W służbie zdrowia dojdziemy do racjonalnej opieki nad pacjentami

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
8.09.2016  opolevioletta porowska - wojewoda opolski portretfot. slawomir mielnik / nowa trybuna opolska
8.09.2016 opolevioletta porowska - wojewoda opolski portretfot. slawomir mielnik / nowa trybuna opolska brak
Ma być więcej pieniędzy na leczenie, krótsze kolejki do specjalistów i lepsza opieka nad chorym. O założeniach reformy zdrowotnej mówi wicewojewoda Violetta Porowska.

Rząd zapowiedział wielką reformę ochrony zdrowia. Jaki ma być jej cel?
Chodzi o to, żeby było sprawniej, efektywniej, bardziej opiekuńczo i - jeżeli to możliwe - żeby było „taniej”. Ale „taniej” w cudzysłowie, bo w istocie na ochronę zdrowia chcemy przeznaczyć więcej pieniędzy. Chcemy dojść do 6 proc. PKB i wyeliminować wszystkie niedoskonałości obecnego systemu. Zależy nam na tym, byśmy wszyscy - a każdy z nas jest pacjentem - zyskali poczucie, że zapisany w konstytucji powszechny obowiązek dbania o obywateli jest efektywnie zrealizowany i że ochrona zdrowia jest dla pacjenta, a nie przeciw niemu.

Trudno to poczucie wzbudzić w sobie, wiedząc, że pieniędzy na leczenie jest za mało. To prawda, że pieniędzy brakuje, bo teraz publiczne wydatki na służbę zdrowia to 4-4,8 proc. PKB, co plasuje nasz kraj na odległych pozycjach. Niemcy na ochronę zdrowia swych obywateli przeznaczają 8,7 proc. PKB. Lepsi od nas są Czesi, którzy dają 6,3 proc., Słowacy - 5,6, Węgrzy - 5,1. My dajemy bezwzględnie za mało, tym bardziej że medycyna rozwija się niezwykle szybko, a nowoczesne leczenie jest bardzo kosztowne.

Eksperci mówią, że planowane 6 proc. PKB to taka przyzwoita europejska średnia. Niestety rząd obiecuje osiągnąć ten pułap dopiero w 2025 roku. Wielu tego nie doczeka.
Chcemy zrobić wielki skok, o ponad 1 punkt procentowy, ale budżet nie jest z gumy, więc do takiego poziomu trzeba stopniowo dochodzić. Pieniędzy na leczenie Polaków będzie więc przybywać stopniowo, ale jednocześnie będzie następowała poprawa skuteczności wydawania pieniędzy na zdrowie poprzez, między innymi, weryfikację koszyka i wycen świadczeń gwarantowanych czy wprowadzanie opieki kompleksowej.

Wzrost o 1 punkt procentowy to niemało. Komu zabierzecie te pieniądze?
Nikomu nie będziemy zabierać. Jeszcze raz powtórzę - nie będzie takiej potrzeby, dzięki zmianie zasad płacenia i innemu spojrzeniu na finanse publiczne. Zostanie utworzona nowa forma sektora finansów, przeznaczona tylko na ochronę zdrowia - Państwowy Fundusz Celowy Zdrowie.

Ładna nazwa, ale skąd przychody tego funduszu?
Złoży się na nie określona część wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych, odpowiadająca co najmniej zlikwidowanej uldze, czyli odliczanej części składki ubezpieczenia zdrowotnego. Drugie źródło dochodów to dotacja z budżetu państwa, uzupełniająca wielkość środków do docelowego poziomu 6 proc. PKB. Będzie ona stopniowo wzrastać od 2018 roku.

Ekonomiści uważają, że bez podniesienia podatków, czyli złożenia się wszystkich Polaków na lepsze leczenie, nie ma co o nim marzyć. Podatki wzrosną?
Na razie o tym się w ogóle nie mówi.

Czy za dziewięć lat będziemy mieli tyle pieniędzy, by wystarczyło na zaspokojenie wszystkich potrzeb zdrowotnych Polaków?
Takiej sytuacji nie ma publiczna ochrona zdrowia w żadnym, nawet najbogatszym państwie. Zmieni się jednak organizacja jednostek ochrony zdrowia, która pozwoli na lepsze wykorzystanie pieniędzy. Zlikwidujemy Narodowy Fundusz Zdrowia. Zamiast niego powstaną wojewódzkie urzędy zdrowia. Formuła obecnego tzw. powszechnego ubezpieczenia zostanie zamieniona na zasadę powszechnego zabezpieczenia świadczeń dla wszystkich potrzebujących. To będzie prawdziwa realizacji 68 artykułu konstytucji, który mówi, że „Każdy ma prawo do ochrony zdrowia”.

To może oznaczać, że pieniędzy z systemu ubędzie.
Wcale nie. Dzisiaj co prawda jest tak, że około pół miliona ludzi nie ma uprawnień do leczenia, bo system eWUŚ ich odrzuca. Ale dzieje się tak tylko teoretycznie. Jeśli choremu nie pomożemy na poziomie podstawowej opieki zdrowotnej, to on może się tak rozchorować, że straci przytomność albo dozna jakiegoś urazu, a karetka zabierze go do szpitala, więc i tak w końcu trafi do systemu. Co gorsza, wtedy za jego leczenie trzeba płacić nawet wielokrotność tego, ile kosztowałaby ta pierwsza usługa zdrowotna, której przez brak ubezpieczenia nie otrzymał. Objęcie wszystkich opieką zdrowotną traktujmy jako swoistą profilaktykę.

Reforma zakłada, że pierwszoplanowe znaczenie zyskają zespoły Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Na czym to ma polegać?
Już w lipcu 2017 zacznie działać nowa podstawowa opieka zdrowotna, a także budowa nowej sieci szpitali. Chcemy doprowadzić do takiej sytuacji, że lekarz POZ faktycznie dba o swojego pacjenta i monitoruje wszelkie jego kontakty z placówkami ochrony zdrowia. Lekarz POZ będzie także koordynować opiekę specjalistyczną. To on skieruje chorego do specjalisty, z którym będzie miał podpisaną umowę, a także do szpitala. Wszystko złoży się na koordynowaną opiekę. Traktujemy to jako atut, wsparcie dla pacjenta, który dziś czuje się zagubiony w systemie. Nie będzie dublowania wizyt u specjalistów, robienia po wielekroć tych samych badań - za co przecież my wszyscy płacimy. Dziś, jak pacjent wychodzi po poważnej operacji ze szpitala, jest pozostawiony sam sobie - np. sam ma sobie znaleźć rehabilitację. Najczęściej pacjent nie wie nawet, jak ma się do tego zabrać, na dodatek najczęściej trafia na tę rehabilitację z dużym opóźnieniem, czyli de facto pogarszamy mu stan zdrowia. W założeniach reformy to szpital i lekarz POZ będą odpowiedzialni, by tę rehabilitację zapewnić mu natychmiast, bo promowana będzie tylko opieka koordynowana.

Problemem są gigantyczne kolejki do specjalistów. Np. do endokrynologa czeka się w kraju średnio 10 miesięcy. Na wszczepienie endoprotezy 50 miesięcy. To koszmar. Sceptycy uważają, że jeśli na skutek reformy te kolejki się skrócą, to tylko dlatego, że wszechwładny lekarz POZ będzie reglamentować dostęp do specjalistów.
Bez obaw. Lekarze są odpowiedzialnymi ludźmi. Chcemy, by byli, jak to mówią Anglicy - „Gate Kipper”, czyli strażnikami bramy, domu. Każdy będzie dbać o swojego pacjenta, bo to będzie „jego” pacjent. Za właściwą opiekę nad nim lekarz będzie premiowany. W podstawowej opiece zdrowotnej ogniwem będzie zespół złożony z lekarza, pielęgniarki, położnej, a nawet z dietetyka. Ten zespół będzie dostawał dodatek motywacyjny - za profilaktykę i promocję zdrowia, za opiekę nad pacjentami przewlekle chorymi.

A dziś lekarzowi nie zależy na dobrej opiece nad pacjentem?
Obecny system promuje pacjenta zdrowego. Lekarz POZ dostaje stawkę kapitacyjną za każdego zapisanego do niego człowieka. Najkorzystniej dla lekarza jest więc, by ten pacjent nigdy się u niego nie pojawił, bo stawka i tak się należy.

Stać nas dietetyka w każdym zespole POZ?
To cywilizacyjna konieczność. Mamy przecież powszechne problemy z cukrzycą, otyłością, za którymi idą problemy z nadciśnieniem, krążeniem. Dietetyk podpowie zmianę stylu życia, odżywiania się. Profilaktyka w istocie oznacza pieniądze pozostawione w systemie. W POZ będą też dodatkowe pieniądze na badania diagnostyczne i opiekę specjalistyczną. Nowy system to prawdziwy przełom. Lekarz będzie miał więcej pieniędzy, pacjentem będzie zajmować się zespół, a cała opieka nad chorym będzie koordynowana.

Wróćmy jednak do kwestii kolejek. Zmniejszą się?
Jedną z przyczyn powstawania kolejek jest niewystarczająca liczba specjalistów. Statystyki NFZ potwierdzają taki mechanizm: ponieważ pacjent wie, że specjalistów brakuje, zapisuje się do wszystkich i czeka, gdzie najszybciej się dostanie. Kiedy opieka będzie koordynowana, to kolejką będzie można zarządzać, a po drugie wyeliminuje się zarówno zjawisko zapisywania się do wszystkich lekarzy danej specjalności, jak i zapisywanie się na wyrost, niepotrzebnie, na wszelki wypadek.

Nowoczesne leczenie jest bardzo kosztowne. Najnowszy rozrusznik serca jest cztery razy droższy od swego technologicznego poprzednika. Będziemy mieli dostęp do tego, co najlepsze?
Oczywiście. Ta reforma nie zakłada ograniczania czegokolwiek.

Ale bez dodatkowego opodatkowania trudno to sobie wyobrazić, a politycy nie odważą się nawet mówić o współpłaceniu za opiekę zdrowotną.
Przypominam, że dotacja z budżetu państwa będzie większa, ale też inaczej będą dzielone pieniądze. Reforma zakłada także nowy system kontraktowania szpitali. 80 procent pieniędzy, które dostanie szpital, to tzw. ryczałt. Będzie on wynosił tyle, ile średnia wartość kontraktu z ostatnich dwóch lat. Co ważne, nie będzie maksymalnych limitów kontraktowania. Zostaną zastąpione limitami minimalnymi, które szpital będzie musiał spełnić, żeby otrzymać odpowiedni budżet w następnym roku. Taki system będzie dopingował do racjonalnego opiekowania się pacjentami. Zadaniem menedżerów będzie takie zarządzanie pieniędzmi, by ryczałt wystarczył. Pozostałe 20 procent pójdzie na specjalistykę. Na konkursy, które będzie organizował minister lub wojewódzkie urzędy zdrowia. Stanąć do nich będą mogły podmioty publiczne i niepubliczne.

Minister zdrowia zapowiedział też inną organizację szpitalnej struktury.
Szpitale zostaną podzielone na kategorie zależnie od ich poziomu. Chodzi o to, by placówki nie powielały swoich działań, by szpital lokalny nie zajmował się wysoką specjalistyką i nie walczył o te same pieniądze co szpital specjalistyczny. Życie samo podpowiada sensowność takiego rozwiązania. Dobrym przykładem są szpitale położnicze. Pacjentki wybierają placówki świetnie wyposażone, z doświadczonym personelem. Czy powinniśmy się więc upierać, by w każdym szpitalu powiatowym mieć porodówkę? Podobnie jest w innych dziedzinach. Tam, gdzie wykonuje się mało zabiegów, nie ma sensu utrzymywać oddział. Będzie więc następowała racjonalizacja, bo małe oddziały szpitalne niepotrzebnie zabierają pieniądze. Mapy potrzeb zdrowotnych pokazały np., że mamy na Opolszczyźnie szpitale ze stołami operacyjnymi, na których w ciągu roku nie wykonano ani jednej operacji. Przecież to czyste marnotrawstwo. Szpitale, które nie wykonują określonej liczby usług medycznych, nie będą robić ich wcale. Przerzucimy pieniądze tam, gdzie wykonuje się ich więcej, lepiej i sprawniej. Dotąd pieniądze były rozmywane w systemie.

Czy to nie ograniczy dostępu do leczenia, jeśli wszyscy pacjenci zwalą się do jednego, nawet największego i najlepszego szpitala w regionie?
Proszę pamiętać, że kolejka często nie jest spowodowana brakiem lekarzy, ale brakiem odpowiednio wysokiego kontraktu. Jest sprzęt, są lekarze, którzy mogliby przyjąć kolejnych pacjentów, ale ustalony limit na to nie pozwala. Wspomniała pani, że na wszczepienie endoprotezy czeka się w Polsce bardzo długo. Mamy przykłady, które pokazują mechanizm wydłużania się tej kolejki. Szpitale, które rocznie robią po trzydzieści parę endoprotez. Ewentualne powikłania trafiały do innych szpitali, które słyną z takich zabiegów, miały jednak zbyt mały jak na swoje możliwości i społeczne zapotrzebowanie kontrakt i blok operacyjny nie pracował pełną parą. Nie stać nas na takie marnotrawienie potencjału, nie możemy też pozwolić sobie na przeciekanie przez palce milionów złotych. A pacjenci od leczenia blisko domu naprawdę wolą leczenie nowoczesne i skuteczne, do którego dojadą nawet tych kilkadziesiąt kilometrów.

Opolski Hipokrates
Wybierzmy razem najlepszych medyków. Mieszkańcy 12 opolskich powiatów wybiorą zwycięzców w następujących kategoriach: lekarz rodzinny, pediatra, stomatolog, pielęgniarka/położna, farmaceuta oraz przychodnia/ gabinet. Zwycięzcy etapu powiatowego awansują do finału wojewódzkiego. Jednocześnie będziemy wybierać najpopularniejszego specjalistę Opolszczyzny (ginekolog, chirurg, dermatolog, kardiolog i okulista). W tym samym głosowaniu wyłonimy też najlepszy, zdaniem pacjentów, szpital.

Zgłoszenia kandydatów na stronie nto.pl/hipokrates. Dodatkowe informacje tel.: 512 106 578 lub [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska