, które mogły być skażone.
Ludzie mają świeżo w pamięci aferę z czeskim metanolem. Dlatego podejrzewają, że zmarli koledzy to ofiary sfałszowanej wódki znów przemyconej do sklepów. Oto etykiety napojów alkoholowych, które mogły być skażone. Izba Celna w Opolu
Nie wiadomo, co pili dwaj koledzy, którzy zostali znalezieni martwi w swoich domach. Na mieszkańców padł strach, że to może być powtórka afery z metanolem.

I jak tu się teraz napić czegoś mocniejszego - komentują mężczyźni wysiadujący na ławkach głuchołaskiego rynku. W nocy z niedzieli na poniedziałek w mieście zmarły dwie osoby, które wcześniej razem piły.

- Całe rano nie mogłem się dodzwonić do kolegi. W końcu poszedłem do jego kamienicy, stanąłem pod drzwiami do mieszkania i jeszcze raz zadzwoniłem na jego komórkę.

Usłyszałem sygnał za drzwiami. Wtedy zajrzałem przez dziurkę od klucza i zobaczyłem, że leży na podłodze. Był już siny, kiedy tam weszliśmy - relacjonuje Marek L. Odnaleziony denat to 55-letni Tomasz R. z Głuchołaz, bezrobotny, mieszkający samotnie przy ul. Opolskiej.

Zamknięte drzwi siłą otwierali strażacy. Już po wejściu do mieszkania zmarłego koledzy denata namówili policję, żeby pojechać do jeszcze jednego mieszkania, na Strzelców Bytomskich. Tam również samotnie mieszkał 64-letni emeryt Zdzisław M. On też od rana nie odbierał telefonów. Na miejscu znów trzeba było wyważać zamknięte od środka drzwi. Zdzisław M. też leżał martwy.

- Dzień wcześniej wieczorem obaj byli razem w mieszkaniu Zdzisława i pili alkohol. Nie wiem, skąd go wzięli - opowiada kolega, który wezwał policję.

Na polecenie prudnickiej prokuratury policja wydała ciała zmarłych ich rodzinom. Odstąpiono od przeprowadzenia sekcji zwłok czy zabezpieczenia resztek napojów w mieszkaniach. Śledczy uznali, że sprawa nie ma kryminalnego charakteru. Tymczasem miasto huczy od plotek, że mężczyźni zatruli się śmiertelnie alkoholem. Wczoraj policjanci ponownie analizowali okoliczności sprawy.

- Mamy zeznanie człowieka, który kupił dla zmarłych alkohol w legalnym sklepie - mówi prok. Klaudiusz Juchniewicz. - Nigdy wcześniej nie mieliśmy zatrucia alkoholem z legalnego źródła. Poza tym lekarz stwierdził inne przyczyny ich zgonu.
W sprawie dwóch zgonów mężczyzn, którzy w niedzielę razem pili alkohol w Głuchołazach, śledczy skłaniają się do tezy, że przyczyny śmierci były naturalne. Ich rodziny przygotowują w najbliższych dniach pogrzeby.

- Według lekarza, który widział zwłoki, jeden zmarł na zator płucny, a drugi na problemy z krążeniem - mówi prok. Klaudiusz Juchniewicz z prudnickiej prokuratury. - Obraz zwłok po zatruciu wygląda inaczej niż po zgonie z przyczyn naturalnych.

We wtorek wieczorem mieszkańcy ul. Skłodowskiej zawiadomili policję po raz trzeci, że od kilku dni nie widzieli jednego z mieszkańców, także samotnego mężczyzny. Strażacy znów wyłamywali drzwi do lokalu. Był pusty. Po sprawdzeniu okazało się, że lokator czasowo przebywa w areszcie.

Tego samego dnia straż miejska odwiozła do domu pijanego, który leżał na ziemi pod kamerą miejskiego monitoringu. Wśród mieszkańców krąży kilka wersji, skąd pochodzi wypity przez obu zmarłych alkohol.

Jedne pokrywają się z informacjami prokuratury, że mieli do dyspozycji dwie butelki wódki kupione w niewielkim osiedlowym sklepiku. Inni mówią, że mogli pić spirytus sprzedawany pokątnie przez meliniarza z sąsiedztwa, który ma dostawy aż z Wielkopolski. Mogli też sięgnąć do jakichś dawnych zapasów. Mieszkanie, gdzie obaj spędzali czas w niedzielę, wczoraj było już sprzątane przez rodzinę zmarłego Zdzisława M.

- W małych sklepikach czy knajpach najłatwiej sprzedawać wódkę rozrobioną pokątnie z alkoholu niewiadomego pochodzenia. Zysk z takiej działalności jest bardzo wysoki - komentuje jeden ze znajomych obu denatów. - Kto wie zresztą, czy do Głuchołaz nie trafił jakiś zatruty alkohol ściągnięty zza czeskiej granicy.

- Prowadzimy w tej sprawie jeszcze czynności, ale prawdopodobnie nie będziemy wszczynać śledztwa - zapowiada prok. Klaudiusz Juchniewicz, zastępca prokuratora rejonowego w Prudniku.

Jesienią ubiegłego roku z powodu zatrucia metanolem na terenie Republiki Czeskiej zmarło 50 osób, a kilkadziesiąt trafiło do szpitali. Do tej liczby trzeba dodać ofiary z Polski, m.in. 52-latka z Kietrza, zmarłego we wrześniu 2013 roku.

Czytaj**Ten alkohol może zabić. Zobacz etykiety butelek**

Czeska prokuratura skierowała w ostatnich dniach akt oskarżenia w tej sprawie przeciwko 31 osobom, którym grozi nawet do 20 lat więzienia. Na ławie oskarżonych sądu w Żlinie niebawem zasiądą znani czescy przedsiębiorcy, m.in. szef firmy Drak, produkującej alkohol, władze kolejnej firmy zajmującej się dystrybucją i hurtową sprzedażą alkoholu.

W czasie akcji policyjnych znaleziono całe ukryte magazyny nielegalnego alkoholu. Np. w mieście Wołoskie Międzyrzecze aż 560 tys. litrów, a w Ołomuńcu 140 tys. litrów. W jednej z firm właściciel kazał wylać do kanalizacji 3,5 tys. litrów czystego alkoholu, obawiając się kontroli policji. Taka ilość doprowadziła do awarii miejscowej oczyszczalni ścieków.

Zdaniem czeskiej prokuratury oskarżeni prowadzili świetnie zorganizowany interes, którego głównym celem było sprzedawanie alkoholu z pominięciem płacenia podatków. Nie mieli zamiaru ani żadnego interesu, żeby sprzedawać trujący metanol. Trucizna przypadkowo dostała się do ich sieci dystrybucji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska