W polityce jak w życiu, cnotę traci się tylko raz [KOMENTARZ]

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Sondaż poparcia w wyborach do sejmików, o którym piszemy w dzisiejszym magazynie, obrazuje skalę spadku popularności zjednoczonej prawicy po ujawnieniu sprawy bezprawnych nagród dla ministrów. Potwierdza on trend spadkowy widoczny we wcześniej prezentowanych badaniach.

Dlaczego sprawa nagród, która z perspektywy budżetu państwa jest marginalna, aż tak bardzo waży na poparciu dla władzy? Bo uczciwość i powściągliwość w korzystaniu z jej apanaży były mitem założycielskim Prawa i Sprawiedliwości. Bracia Kaczyńscy, tworząc PiS w 2001 roku, robili to z hasłem rewolucji moralnej na ustach i w ostrej kontrze do „złodziejskich elit III Rzeczpospolitej”. Taka też była ich retoryka w 2005 roku, kiedy pierwszy raz zdobyli władzę. I nie inaczej w 2015 roku.

Pod nośnym hasłem walki z zepsutymi elitami PiS mógł sparaliżować Trybunał Konstytucyjny, przejąć kontrolę kadrową nad sądami, uczynić z mediów publicznych oręż bezwstydnej propagandy. Wszystko to uchodziło władzy płazem, dopóki miała ten swój antysystemowy image. Ale slogany o pazerności władzy najlepiej się sprzedają, kiedy ich autorzy są w opozycji. Będąc już ponad dwa lata przy korycie, zjednoczona prawica zdążyła się zdeprawować. Przejąć, a nawet jeszcze twórczo rozwinąć metody poprzedników. Nie ma dziś regionu, w którym wyborcy nie widzą, z jakim impetem nowe elity sięgają po stanowiska dla siebie, swoich przyjaciół i krewnych. Często w rażącej sprzeczności z ich kompetencjami.

Slogany o pazerności władzy i dojeniu państwa sprzedają się dobrze wtedy, kiedy ich autorzy są w opozycji

Czy za koalicji PO-PSL było inaczej? Nie! Tyle tylko, że PiS wygrał wybory nie dlatego, że partia ta była złożona z otrzaskanych międzynarodowo, świetnie ubranych menedżerów. Partia Kaczyńskiego triumfowała głównie dlatego, że obiecała skończyć z dojeniem państwa. Tymczasem zaskakująco szybko sama opanowała sztukę dojenia. Wyborcy są w tej kwestii bezlitośni, co zauważył w końcu Jarosław Kaczyński („Vox populi, vox Dei”).

Nawet jeśli przyjąć, że PiS odzyskał dla budżetu grube miliardy, a dla siebie i swoich politycznych popleczników „przytulił” miliony, to i tak głos ludu jest w tej sprawie bezwzględny.

Prawica byłaby dziś na prostej drodze do reelekcji, niczym węgierski Fidesz. Sprzyja jej świetna koniunktura gospodarcza na świecie, trwający kryzys uchodźczy, rozbicie opozycji. Jednak przez nieumiejętność zapanowania nad zachłannością własnych żołnierzy i ciągnące się frakcyjne walki może mieć problem z batalią o samorządy, a w przyszłym roku - o parlament.

Punktem zwrotnym sondażowego zjazdu były wspomniane wyżej tzw. nagrody dla ministrów. Piszę „tak zwane”, ponieważ dziś już wiadomo, że był to raczej stały, wypłacany co miesiąc dodatek do pensji w wysokości 6-7 tysięcy złotych. Krytycznym błędem było sejmowe wystąpienie Beaty Szydło, która, gdy sprawa już powoli cichła, wykrzyczała z trybuny: „Nam się to należało!”. Echo tego okrzyku będzie rozbrzmiewać jeszcze długie miesiące. I nie ma gwarancji, że przykryją je gorączkowe zabiegi partii - nowe pomysły socjalne czy skrajnie populistyczny pomysł 20-procentowej obniżki pensji posłów i samorządowców. W polityce jak w życiu - cnotę traci się tylko raz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska