W krótkich spodenkach - opowieść Krzysztofa Chmielnika

Krzysztof Chmielnik
Autor wspomnień, opisuje swoją, wtedy chłopca, wojnę z „komuną”, a matka jako bezpośrednia uczestniczka wydarzeń i działaczka Solidarności jest dla tej naiwnej wojny odniesieniem. Wspomnienia te w jakiś nieuchwytny sposób korespondują do opowieścią sprzed tygodnia. Tej o młodych konspiratorach, którzy w Nowej Soli, w imię walki z komuną, napadli na bank i zostali rozstrzelani. Co je łączy, pozostawiam czytelnikom.

Warto przytoczyć część z tych wspomnień dotyczących lat 80., bo możemy jako świadkowie, a może i uczestnicy, poprzez relację nastolatka, zobaczyć ciekawy aspekt społecznej emocji, często swojej, jaka nami wówczas targała. Zobaczyć w opowieści dwunastolatka siebie. Zaś tym, którzy tych czasów nie przeżyli, dać dowód tamtych uniesień. Wydaje się bowiem, że emocje, jakie towarzyszą naszej trudnej historii, wydają się stałe i na swój sposób polskie.

Opowieść rozpoczyna się notką o matce, mieszkance Gorzowa, urodzonej w Niemczech w roku 1944, a która zmarła w 2002 roku w Gorzowie. Była działaczką Solidarności w Stilonie. W tekście zdjęcie ładnej brunetki z akordeonem. Pierwszym wspomnieniem dotyczącym Solidarności są wizyty solidarnościowych działaczy w domu rodzinnym. Pojawiają się dwaj tajemniczy panowie, których w czasie stanu wojennego matka ukrywała w mieszkaniu nastolatka. Padają też nazwiska działaczy, które pomijam.

Mama

„Mama przynosiła do domu różne ulotki solidarnościowe, gazetki, a ja i brat rozdawaliśmy je dalej w mieście. (…) Dzięki mamie poznałem bardzo mądrego, sympatycznego, dostojnego i bardzo odważnego człowieka i działacza Mariana Jurczyka ze Szczecina. Byłem tam raz, kiedy papież był w Szczecinie. Poczuliśmy intelektualnie nadchodzący powiew zmian na zachodzie kraju”.
I dalej: „Mama żyła walką i ideą Solidarności (…) W tamtym czasie jako dowód nieposłuszeństwa wobec władzy komunistycznej było pędzenie bimbru i u nas była taka aparatura, za co groziło minimum kolegium i konfiskata sprzętu”. W kolejnym akapicie, ale raczej bez związku z aparaturą do pędzenia bimbru taka płomienna deklaracja: „...Mamo, dziękuję Ci za to, że właśnie w tej sprawie byłaś tak uparta i bezkompromisowa, pomocna dla innych i zawsze niezależna w tym, co robiłaś z poszanowaniem zasad konspiracji i szacunku dla innego człowieka w tej walce i że tego nas nauczyłaś!!!”

Szkoła

„Czasy młodości do 15. roku życia oraz moja walka o wolność w czasie szkoły podstawowej”. Nagłówkiem tej treści autor wspomnień tytułuje swój wkład w „walkę z komuną”. I relacjonuje, jak z klasowym kolegą zbierali butelki, a za uzyskane pieniądze kupowali plakaty, gazetki, plakietki i ulotki w Zarządzie Regionu, które kolportowali na mieście. Padają nazwiska pań pracujących w Zarządzie regionu, które pominę. Jest też inny przejaw „walki”.

„Wracając do wydarzeń z Bydgoszczy (chodzi o pobicie Jana Rulewskiego przez milicje), kiedy miała się zaczynać lekcja matematyki, a pani powiedziała, abyśmy się nie martwili, bo władza porozumiała się ze związkowcami, razem z kolegą wstaliśmy i pokazaliśmy pani i klasie ulotkę”. Autor wspomnień dołącza ksero owej ulotki. A na niej rysunek czterech zomowców z pałkami, a nad nimi napis „Meldujemy zakończenie rozmów w Bydgoszczy 19.03 1981”.

„Proszę mi wierzyć, po 15 minutach w szkole była milicja. Jak dobrze pamiętam, mąż jednej z wicedyrektorek był naczelnikiem SB. Ściągnęli z zakładów pracy naszych rodziców i zagrozili nam poprawczakiem. Dostałem z kolegą naganę a w domu wpiernicz, że dałem się złapać”. A dalej tak: „Traktowaliśmy to jako nasze Powstanie Warszawskie, tyle że w Gorzowie”.

W duchu tej deklaracji nasz 12-latek toczył swoją wojnę z komuną. „Nie pamiętam dokładnie kiedy, co do daty, ale osobiście pomalowałem hasła „Precz z komuną” i symbolami Solidarności Walczącej dwa pomniki w jedną noc na placu Grunwaldzkim, a drugi w Kwadracie oraz witrynę sklepu Radoskór przy Dąbrowskiego, a także gablotkę wolno stojącą przed Zarządem Regionu Solidarności”.

Zdjęcia z okna

Czas mijał, nasz bohater rósł. W 1982 miał 13 lat. „Sytuacja, którą chciałem przedstawić, wydarzyła się 31.08.1982 w mieszkaniu pani mieszkającej na Obotryckiej. Wówczas było to dobre miejsce do obserwacji tego, co dzieje się przed katedrą, gdzie odbywała się demonstracja. Robotnicy, inteligenci, uczniowie szkół ponadpodstawowych, po prostu wszyscy mieszkańcy miasta, byli po obu stronach ulicy Sikorskiego. Pomimo komunikatów ze szczekaczki na milicyjnym Fiacie, ludzi coraz więcej przybywało. Podjechał samochód z działkiem wodnym i rozpoczęło się polewanie stojących tam ludzi. Mama miała z sobą aparat, chyba Zenith, i robiła z okna zdjęcia (które są na stronie IPN, podpisane - autor nieznany)”. W pakiecie przekazanym redakcji są kopie tych zdjęć. Widać na nich zbite grupki manifestujących, szeregi zomowców, białe kłęby gazów łzawiących i samochód z działkiem wodnym. „Po kilkunastu dniach mama przyniosła ok. 20 sztuk odbitek”.

Wybita szyba

Kiedy się nieco uspokoiło, nasz bohater z mamą przeniósł się do mieszkania na ulicy Dąbrowskiego i wyszedł na balkon, pod którym na ulicy młodzi ludzie zaczęli wyrywać kostki z chodnika, którymi rzucali w szpaler nacierających zomowców. „My z balkonu krzyczeliśmy hasła wolnościowe i z bratem rzucaliśmy kartoflami w zomowców. Wtedy jeden z nich wystrzelił w naszą stronę petardę, która spadła na balkon. Mama ją odrzuciła pod nogi zomowców, a ona wtedy wybuchła. Drugi zomowiec wystrzelił kolejną. Wybiła górną szybę w oknie i wpadła do mieszkania, gdzie narobiła sporo smrodu i wypaliła podłogę. Mama szybko wpadła na pomysł, aby zamienić okno z wybitą szybą na inne okno z przeciwnej strony mieszkania. W nocy, gdzieś około 2, na ulicy pojawili się milicjanci, którym zomowcy zameldowali o rzucaniu petard. Świecili po oknach, ale nasze na szczęście było całe. Ale tak czy siak, mama przez dwa tygodnie się ukrywała, bo pod domem stał nieoznakowany samochód milicji”.

Wspomnienia obejmują także lata późniejsze. Nasz nastolatek przekraczał kolejne szczeble na drabinie wieku. Nadal jednak był nieletni. „Byłem niepełnoletni, więc nie mogłem być wówczas członkiem NSZZ Solidarność, ale moja działalność dowodziła tego, że ideały przekazane przez tę moją walkę. (…) Ruch Młodzieży Niezależnej był dla mnie inspiracją, jak wcześniej Solidarność do działań bezpośrednich, akcje ulotkowe, co wpadło w ręce, należało szybko rozdać na ulicy oraz malowanie haseł
antykomunistycznych na murach, a nawet tylko symbolu Solidarność Walcząca, i to robiło swoją robotę w Gorzowie Wielkopolskim. Z tego czasu na pewno mam zrobione zdjęcia przez funkcjonariuszy służb, bo pamiętam, jak stali na wysokości skrzyżowania obok kina Słońce podczas jednego z przemarszów i robili zdjęcia. (…) Brałem w tym udział jako satelita. Nie byłem członkiem Ruchu Młodzieży Niezależnej, a wszystkie rzeczy robiłem na własną rękę”.

Wojsko

W 1988 roku nasz bohater trafia, jak wielu jego rówieśników, do wojska. „Wspomnę tylko jedną sprawę z wojska. Było to podczas unitarki, jeszcze zanim złożyłem przysięgę. Co poniedziałek mieliśmy zajęcia polityczne, 2 godziny słuchania ideologii. Pewnego razu na zajęciach na ostatniej stronie zeszytu zacząłem kreślić symbol Solidarności Walczącej i napisałem nazwisko Jaruzelski w słynnej konfiguracji: J-a, A-gent, R-uski, U-więziłem, Z-wiązki zawodowe, E-piskopat polski, L-iteratów, S-olidarność, K-sięży, I -innych. Byłem jednak nieroztropny. Za mną stał oficer. Wyrwał mi zeszyt i zaprowadził do zastępcy dowódcy pułku do spraw bezpieczeństwa. Ten na mnie nakrzyczał, że mnie może wsadzić do więzienia na 10 lat. Ale kazał mi wy...ć na kompanię i nie zameldował dalej. Od tej pory wszyscy na kompanii wiedzieli, że jestem niepoprawny politycznie. Gdy przyszły czasy Okrągłego Stołu, poczułem wewnętrzną ulgę, a w kolejnych wyborach zostałem, jako jedyny w wojsku w stopniu szeregowego, mężem zaufania Komitetu Obywatelskiego Solidarność w Gorzowie Wielkopolskim”.

Po wyborach powiał nowy wiatr, także w wojsku, zatem nasz „niepoprawny politycznie” bohater mógł nadal toczyć swoją walkę z komuną. „Jako jedyny napisałem list do ówczesnego prezydenta RP Wojciecha Jaruzelskiego z pytaniem, dlaczego żołnierze służby zasadniczej mają mniejszy żołd niż zomowcy. Dostałem odpowiedź z wyjaśnieniem, że sprawy te regulują odrębne ustawy. Proszę mi uwierzyć nietęgie miny mieli oficerowie przekazujący mi korespondencję od prezydenta”.

Był już rok 1990. Prezydent Jaruzelski przeniósł się do innej rzeczywistości. Został nawet przez dawnych opozycjonistów nazwany patriotą. Komuna, z którą walczył nasz bohater, stała się III RP. Historia się toczy, zapominając o dawnych bohaterach. Dobrze, że niektórzy z nich piszą wspomnienia. Może któryś z naszych czytelników zechce też coś o tamtych czasach napisać?

OPOWIEŚCI KRZYSZTOFA CHMIELNIKA

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W krótkich spodenkach - opowieść Krzysztofa Chmielnika - Gazeta Lubuska

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska