W pięciu dzielnicach Londynu jest naprawdę źle

Archwium prywatne
Archwium prywatne
- Policja działa niemrawo, bo boi się oskarżeń o rasizm - mówi Wojciech Tuczyński, pochodzący z Kędzierzyna-Koźla rzecznik prasowy Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.

Londyn od kilku dni ogarnięty jest zamieszkami. Jako mieszkaniec tego miasta ma pan poczucie, że sytuacja powoli będzie wracać do normy?
- Niestety, nic na to nie wskazuje. Wszyscy żyją w stresie. Nie wygląda, by ktokolwiek panował nad tym, co się dzieje.

- Zaczęło się od zabicia przez policjantów czarnoskórego młodzieńca...
- Nie młodzieńca, tylko uzbrojonego bandyty. Jego partnerka w telewizji tłumaczyła, że wprawdzie miał on broń, ale był tak łagodnym człowiekiem, że na pewno by jej nie użył... Argumentacja tak płytka, że aż nie sposób z nią polemizować. A teraz nie chodzi już o tego człowieka, tylko o zwykłe chuligaństwo.

- Kto prowokuje zamieszki, palenie budynków użyteczności publicznej i grabieże sklepów?
- Przede wszystkim czarnoskórzy mieszkańcy dzielnic robotniczych. Co ciekawe, oni niszczą miejsca, w których sami mieszkają, sklepy swoich sąsiadów, a nie np. bogatsze części miasta.

- W komentarzach słychać, że właśnie dlatego, iż głównymi uczestnikami zamieszek są czarnoskórzy, policja tak się z nimi cacka, obawiając się zarzutów o rasizm. Zgadza się pan?
- Na takie zachowanie policji składają się dwa elementy: fakt, że prowodyrami i głównymi uczestnikami zajść są czarnoskórzy, a po drugie, że dołączyli do nich nastolatki a nawet dzieci, ponieważ wśród zatrzymanych był też ośmiolatek! Dlatego policja boi się nie tylko zarzutów o rasizm, ale także reakcji osób starszych, jeśli coś złego stałoby się jakiemuś dzieciakowi.

- Jak duża część Londynu ogarnięta jest zamieszkami?
- Naprawdę źle jest w pięciu dzielnicach, ale panujące tam burdy uderzają też w ościenne rejony, ponieważ wstrzymany jest transport przez najbardziej niebezpieczne części miasta, co utrudnia ludziom dojazd do pracy. A po powrocie trudno zrobić zakupy, gdyż właściciele, w obawie przed plądrującymi wszystko bandami, zamykają swoje sklepy.

- Po powrocie z pracy barykaduje się pan w mieszkaniu?
- Mieszkam w Clapham South i życie tu zamarło, chociaż jest spokojnie. Nie barykaduję się, a ponieważ są upały, trzeba spać przy otwartych oknach. Z tego powodu we wtorek rano obudził mnie swąd, przywiany znad płonących części Londynu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska