W obozie jest trudno, ale do góry uszy. Byle wytrwać, byle wytrwać...

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Żołnierze Września 1939 w obozie Lamsdorf.
Żołnierze Września 1939 w obozie Lamsdorf. Fot. CMJW
Dla tysięcy polskich żołnierzy walki we wrześniu 1939 roku zakończyły się pobytem w obozie jenieckim Lamsdorf. Stefan Skowroński obozowe przeżycia szczegółowo opisał w dzienniku.

Rano otwieram oczy i przypomina mi się, że śniłaś mi się Zosiu, cała byłaś w różowej sukni i mię też dałaś krawat różowy i kazałaś mi usiąść sobie na kolanach. W chwili, gdy to piszę, przynieśli na salę listy. Rzuciłem wszystko, by zobaczyć, czy nie ma dla mnie czegoś od Ciebie Zosiu i od rodziców, ale nie, łzy stanęły mi w oczach. Ale trudno, może da Bóg, że z Tobą będę się widział, zaczynam tęsknić za Tobą Zosiu. Praca w kuchni cały dzień” - zanotował w jenieckim dzienniku pod datą 14 stycznia 1940 roku Stefan Skowroński.

Postać żony pojawia się w zapiskach młodego podoficera przetrzymywanego w Lamsdorf bardzo często („List od Zosi to największa radość, jaka może być w niewoli, a pocztówka od mojej kochanej żony to jak gdyby rozmowa z nią samą” - pisze) - i to już od pierwszego, sierpniowego wpisu o mobilizacji i drodze do wojska.
„Ostatnie uściski z żoną i bratem, ostatnie spojrzenie na las, którym tak ukochał i odjeżdżam ze stacji kolejowej Kraski w stronę Warszawy” - pisał 25-letni wówczas Stefan. „Pociąg nie idzie w tę stronę, zmuszony jestem jechać samym parowozem (…). Mkniemy 40 kilometrów na godzinę, na skręcie widzę jeszcze żonę, macham chusteczką i wszystko znika mi z oczu (…), ruszam w nieznane drogi.

Ten żołnierz Września pochodził z miejscowości Zbylczyce w powiecie Turek koło Konina. Był jednym z wielu tysięcy polskich uczestników kampanii wrześniowej 1939, którzy przewinęli się przez Lamsdorf. Spędził w tutejszym obozie 10 miesięcy, począwszy od 30 września 1939 roku do lipca 1940 (pierwszy nieznany z nazwiska oficer Wojska Polskiego trafił do Lamsdorf jako jeniec już 3 września 1939).

„Wysiadamy na stacji w lesie, zbiórka i marsz do lagru trzy kilometry - notował jeniec - obóz pamięta wojnę 1914 roku. Stoją jeszcze baraki, w których byli bolszewicy. Jest cmentarz, na którym leży Rosjan osiem tysięcy. My się mieścimy w barakach, są czyste sale. Po 40 ludzi się mieści. Sypiamy na słomie, pod jednym kocem. Wyżywienie jest dobre”.

Z wpisu z 3 października dowiadujemy się, że jeńcy mogli się wykąpać i obcięto im włosy. Skowroński dostaje numer 2190. Niski. Trafił tu w jednym z pierwszych transportów. Pod koniec października - jak notuje w dzienniku - do obozu przybywa duża grupa żołnierzy Września - około trzech tysięcy ludzi.

Zapiski dotyczące życia w obozie dają wyobrażenie o jego nudzie i jednostajności. „Obieralim kartofle przez cały dzień” - pisze raz po raz plutonowy Skowroński. Jedzenie jest tematem, który wraca w tym dzienniku często. Żołnierz odnotowuje nawet tak błahe zdarzenia jak kupno kawałka wątrobianki w obozowej kantynie za parę złotych albo jedzenie chleba z marmoladą popijanego czarną kawą na śniadanie czy na kolację. Z drugiej strony, w jego zapiskach trudno znaleźć ślady złego traktowania przynajmniej części jeńców w Lamsdorf, o czym wiadomo z dostępnej obecnie literatury.

Skowroński pisze np., że jeńcy byli na mszy św. w miejscowym kościele, celebrowanej po łacinie z niemieckimi śpiewami. Dodaje, że mu się podobało. Pisze o czytanej w obozie książce „Tajemnica czarnej limuzyny” i o wkuwaniu niemieckich słówek. Przyznaje, że śniło mu się, jak tańczył ze znajomą z Pułtuska. Wspomina brata, także żołnierza Września. Nie ma w jego dzienniku ani słowa o ciężkiej pracy czy o biciu jeńców przez strażników przy robocie ani o rozstrzeliwaniu polskich żołnierzy żydowskiego pochodzenia, a w Lamsdorf dochodziło i do jednego, i do drugiego. Może osobiście przemocy nie doświadczył - pracował w kuchni obozowej, a nie - jak wielu jego kolegów - w gospodarstwach okolicznych bauerów. A może cenzurował swoje notatki w obawie, że nielegalny przecież dziennik trafi podczas rewizji albo zwykłym przypadkiem w ręce któregoś z nadzorców. Pozwolił sobie jedynie na zdanie: „W obozie jest trudno, do góry uszy. Byle wytrwać, byle wytrwać”.

Kiedy przegląda się zdjęcia „wrześniowców” dostępne w CMJW w Łambinowicach-Opolu, trudno nie zwrócić uwagi, że przynajmniej na części z nich jeńcy pozują razem z pilnującymi ich żołnierzami Wehrmachtu.

- To był początek wojny - mówi dr Piotr Stanek, kierownik Działu Naukowego CMJW w Łambinowicach-Opolu. - Niemieckie okrucieństwa zdarzały się wprawdzie od pierwszego dnia, ale nie były jeszcze powszechnie znane. Żołnierze polscy kierowali się wyobrażeniami z I wojny światowej. Wielu z nich, zwłaszcza z zaboru austriackiego, znało język niemiecki. Nie chcieli zrażać sobie strażników, którzy mogli czasem przymknąć oko, choćby na próbę handlu w obozie. Nie widzieli niczego złego we wspólnych zdjęciach. Co innego oficerowie. Nawet ci znający język niemiecki po kapitulacji rozmawiali z Niemcami przez tłumacza. Znane są przypadki odmowy podania ręki oficerowi niemieckiemu.

W dzienniku Skowrońskiego szczególnie przejmująco wypada opis pierwszej obozowej Wigilii Bożego Narodzenia. Ciekawostka. Ponieważ 24 grudnia 1939 roku wypadał w niedzielę, jeńcy świętowali ją już w sobotę. Byli ogromnie przywiązani do postnego charakteru tego dnia, a niedziela - jako pamiątka Zmartwychwstania - post znosi. Owa sobota była wprawdzie zwykłym dniem pracy, ale po południu ogłoszono kąpiel, a „na sztubie” - jak notuje Skowroński - śpiew kolęd prowadził „jeden organista z Rzeszowa”. Autor dziennika wyraźnie stroni od pisania o przeżyciach i wzruszeniach. Zapis: „Dziś mi się śniła żona, ojciec i wujek ze Słończewa z córką Heleną. Sen niedobry, bo żona była chora i modliła się za swoje zdrowie” musiał wystarczyć za cały wyraz niepokoju o bliskich i tęsknoty za nimi.

W wigilijną niedzielę jeńcy wstali o szóstej, a śniadanie - wygląda, że z okazji świąt - składało się tym razem z chleba z kiełbasą i nawet kawa była tego ranka posłodzona. Po południu wspólna kolacja, dzielenie się opłatkiem, znów kolędy za przewodem organisty. Skowroński notuje, że życzenia jeńcom złożył podpułkownik Stanisław Gumowski, zastępca dowódcy 7. PułkuPiechoty Legionów. Cieszy go ustawiona „na sztubie” choinka, którą z braku tradycyjnych ozdób jeńcy przybrali kolorowymi pudełkami po papierosach, i gałązka świerka, jaką dostał w prezencie wraz z opłatkiem od szefa kuchni. Ale tym razem już nie sili się na męskie ukrywanie emocji. „Płakali wszyscy” - pisze wprost.

- Stefan Skowroński przybył do Lamsdorf, kiedy formalnie nie było tu jeszcze stalagu (stałego obozu jenieckiego dla dla żołnierzy szeregowych i podoficerów), tylko dulag (obóz przejściowy dla żołnierzy, do którego trafiali czasem także cywile). Znalazł się w nim m.in. o. Maksymilian Kolbe z Niepokalanowa, późniejszy męczennik Auschwitz i święty - mówi dr Stanek. - Początkowo jeńcy byli przetrzymywani w dawnych stajniach i w sześciu ogromnych namiotach, o. Maksymilian także. Potem stopniowo powstawały kolejne baraki. Mamy stosunkowo mało informacji z tego okresu. Dlatego dziennik jest bardzo cennym źródłem wiedzy. Można powiedzieć, że typowym, bo obejmującym cały bojowy szlak jeńca od mobilizacji i coraz bardziej nerwowego i chaotycznego poszukiwania jakiegoś większego oddziału, żeby się wreszcie bić. Skowroński nie może się przedostać za Bug, bo tam już weszli Sowieci, więc przesuwa się na północ, potem się wycofuje. Taki był los wielu rezerwistów we Wrześniu. Relacja z obozu jest mocno nasycona tęsknotą za bliskimi, ale i za paczką z domu. To także typowe dla obozowych wspomnień. On jest o tyle w dobrej sytuacji, że pracuje w obozowej kuchni, więc może liczyć na jakieś dodatkowe racje od niemieckiego szefa. Pisze zresztą wprost, że ma dobrą i czystą pracę. Ale według jego relacji już jesienią 1939 część jego kolegów, jeńców Lamsdorf, trafiła na trzy miesiące do pracy na Górze św. Anny.

Dziennik Stefana Skowrońskiego składa się z dwóch kalendarzyków kieszonkowych oraz zwykłego zeszytu w szerokie linie, w których jeniec opisał - łącznie na 80 kartkach - ołówkiem kolejne etapy wojennych losów. Notatki rozpoczynają się w momencie, kiedy ich autor otrzymał powołanie do wojska - 30 sierpnia 1939 r. Potem zrelacjonował swoją drogę do macierzystej jednostki i wybuch wojny i wreszcie cały szlak bojowy aż do momentu dostania się do niewoli niemieckiej. Skowroński był podoficerem przydzielonym na początku września w Pułtusku do taborów sanitarnych. Po starciach w okolicach Pułtuska jego oddział wycofał się do Wyszkowa, dołączył do pododdziałów wileńskiej dywizji piechoty.

W dzienniku ujawnia się obraz ewakuacji coraz bardziej chaotycznej, poszukiwania innych oddziałów w okolicach Brześcia, Białej Podlaskiej, Chełma. Właśnie koło Chełma Skowroński wraz z kolegą dołączył do taborów 10. dywizji piechoty, która maszerowała w kierunku Kowla. 18 września w Piaskach koło Lublina dostał się do niemieckiej niewoli. Dwanaście dni później przybył - jak notuje - do Lamsdorf.

Jego doświadczenie odbiega trochę od kulturowego stereotypu, jaki wyznaczyły mojej generacji choćby obrazy polskiej szkoły filmowej z „Eroicą” Andrzeja Munka na czele. Ten właśnie film utrwalił obraz obozu jenieckiego jako miejsca, w którym osadzeni przebywają przez kolejne lata wojny, nie pracują i walczą z ogarniającym ich coraz bardziej szaleństwem.

- Sytuacja żołnierzy polskich w Lamsdorf była inna - zwraca uwagę dr Stanek. - Przebywało ich tu jesienią i zimą 1939/1940 średnio od 7 do 10 tysięcy na dobę (łącznie przez obóz przeszły 43 tysiące). Dla strony niemieckiej tak duża liczba żołnierzy na terenie niejednolitym etnicznie i położonym stosunkowo niedaleko od granicy z Polską była problemem. Pokusa ucieczki dla polskich żołnierzy była bardzo silna. Więc Niemcy planujący kolejne kampanie w Europie woleli mieć w tym miejscu żołnierzy francuskich czy Brytyjczyków, którzy zresztą mieli już wkrótce do Lamsdorf trafić. W związku z tym polskich jeńców zaczęto dość szybko wycofywać w głąb Niemiec, m.in. do Westfalii (jak Skowrońskiego), gdzie łatwiej było ich upilnować. Mniejsza akcja - prowadzona z pewnymi oporami - polegała na nakłanianiu żołnierzy Września, by zrzekli się statusu wojskowego i pozwolili się wywieźć do Niemiec jako przymusowi robotnicy cywilni, gdzieś do bauera. Wielu się na to decydowało, licząc na lepsze niż w lagrze jedzenie, mniej dotkliwy nadzór i możliwość ucieczki. Niektórych władze niemieckie pozbawiały statusu wojskowego przymusowo.

Stefan Skowroński jako podoficer sanitarny nie kwapił się do statusu cywila wywiezionego na roboty. Sądził - miało się to wkrótce potwierdzć - że jego kompetencje sanitariusza w obozie jenieckim mogą się przydać. W lipcu 1940 roku został odesłany z Lamsdorf do Stalagu VI A Hemer, a potem kolejno: VI H Arnoldsweiler, II A Neubrandenburg i XXI A Schildberg w Ostrzeszowie oraz prawdopodobnie XX A Thorn w Toruniu. Ostatecznie trafił do szpitala - po ataku wyrostka robaczkowego - jako pacjent i ostatecznie uznany za niezdolnego do pracy przymusowej został w połowie 1941 roku zwolniony do domu.

Jego zapiski urywają się już w Hemer, skąd Skowrońskiemu udało się - z pomocą znajomego Niemca - przesłać manuskrypt do rodziny. Taką próbę podjął i zapowiedział w swych zapiskach już w Łambinowicach. Pośredniczką miała być - prawdopodobnie mieszkanka Lamsdorf - pani Otti Geppert, którą autor dziennika nazywa zaufaną kobietą. Pisze, że pracowali razem i obiecuje do końca życia pamiętać parę słów, które zamienili. Nie wiemy, co ich łączyło. Ale ta próba przesłania zapisków do domu okazała się ostatecznie nieudana. Skądinąd nazwisko Otillie Geppert figuruje w zachowanej dokumentacji powojennego Obozu Pracy w Łambinowicach (1945-1946).

- Dziennik Stefana Skowrońskiego odkryła, porządkując mieszkanie po zmarłym teściu, jego synowa, Helena Skowrońska - opowiada dr Piotr Stanek. - I przekazała go do naszej placówki. Niestety, nie dysponowała zdjęciami teścia z okresu wojny ani nie miała innych informacji o jego wojennych losach. Można sądzić, że nie były one częstym tematem domowych rozmów. Ale sam dziennik jest bardzo ciekawym źródłem. Relacjonuje pobyt jeńca w Lamsdorf tak, jak został on zapisany w czasie rzeczywistym, data za datą. To nie są powojenne zapiski, obciążone późniejszymi doświadczeniami i wiedzą wyniesioną z literatury.

Dr Stanek podkreśla, że każda jeniecka pamiątka, która trafi do muzeum - a nie, jak się niestety zdarza, na śmietnik - ma dla historyków i muzealników wielką wartość.

- Na szczęście co jakiś czas zgłaszają się do nas darczyńcy przekazujący to, co pozostało po - zwykle już zmarłych - weteranach wojennych - mówi dr Stanek. - Stosunkowo często takie pamiątki trafiają do nas także z krajów anglosaskich: Wielkiej Brytanii, Kanady, Nowej Zelandii czy Australii.

Tak też bywało w Lamsdorf

We wrześniu 1939 r. w obozie wśród przybyłych transportów dokonywano licznych selekcji, wyodrębniając jeńców pochodzenia żydowskiego lub cierpiących na niektóre choroby, np. weneryczne. Według kilku relacji, ludzi tych rozstrzeliwano (...).

W drugim lub w trzecim dniu pobytu w obozie widziałem z odległości około 300 metrów w kierunku od obozu na Jakubowice rozstrzelanie trzech grup jeńców wojennych po 15 osób każda. Rozstrzeliwań dokonywali żołnierze Wehrmachtu pod dowództwem oficera.

(Obozy w Lamsdorf/Łambi- nowicach 1870-1946, red. naukowa Edmund Nowak, Opole 2006).

Pamięć o żołnierzach Września

1 września pod pomnikiem Martyrologii Jeńców Wojennych w Łambinowicach odbyła się uroczystość upamiętniająca 77. rocznicę wybuchu II wojny światowej.

Po uroczystości, w siedzibie muzeum w Łambinowicach dr Piotr Stanek w wystąpieniu pt. „15 miesięcy z życia jeńca. Dziennik Stefana Skowrońskiego”, przedstawił interesującą pamiątkę przekazaną ostatnio do zbiorów CMJW. Następnie odbyła się prezentacja najnowszego wydawnictwa muzeum pt. „Za drutami oflagów. Jeniec wojenny 613 X A” autorstwa prof. dr hab. Anny Matuchniak-Krasuskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska