W niedzielę upamiętniono cywilów zamordowanych w 1945 roku

fot. Witold Chojnacki
Liderzy mniejszości na cmentarzu ofiar powojennego obozu w Łambinowicach. Na pierwszym planie Ryszard Galla i Bernard Gaida.
Liderzy mniejszości na cmentarzu ofiar powojennego obozu w Łambinowicach. Na pierwszym planie Ryszard Galla i Bernard Gaida. fot. Witold Chojnacki
w Dniu Pamięci o Tragedii Górnośląskiej na wielu cmentarzach w regionie składano kwiaty i wieńce.

Opinia

Opinia

Prof. DR HAB. Bogdan Cimała,
Uniwersytet Opolski:

- Ofiar Górnośląskiej Tragedii nikt dziś dokładnie nie policzy. Ślązacy masowe cierpienia swoich bliskich, ludzi którzy nie byli żołnierzami, zwłaszcza kobiet i dzieci, przeżywają szczególnie boleśnie. Żołnierską śmierć na froncie łatwiej zaakceptować. Rosjanie wchodząc na tereny należące do Niemiec dostali przyzwolenie, a nawet rozkaz Stalina, by zachowywali się tak, by zostali zapamiętani. Wypełnili go bardzo gorliwie.

Zinicjatywą obchodzenia Dnia Pamięci Ofiar o Tragedii Górnośląskiej właśnie 31 stycznia wystąpił Ruch Autonomii Śląska. Mniejszość niemiecka także upamiętniała tego dnia swoich bliskich.

- Mam bolesne wspomnienia rodzinne związane z tamtym czasem - mówi Barbara Kaczmarczyk z Dobrodzienia, członkini Zarządu TSKN. - Moja mama, Helena Kurda, wówczas 19-letnia piękna dziewczyna niemal cudem uniknęła gwałtu. Mimo że przeniosła się na gospodarstwo cioci pod lasem, żeby nie rzucać się w oczy, pewnego dnia przed tym domem zatrzymała się bryczka pełna sowieckich żołnierzy.

Helena Kurda broniła się bardzo dzielnie. Uciekła przed napastnikami do komórki i rzucała w nich słoikami. Krzyczała: Matko Boska ratuj! Ale zdawało się, że nie uniknie swego losu. Żołnierze pocięli już na niej ubranie.

- Uratował ją Polak, który był w tym gospodarstwie parobkiem - opowiada pani Barbara - okłamał ruskiego oficera, że mama jest jego żoną. Dopiero wtedy żołnierze ustąpili i poszli sobie. Ale mama była tak przerażona, że następne pół roku spędziła w kompletnej izolacji. Długo wracała do siebie.

Dobrodzieńska mniejszość złożyła wieniec i zapaliła znicze na cmentarzu Miłosierdzia Bożego. Leży tam około 50 zmarłych. Połowa to żołnierze, druga połowa - cywile z miasta i gminy Dobrodzień zamordowani podczas przechodzenia frontu.
Właśnie cywilów - zamordowanych mężczyzn, kobiety i dzieci, ludzi wywiezionych przymusowo do ZSRR i gwałcone wówczas masowo kobiety upamętnia Dzień Pamięci o Górnośląskiej Tragedii.

Skali tamtego cierpienia nie da się dzisiaj precyzyjnie policzyć. Liczbę internowanych szacuje się na 20 do 90 tysięcy (wśród nich znalazł się także dziadek pani Barbary wywieziony na “nieludzką ziemię"). Zabitych na terenie dzisiejszego Śląska Opolskiego szacuje się na kilka tysięcy. Gwałconych kobiet nikt nie policzy. Wiele z nich głęboko skrywało swoje przeżycia, nawet przed najbliższymi.

Na cmentarzu ofiar powojennego obozu pracy w Łambinowicach, pod tablicami, na których umieszczono nazwiska zmarłych tu 1140 osób, złożyli w niedzielę kwiaty przedstawiciele mniejszości niemieckiej z posłem Ryszardem Gallą i przewodniczącym VdG Bernardem Gaidą na czele.

- Jesteśmy tutaj, aby oddać cześć ofiarom przemocy, jaka dotknęła Ślązaków od stycznia 1945 roku - mówił Bernard Gaida, przewodniczący zarządu Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce. - Te ofiary i miejsca ich cierpienia nie mogą zostać zapomniane, bo ten, o kim już nikt nie pamięta, umiera powtórnie.

Przynosimy im pamięć i modlitwę za ofiary wojny, po wszystkich stronach. Mam nadzieję, że Dzień Pamięci o Górnośląskiej Tragedii będzie już zawsze obchodzony 31 stycznia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska