W Nysie pożary sadzy w kominach to już codzienność

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Ludzie tłumaczą, że nie znają przepisów. Dzwonią dopiero, gdy doszło już do uszkodzenia komina - mówi Emil Pawliszyn.
Ludzie tłumaczą, że nie znają przepisów. Dzwonią dopiero, gdy doszło już do uszkodzenia komina - mówi Emil Pawliszyn. Fot. Fabian Miszkiel
To już plaga! - mówi o pożarach sadzy w kominach rzecznik nyskich strażaków kpt. Paweł Gotkowski. - Skutki czasem są bolesne.

Od grudnia strażacy w powiecie nyskim średnio 2-3 razy dziennie wyjeżdżają do pożarów sadzy w kominach, głównie w domach jednorodzinnych. Bywa, że taki pożar, zwłaszcza gdy wybucha w starszych budynkach z drewnianymi stropami, rozprzestrzenia się na sąsiednie strychy czy pomieszczenia mieszkalne, powodując duże straty materialne.

4 stycznia w Nysie nad ranem spalił się cały dach. Z zagrożonego budynku strażacy wyprowadzili dwoje mieszkańców. Pięć dni temu zapalił się strop w budynku gospodarczym w Dziewiętlicach koło Paczkowa.

- Jeśli ogień wybuchnie nocą, gdy lokatorzy śpią, skutki takiego pożaru mogą być tragiczne - ostrzega kpt. Paweł Gotkowski z nyskiej komendy Państwowej Straży Pożarnej.

Jego zdaniem plaga pożarów sadzy to skutek zaniedbań, czyli zaniechania regularnego czyszczenia kominów. Każdy właściciel domu ma obowiązek robić to cztery razy rocznie. Raz do roku przepisy budowlane wymagają sprawdzenia instalacji przez kominiarza z uprawnieniami.

- Niestety, polskie prawo nie wymaga jednoznacznie od właścicieli domów, by zlecali fachowcowi czyszczenie komina raz na kwartał - mówi Emil Pawliszyn, mistrz kominiarski z Nysy. - Ludzie mogą to robić sami. Podstawowe narzędzia kominiarskie, takie jak szczotka czy kula, są do kupienia w każdym markecie budowlanym. W efekcie wiele osób samodzielnie wchodzi na dach, gdy komin się zapcha, i robi tylko dziurę w sadzy.

Zdaniem kominiarza ludzie zbytnio ufają też nowym środkom chemicznym, które - jak zapewnia producent - mają same czyścić instalację z sadzy. Niebezpieczne jest także palenie śmieci i świeżego drewna.

- W ciągu jednego dnia zostałem wezwany aż do pięciu budynków, gdzie po pożarze sadzy doszło do uszkodzenia komina - opowiada Emil Pawliszyn. - Ludzie tłumaczą, że nie znają przepisów, że nie mogli się wcześniej dodzwonić do kominiarza. I dzwonią, kiedy jest już za późno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska