W Opolu kwitnie podziemie usługowe. W ciągu pół godziny umówisz się do fryzjera, kosmetyczki czy zarezerwujesz stolik w restauracji

Mateusz Majnusz
Mateusz Majnusz
W Opolu kwitnie podziemie usługowe. Gdzie umówisz się w pół godziny?
W Opolu kwitnie podziemie usługowe. Gdzie umówisz się w pół godziny? Fot. Malgorzata Genca / Polska Press
Sprawdziliśmy, jak w rzeczywistości wygląda w Opolu usługowy lockdown i czy pomimo oficjalnego zamknięcia, uda się nam umówić do fryzjera, kosmetyczki czy zjeść kolację w restauracji. Okazuje się, że nie ma z tym większego problemu.

Od 20 marca obowiązują w Polsce nowe, zaostrzone obostrzenia związane z pandemią koronawirusa. Zamknięte zostały m.in. markety budowlane, kluby sportowe, baseny, instytucje kultury, salony fryzjerskie i kosmetyczne oraz szkoły, przedszkola i żłobki, wprowadzono także nowe limity w sklepach i kościołach.

W środę 7 kwietnia minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział, że obowiązujące obostrzenia zostaną przedłużone do 18 kwietnia.

Przedsiębiorcy bojkotują rządowe ograniczenia

Lockdown wymusił na przedsiębiorstwach objętych zakazem działania, zejście do "podziemia". Najczęściej decydują się na niego właściciele firm, którzy nie mogą skorzystać z finansowego wsparcia z rządowych tarcz antykryzysowych. Całkowite zamknięcie zakładu oznacza dla nich zwolnienia pracowników oraz brak pieniędzy na utrzymanie nawet własnej rodziny.

Oficjalnie salony fryzjerskie są pozamykane na cztery spusty. Potwierdzają to tabliczki zawieszone na drzwiach, które informują klientów, że „do odwołania salon jest nieczynny”. Nie trudno jednak znaleźć w Opolu fryzjerów, którzy pomimo ograniczeń i szalejącej pandemii, nadal przyjmują swoich klientów.

Wizyta w salonie fryzjerskim w pandemicznym podziemiu wygląda jednak inaczej niż zwykle. Przede wszystkim z powodu strachu przed konsekwencjami, jakie mogą spotkać właściciela. Za naruszenie zasad dotyczących działalności lokali grozi bowiem kara nawet do 30 tysięcy złotych.

Dlatego część fryzjerów świadczy swoje usługi na telefon i przyjeżdża do domu klienta. Są jednak też tacy, którzy przenieśli salon do własnego mieszkania, do którego zapraszają wyłącznie zaufanych klientów, czyli takich, którzy już wcześniej skorzystali z ich usług.

- W ten sposób zabezpieczam się, że nie jest to żadna prowokacja służb czy konkurencji, która chętnie by na mnie doniosła. Zapisałam sobie numery swoich dotychczasowych klientów i gdy ktoś do mnie dzwoni, wiem, czy jest to jakaś nowa osoba czy mój stały klient. W przypadku tych pierwszych, salon jest dla nich zamknięty - tłumaczy 46-letnia fryzjera z Opola.

„Ściągniecie hybryd? Płatność tylko gotówką”

Okazuje się również, że znalezienie w Opolu kosmetyczki gotowej obsłużyć klienta w domu nie stanowi żadnego problemu. Wystarczy wejść na jeden z portali z ogłoszeniami, by znaleźć aktywne oferty.

- Najbliższy wolny termin mam dopiero w poniedziałek o godz. 14. Manicure kosztuje 90 zł, a ściągnięcie hybryd 40 zł. Płatność tylko gotówką - słyszę w słuchawce.

Podobnie wyglądają także usługi barbera w jednym z opolskich zakładów fryzjerskich dla mężczyzn. W tym przypadku właściciel nie próbuje nawet ukrywać prowadzonej przez siebie działalności, a wolny termin można zarezerwować nawet przez internet.

- Przychodzi pan do nas normalnie, nie ma się czego obawiać - zapewnia mnie właściciel.

Pytam więc, czy skorzystanie z takich usług, nie wiąże się dla mnie z ryzykiem mandatu w przypadku kontroli policji lub sanepidu.

- Do tej pory takiej sytuacji u nas nie mieliśmy - odpowiada.

Stolik trzeba rezerwować z wyprzedzeniem

W Opolu swoją działalność pomimo zakazu prowadzi także jeden z barów w centrum miasta, w którym co weekend życie tętni do późnych godzin nocnych. Uczestnicy tzw. „szkoleń BHP z utrzymywania wysokiej temperatury w otoczeniu chłodnych cieczy” nie przestrzegają jednak żadnych zasad epidemicznych - nie noszą maseczek i nie utrzymują dystansu.

Sytuacją zbulwersowani są mieszkańcy okolicznych kamienic, którzy skarżą się na regularne zakłócanie ciszy nocnej.

Podobnie jest również w jednej z pizzerii w Opolu, która od stycznia funkcjonuje bez jakichkolwiek ograniczeń. Chętnych jest tak dużo, że konieczna jest w weekendy rezerwacja stolików.

- Żadnego ryzyka mandatu u nas nie ma, bo policja nas nie nachodzi - uspokaja kelnerka.

Ponad setka kontroli policji i sanepidu, ale co na to sądy?

Pracownicy opolskiego sanepidu samodzielnie bądź w asyście policji regularnie przeprowadzają kontrole w zakresie przestrzegania przepisów przeciwepidemicznych zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów.

Od początku kwietnia, czyli przez nieco ponad tydzień, służby skontrolowały w sumie 131 lokali na terenie całej Opolszczyzny. Najczęściej dotyczyły one restauracji i barów oraz siłowni i klubów fitness. Sprawdzano także, czy zamknięte są salony piękności i dyskoteki. 20 kontroli dotyczyło z kolei hoteli i pensjonatów oraz galerii handlowych.

W przypadku stwierdzania rażących naruszeń przepisów na właściciela lokalu powiatowy inspektor sanitarny może nałożyć karę w wysokości od 5 do 30 tys. zł. W takich sytuacjach sprawy najczęściej trafiają do sądów, które nie mają ugruntowanej linii orzecznictwa dotyczącej przedsiębiorców wznawiających działalność wbrew zakazom.

Choć Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu jako pierwszy w Polsce uchylił karę wymierzoną we fryzjera, który złamał przepisy epidemiczne, a w ślad za tym wyrokiem kolejne sądy zaczęły umarzać postępowania administracyjne o nałożeniu kary, to w lutym tego roku nastąpił przełom i WSA w Bydgoszczy przyznał rację sanepidowi, który ukarał przedsiębiorcę 10 tys. zł grzywny.

Do sprawy ostatecznie włączył się Rzecznik Praw Obywatelskich, który skierował skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego, uznając, że wyrok ten zapadł z naruszeniem przepisów prawa i powinien zostać uchylony. Zdaniem RPO Adama Bodnara, WSA nie uwzględnił zarzutów dotyczących niekonstytucyjności wprowadzonych przez Radę Ministrów obostrzeń, stwierdzając również, że bez wprowadzania stanu nadzwyczajnego nie można całkowicie ograniczyć prowadzenia działalności gospodarczej.

Ordynator: To, co robią młodzi ludzie, boli mnie jako zakaźnika

Pomimo wątpliwości prawnych związanych z obowiązującymi przepisami, lekarze apelują do mieszkańców o ograniczenie spotkań i przestrzeganie wszystkich obostrzeń. Zwracają także uwagę, że choć wszyscy mamy już dość trwającej od roku pandemii, nadal należy zachowywać się odpowiedzialnie, bo w przeciwnym razie nasz dotychczasowy trud i poświęcenie pójdą na marne.

- Jeśli teraz sobie wszyscy poluzujemy, to jeszcze przez wiele miesięcy pandemia będzie paraliżowała nasz kraj. Skoro już tyle przeszliśmy jako społeczeństwo, powinniśmy zmobilizować się na ostatnie miesiące, ograniczyć wszelkie kontakty i wyjścia w miasto, dopóki większość mieszkańców nie zostanie zaszczepiona - mówi dr Wiesława Błudzin, ordynator oddziału chorób zakaźnych Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.

Jak tłumaczy, każdego dnia na przepełnionym oddziale zakaźnym w Opolu trwa walka o zdrowie i życie pacjentów. Osoby, które nie wymagają dalszej tlenoterapii, są wypisywane do domów, aby zwolnić miejsca następnym ciężko chorym pacjentom.

- Naszymi pacjentami są nie tylko seniorzy, którzy najciężej przechodzą zakażenie koronawirusem, ponieważ coraz częściej trafiają do nas osoby młode, które nigdy wcześniej nie były hospitalizowane. Widok wysportowanego 30-latka, który walczy o każdy oddech, jest czymś, co powinno przemówić każdemu do wyobraźni - podkreśla dr Wiesława Błudzin.

Ordynator zwraca uwagę, że największe ryzyko zakażenia występuje w zamkniętych pomieszczeniach, szczególnie, gdy przebywamy w nich dłuższy czas.

- To, co na takich półlegalnych imprezach w szczycie pandemii robią młodzi ludzie, boli mnie jako zakaźnika. W ten sposób niweczy się wszelkie poczynione wysiłki i ponadludzką pracę lekarzy, pielęgniarek oraz ratowników, którzy od ponad roku są na pierwszej linii walki z koronawirusem. Jeśli nie chcemy tego zrobić dla siebie, bo uważamy, że nic nam nie grozi, to zróbmy to chociaż dla naszych rodziców i dziadków - wyjaśnia.

Na koniec dr Wiesława Błudzin przywołuje historię pacjenta, który trafił na jej oddział, jednak od początku uważał, że pandemia koronawirusa nie jest powodem do zmartwień.

- Próbował nawet nas przekonywać, że to tylko taka grypa i wkrótce minie. Nie wierzył w skuteczność noszenia maseczki i unikania kontaktów, a w taki właśnie sposób sam się zaraził. Zdanie zmienił dopiero wtedy, gdy było już za późno na ratunek. Pacjent zmarł, mówiąc w ostatnich godzinach swojego życia, że wirus okazał się jednak bardzo podstępny - dodaje dr Błudzin.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Polacy chętniej sięgają po krajowe produkty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska