W pociągu, na drągu, na poważnie i na luzie. Współczesna fotografia ślubna

Daniel Polak / www.danielpolak.pl
Daniel Polak / www.danielpolak.pl
Para w ślubnym rynsztunku całująca się wśród tłumu podróżnych na dworcu, państwo młodzi zanurzeni w wodzie. Pamiątka ze ślubu ma być teraz oryginalna, a nawet szokująca.

Dawniej było tak: po wyjściu z kościoła i obściskaniu wszystkich bliskich młoda para jechała do studia fotograficznego. Goście mieli czas, by przemieścić się do domu weselnego, a w tym czasie umówiony fotograf cykał młodym serię standardowych zdjęć "na ładnym tle".

Teraz młodzi już tak nie chcą. Zamówiony fotograf (4-6 miesięcy przed wydarzeniem) robi reportaż z uroczystości i wesela oraz - niemal już powszechnie - sesję ślubną. - Coraz popularniejsze są zdjęcia z przygotowań do uroczystości. Sam do nich namawiam, bo to nieźle wychodzi i pozwala zbudować spójną historię całego wydarzenia - mówi fotograf Daniel Polak.

Makijaż, upinanie włosów. Mama sznuruje córce gorset. Ojciec pomaga synowi pokonać opór krawata. Druhna wiąże młodej wokół kostek tasiemki atłasowych pantofelków. Kto by to pamiętał po latach. A tak zostaną utrwalone na zawsze. Np. taka szpanga.

Dom młodej Ślązaczki, dziewczyna już wystrojona, przejęta, ale usta cały czas mocno zaciśnięte, jakby się bała, że coś z nich wyskoczy. Fotograf pyta, co się dzieje. "A bo ja mom tako szpanga" - odpowiada dziewczyna. "To nic - pociesza druhna - będziesz miała fajną pamiątkę".

Dziewczyna w końcu się uśmiecha. Stoi przy oknie, w półobrocie, nagle rozluźniona, mimo metalowego aparatu na zębach, a szczęście bije z każdego zameczka w tym aparacie.

Polowanie na wzruszenia

Suknia wygładzona, welon miękko spływa po plecach, krawat na swoim miejscu. Jeszcze błogosławieństwo rodziców - też trzeba sfotografować - i można jechać do kościoła. Jak tylko się da, fotograf obowiązkowo musi wejść na chór. Długi tren sukni albo welon ciągnący się metrami za panną młodą z żadnej perspektywy nie wygląda tak efektownie jak z chóru.

W pociągu, na drągu, na poważnie i na luzie. Współczesna fotografia ślubna
Daniel Polak / www.danielpolak.pl

Fachowcy ten trend w fotografii ślubnej - polegający na robieniu zdjęć w miejscach, gdzie ostatnia rzecz, której można by się spodziewać, to widok młodych w ślubnych strojach - nazywają "trash the dress", czyli "zniszcz sukienkę".
(fot. Daniel Polak / www.danielpolak.pl)

W kościele (podobnie jak w USC) są kluczowe momenty, bez uchwycenia których nie może się obyć żaden ślubny album. Wiązanie dłoni stułą, przysięga (poznaje się ją po tym, że młodzi mają podstawione pod nos mikrofony), wymiana obrączek, "a teraz pan młody może pocałować pannę młodą".

To standard. Ale fotograf czeka na coś więcej. Jakiś błysk w oku, łzę, niespodziewany gest - gdy zdenerwowana panna młoda chwyci dłoń ukochanego, a on doda jej otuchy czułym spojrzeniem.- Chwytanie wzruszeń to psi obowiązek fotoreportera - mówi fotograf Krzysztof Świderski.

Wzruszeń i wszystkiego, co wyjątkowe, szczególne, niepowtarzalne, nieprzewidziane. Idzie ślubny orszak przez wieś do kościoła, a przy drodze stoi chłop, który właśnie kosił trawę. Oparł się o kosę i patrzy na wystrojonych weselników. To będzie jedno z ulubionych zdjęć w czyimś albumie.

Albo takie - absolutnie wyjątkowe. Ślub połączony z chrzcinami dziecka nowożeńców. Młodzi już zaobrączkowani, dziecię za chwilę wyrzeknie się szatana, ksiądz właśnie powierza je Duchowi Świętemu, ale maleństwo dawno nie karmione (bo ślub trwał i trwał) zagłusza księdza i organy. Więc zapobiegliwa babcia zamyka dziecku buzię butelką z mlekiem.

Na weselu jest zasada, że fotografuje się do oczepin. Potem i młodzi, i goście mogą już wyglądać tak (choć podobno coraz rzadziej), że nikt wolałby tego nie pamiętać. Musik to krojenie tortu. Także dekoracje stołu i sali i oczywiście pląsy i zabawy. Reporterski zapis wydarzeń to jedno (potem przegrane na płytki CD zdjęcia rozwozi się po całej rodzinie). Równie ważną pamiątką są zdjęcia ze ślubnej sesji.

Ślicznie, romantycznie

Ulubione miejsca opolskich par młodych to nasze zamki z Moszną na czele i skansen w Bierkowicach. - Moszna jest tak piękna, że gdziekolwiek nowożeńców postawi się - lub położy - np. na ukwieconej stokrotkami łączce - wychodzi ślicznie - mówi Krzysztof Świderski. - A młodzi najczęściej właśnie chcą, żeby było ślicznie, romantycznie, nawet odrobinę landrynkowo i kiczowato.

Z tego samego powodu uwielbiają Muzeum Wsi Opolskiej. Tam każdy chce mieć przede wszystkim zdjęcie na mostku przy młynie. Generalnie zabytki bardzo pasują młodym do ich szczęścia. Lubią więc przybierać pozy na rynkach starych miast, przysiąść na krętych schodach, wdrapać się na armatę, udrapować się gdzieś na balustradzie, wyglądać przez fikuśne okienko. W cenie są też pomniki.

W Warszawie nie tylko melomani fotografują się pod Chopinem w Łazienkach, w Krakowie każdy chce mieć fotkę "z Adasiem" na Rynku. W Opolu białe suknie często widać przy Osieckiej na Wzgórzu Uniwersyteckim. Oprócz zabytków nowożeńcy cenią naturę. Łąka, po której można pobiec boso, zboże gotowe do zżęcia (nierzadko wielkomiejska młodzież pierwszy raz w życiu widzi stojące na polu kłosy, ale pamiątkę ze ślubu chce mieć taką swojsko-wiejską), rozkwitające jabłonie, splatające się korony drzew w starej parkowej alei - to ulubione dekoracje.

W dużych miastach kolejki nowożeńców stają do najpiękniejszych miejsc w ogrodach botanicznych. Bywa, że wizja ślubnych cud-widoków odbiera młodym zdolność myślenia i przewidywania. Jacek Kaczmarek, fotograf z Łodzi, na swojej dowcipnej i pouczającej stronie internetowej opisuje parę, która zamówiła u niego sesję w arboretum w Rogowie. Młodzi dokładnie wiedzieli, w których miejscach chcą mieć fotki, przy której kępce traw i jakim kwiatuszku.

Zapomnieli tylko o jednym (fotografa zamawia się z dużym wyprzedzeniem), że ślub planują na drugą połowę listopada, kiedy natura dawno śpi snem zimowym. Fotograf stanął jednak na wysokości zadania. Wyobraźnią, światłem, kadrem wyczarował im takie klimaty, że tylko pozazdrościć.

(fot. Daniel Polak / www.danielpolak.pl)

- Robiłem kiedyś ślubną sesję w grudniową noc na ośnieżonym placu Daszyńskiego w Opolu - mówi fotograf Paweł Stauffer. - Młodym zależało, żeby plac był pusty. Tylko oni i elegancka zabudowa tego miejsca. Trzeba było się uwinąć w kilka minut, by panna młoda nie zamarzła w sukni. Za swoje poświęcenie dostała nagle z nieba gratis wielkie i gęste płatki śniegu. Po prostu bajka!

W pociągu, na drągu

Ale nie wszyscy lubią bajeczki dla grzecznych dzieci. "Mamy fotki na elegancko i dla jaj. Pełen wypas. Strzelaliśmy z łuku, walczyliśmy na miecze. Na koniec byliśmy na moście kolejowym, na który wdrapywałam się w czarnych adidasach, niezwykle pasujących do sukni ślubnej. Po czym zlał nas nagły deszcz. Moja suknia chyba nie wyobrażała sobie, że może być tak kolorowa, jak po tej sesji!" - pisze na ślubnym forum świeżo upieczona żona.

Fachowcy ten trend w fotografii ślubnej - polegający na robieniu zdjęć w miejscach, gdzie ostatnia rzecz, której można by się spodziewać, to widok młodych w ślubnych strojach - nazywają "trash the dress", czyli "zniszcz sukienkę".
Daniel Polak fotografował już młodych w kopalni piasku na tle urządzeń wydobywczych i w opuszczonym starym szpitalu. Że ponuro i brzydko? - Ale ten kontrast, zderzenie dwóch rzeczywistości daje niesamowite efekty - mówi fotograf.

Ludzie coraz częściej chcą zdjęć, które będą się różniły od sztampy. Chcą, by stanowiły nie tylko pamiątkę, ale nową jakość. Taką jakość uzyskał kiedyś na dworcu kolejowym. Odczekał z klientami na przyjazd zatłoczonego pociągu, a kiedy podziemne przejście wypełnił tłum podróżnych, zaczął robić zdjęcia całującej się młodej parze. Ludzie przystawali, składali życzenia i gratulacje.

Tak sprowokowana sytuacja zaowocowała ciekawymi zdjęciami. Paweł Stauffer robił ślubną sesję w starej cegielni, obiektywnie okropnym miejscu, gdzie i pozujący młodzi, i on skakali wśród desek najeżonych zardzewiałymi gwoździami. Młodzi byli zachwyceni z efektu, gwóźdź ze stopy wyciągał fotograf. Innym razem fotografował młodych na tyłach wrocławskiego Ossolineum. Nie były to jednak klasyczne zdjęcia typu "młodzi - kulturalni".

On - trener narciarski - w środku lata założył narty do ślubnego garnituru i skakał na nich z ławki, a ona udawała, że go łapie. - Miałem też uciekającą pannę młodą na harleyu, sesję w helikopterze i na lotnisku - mówi Stauffer. Na ślubie Ślązaczki z Włochem jednym z głównych bohaterów wydarzenia było maserati pana młodego. Świeżo poślubieni na przemian siadali za kierownicą tego luksusowego sportowego auta i jeździli po polnych drogach Opolszczyzny.

A fotograf podążał - za nimi, przed nimi, równolegle do nich - na specjalnej platformie kołowej ze sztucznym oświetleniem, by odpowiedno uchwycić rozwiany włos młodego i fruwający na wietrze welon młodej. Dla Roberta Tomaszewskiego, fotografa z Dąbrowy Górniczej, dużym wyzwaniem była pierwsza sesja ślubna w... wodzie. Na zalanym wyrobisku po kopalni piasku młodzi położyli się na płyciźnie, poświęcając ślubne stroje.
Takie sesje robi się dzień, dwa, tydzień po ślubie, kiedy czas już nie goni, stres nie usztywnia, a panna młoda nie myśli, że się pobrudzi czy pogniecie.

Łopatą po welonie

Ale są i tacy, którym nie wystarcza samo zniszczenie sukni. W środowiskach wielkomiejskich modny jest inny trend ślubnej fotografii, nazywany "kill the bride" (zabij pannę młodą). Np. on ją wlecze - w domyśle: jej zwłoki - po ziemi, trzymając łopatę w ręku. Albo wyciąga jej ciało z bagażnika. Ona przystawia mu pistolet do skroni albo zamierza się nożem.

Na stronie trójmiejskiego fotografa można zobaczyć zdjęcia z sesji nad wykopanym dołem - najpierw on w nim leży, potem dół jest już zasypany i wystają tylko jego złożone ręce. Modne są też warianty z młodymi jako wampirami, ociekającymi krwią. Pomysł Anki, choć wzbudził kontrowersje, to przy tym czysta niewinność. "Na mojej sesji - pisze na internetowym forum dziewczyna - wpadło nam w oko wielkie poroże jelenia, więc mąż upozował się na jego tle.

Czy to stosowne - sesja ślubna i pan młody z dwuznacznymi rogami? Nas to akurat wtedy rozbawiło. Babcia mojego męża była zgorszona - ale to przecież nasza pamiątka". Są i tacy, którzy w upamiętnianiu najważniejszego dnia w życiu posuwają się do samego końca, czyli nocy poślubnej. Jedni tylko aranżują sytuację - piękna pościel, wytworna bielizna, wystudiowane pozy, symbolizujące skromność, czułość, namiętność, oddanie. A inni gotowi są iść na całość.

Fotograf Marek Marchewka od takiego zlecenia starał się odwieść nowożeńców, pytając, czy ma specjalny albumik z nocy zrobić dla rodziców i gdzie będą własny w przyszłości ukrywać przed swoimi dziećmi. Potem zgodził się ustawić młodym w sypialni aparat na statywie i dać im pilota do ręki, żeby sobie sami pstrykali swe uniesienia.

Uparli się - oni zajmą się uniesieniami, on - zdjęciami. Efekt był taki, że pan młody przy obcym mężczyźnie jednak nie podołał sytuacji, fotograf w końcu uciekł z sypialni, a panna młoda miała potem do niego pretensje i o brak zdjęć, i rozstrojenie nerwowe małżonka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska