W jedzeniu jest mnóstwo chemii. NIK: Brakuje właściwego nadzoru

Jakub Oworuszko
Jakub Oworuszko
fot. pixabay.com
Statystyczny Polak spożywa w ciągu roku ponad dwa kilogramy dodatków do żywności oznaczonych różnego rodzaju symbolami „E”. Brakuje właściwego nadzoru nad ich stosowaniem - alarmuje Najwyższa Izba Kontroli.

Najnowszy raport NIK jest zatrważający. Nie od dziś wiadomo, że wraz z różnymi produktami spożywamy setki substancji chemicznych - konserwantów, emulgatorów czy wzmacniaczy smaku i barwników. Jednak dopiero kontrola NIK pokazała skalę tego zjawiska. Okazuje się, że tylko w ciągu jednego dnia możemy zjeść aż 85 różnego rodzaju „E”.

Pod tym względem Polska nie odbiega od innych krajów. Około 70 proc. diety przeciętnego konsumenta stanowi żywność przetworzona w warunkach przemysłowych, zawierająca substancje dodatkowe.

Jak czytamy w raporcie NIK, dodaje się je po to, aby zapobiec niekorzystnym zmianom smaku, barwy, zapachu, wydłużyć okres trwałości, zwiększyć atrakcyjność wyrobu czy umożliwić tworzenie nowych produktów, np. typu „light”, ale także po to, by zwiększyć efektywność procesu produkcyjnego.

Od tych "E" możesz się ostro pochorować. Zanim zrobisz zakup...

W sumie takich dodatków jest ponad 330. Spełniają one 27 różnych funkcji. Jak podkreśla NIK, zawiera je coraz więcej produktów, a przeciętny konsument spożywa ich w ciągu roku około dwóch kilogramów.

Znajdują się one prawie wszędzie. Statystycznie na każdy produkt przypada pięć dodatków do żywności, ale w wielu jest ich zdecydowanie więcej. I tak np. w sałatce warzywnej ze śledziem i groszkiem jest 12 dodatków „E”. Wśród przebadanych produktów rekordowa liczba substancji znajduje się w kiełbasie śląskiej - 19.

Zgodnie z prawem chemicznych dodatków nie można stosować w przypadku żywności nieprzetworzonej, miodzie, maśle, mleku, wodzie mineralnej czy kawie i herbacie liściastej.

Spożywanie substancji chemicznych powyżej obowiązujących norm może mieć bardzo negatywne skutki dla zdrowia. Mogą one wywoływać alergie czy wstrząsy anafilaktyczne. Najbardziej narażone są dzieci - ze względu na niewielką masę ciała i dietę - słodycze, kolorowe napoje czy parówki. Spożycie z dietą np. azotynów, (obecnych m.in. w wędlinach, parówkach, peklowanym mięsie) u najmłodszych dzieci wynosiło ponad 160 proc. dopuszczalnego limitu, a u 5 proc. dzieci w wieku 1-3 lat kształtowało się na poziomie aż 562 proc.

Zachcianka jedzeniowa prawdę ci powie. To, na co masz ochotę...

NIK ocenił, że obecny system nadzoru nad stosowaniem dodatków nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa żywności. Choćby dlatego, że inspekcje analizują tylko niektóre substancje w danym produkcie. Nie weryfikuje się też wpływu „E” na zdrowie człowieka, biorąc pod uwagę, że w ciągu dnia spożywa wiele różnych produktów. NIK zwraca też uwagę na ograniczone możliwości laboratoriów Inspekcji Sanitarnej. „Mogły wykonać badania w stosunku do ok. 65 substancji dodatkowych na ponad 200 limitowanych dozwolonych do stosowania” - podkreślono.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W jedzeniu jest mnóstwo chemii. NIK: Brakuje właściwego nadzoru - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska