W niedzielę referendum w sprawie odwołania wójta gminy Lubsza

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Inicjatorzy referendum - na zdjęciu od lewej: Grażyna Lechowska, Józef Poterek i Jacek Gwoździewski - pod swoim wnioskiem zebrali ponad 700 podpisów mieszkańców gminy.
Inicjatorzy referendum - na zdjęciu od lewej: Grażyna Lechowska, Józef Poterek i Jacek Gwoździewski - pod swoim wnioskiem zebrali ponad 700 podpisów mieszkańców gminy. Jarosław Staśkiewicz
W niedzielę mieszkańcy Lubszy zdecydują, czy Bogusław Gąsiorowski pozostanie na stanowisku szefa gminy. By wynik głosowania był ważny, do urn musi pójść co piąty wyborca.

A dokładniej: 1481 osób. Jeżeli co najmniej tylu mieszkańców wybierze się w niedzielę do lokali wyborczych, to losy wójta będą praktycznie przesądzone. W historii referendów lokalnych w województwie opolskim nie zdarzyło się bowiem, by wniosek o odwołanie szefa gminy czy rady gminy nie znalazł poparcia większości głosujących.

Problemem dla inicjatorów każdego referendum jest za to przekonanie ludzi do wyjścia z domu, bo do ważności głosowania potrzeba odpowiedniej liczby wyborców.

Przekonali się o tym pomysłodawcy ostatniego referendum przeprowadzonego w 2009 roku w gminie Grodków.

Do urn poszło wówczas zaledwie 8 procent wyborców i choć ponad 90 procent z nich chciało odwołania burmistrza, to wynik ten nie był ważny.

Wtedy jednak burmistrz i grodkowscy radni w obronie swoich stołków posunęli się do kampanii nawołującej do bojkotu głosowania. I to w sytuacji, kiedy tak trudno namówić Polaków do aktywnego udziału w jakichkolwiek wyborach.

Tym razem powtórki z Grodkowa nie było. Wójt Bogusław Gąsiorowski i inicjatorzy referendum spierali się na argumenty, wymieniając się nimi na łamach prasy. Wójt najpierw - w odpowiedzi na zarzuty sformułowane we wniosku referendalnym - wydał swoją gazetkę, potem swoje zasługi m.in. przy realizacji gminnych inwestycji wymieniał na łamach lokalnej prasy.

Za Bogusławem Gąsiorowskim stanęła też część sołtysów, a przeciwnicy referendum podkreślali, że głosowanie to marnowanie pieniędzy, bo za jego organizację zapłaci w większości gmina.

Oponenci wójta w odpowiedzi zasypali mieszkańców bezpłatną gazetą opisującą wszystkie wpadki i niedociągnięcia Gąsiorowskiego.

- Jest tego tyle, że moglibyśmy napisać książkę, ale musieliśmy się zmieścić na 12 stronach tej gazetki - mówi Grażyna Lechowska, szefowa grupy inicjatywnej.

Przeciwnicy wójta wymieniają m.in. brak odpowiedniej dbałości o mienie komunalne (np. niszczejący basen w Lubszy), brak starań o fundusze unijne, czy sprawę planu zagospodarowania przestrzennego dla Pisarzowic, która ciągnie się od kilku lat.
Przy tej okazji wypominają szefowi gminy, że jako wicewójt w poprzedniej kadencji uzyskał decyzję o warunkach zabudowy dla swojej prywatnej działki w Pisarzowicach.

Na zarzuty prezentowane w tej gazetce wójt Gąsiorowski odpowiedział pozwem w trybie wyborczym, uznając że jest szkalowany.

W środę Sąd Okręgowy oddalił jednak jego wniosek jako niezasadny.

Emocji nie brakuje również podczas sesji rady gminy, która wyraźnie podzieliła się na zwolenników i przeciwników wójta. Doszło przy tym do niespotykanej w innych radach sytuacji: komisja rewizyjna została powiększona do 8 radnych - na 15 zasiadających w radzie! Powód? Bardzo duża ilość skarg na działalność wójta, z których rozpatrywaniem mniej liczna komisja zwyczajnie nie nadążała.

Czy argumenty wysuwane przez przeciwników Bogusława Gąsiorowskiego skłonią ludzi do wyjścia z domów? W niedzielę wieczorem wszystko będzie jasne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska