W Strzelcach Opolskich śmierć czyhała na każdym kroku

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Dziennikarze „Nowin Raciborskich” donosili o przypadkach śmierci m.in. podczas pracy, a także na kolei. W Strzelcach i okolicy szerzyły się też różne choroby.
Dziennikarze „Nowin Raciborskich” donosili o przypadkach śmierci m.in. podczas pracy, a także na kolei. W Strzelcach i okolicy szerzyły się też różne choroby. DIM
100 lat temu życie w Strzelcach i okolicy było znacznie bardziej niebezpieczne niż mogłoby się wydawać. Na łamach ówczesnych gazet aż roi się od opisów nieszczęść, które dotknęły ludzi.

Jedną z gazet, która na przełomie XIX i XX w. zajmowała się sprawami mieszkańców Strzelec były „Nowiny Raciborskie”. Z informacji przekazywanych na łamach tego pisma wynika, że w miejscowych zakładach dosyć często zdarzały się wypadki przy pracy. We wrześniu 1907 r. w zakładzie wapienniczym w Szymiszowie doszło do tragedii.

„Kilku robotników niosło kawał ciężkiego żelaza. Nagle kilku z nich ciężar puściło, a jeden, który ciężar cały jeszcze trzymał, oberwał się i to tak nieszczęśliwie, że jeszcze tegoż dnia w nocy zmarł. Nazywał on się Tomasz Mróz; był rzetelnym robotnikiem. Zmarły liczący około 45 lat życia, osierocił żonę i kilkoro małych dziatek. Drugie nieszczęście zdarzyło się w sobotę we dworze. W palarni dworskiej zachorował nagle robotnik Karol Fazdryok, liczący około 45 lat. Zachorował na kolkę i w niedzielę rano zmarł, osierociwszy także żonę i kilkoro dzieci. I on był zacnym człowiekiem” - czytamy w gazecie.

Nieszczęście spotkało także pewnego kołodzieja, który miał swój zakład w Strzelcach. Przez pomyłkę napił się z butelki, w której była trucizna. „Po kilku łykach padł wśród okropnych boleści na ziemię. Sprowadzono wprawdzie zaraz lekarza, ale wielkie pytanie, czy mu się uda zachować biedaka przy życiu.” - donosiła gazeta.

Ponad 100 lat temu niebezpieczne było także podróżowanie koleją. Często dochodziło bowiem do wypadków. W 1901 r. w Strzelcach zginął na torach konduktor o nazwisku Weigmann z Opola, który dostał się pod koła pociągu towarowego „w niewytłumaczony dotąd sposób (...). Poniósł takie rany, że śmierć na miejscu nastąpiła” - czytamy w artykule. Wcześniej pewnej kobiecie, która jechała pociągiem ze Strzelec do Bytomia “drzwiczki wagonowe, które szafner (konduktor) nagle przytrzasnął, zgniotły u ręki dwa palce. Kobiecie musiano ranę zaopatrzyć”.

Mimo zdarzających się wypadków ludzie korzystali masowo z kolei, bo w tamtych latach nie było innego sposobu na szybkie podróżowanie. Pierwsze auta pojawiły się dopiero po 1907 r. (były dostępne tylko dla najbardziej zamożnych mieszkańców). „Między miastami Strzelce, Ujazd, Leśnica i główniejszymi gminami wiejskimi powiatu strzeleckiego i kozielskiego mają kursować automobile, czyli samochody.” - ostrzegali dziennikarze.

Niebezpieczeństwo czyhało w tamtych czasach na mieszkańców Strzelec także przy domach. Gazeta donosiła, że w okolicy panowała wścieklizna. Pogryzienie przez chore zwierzę groziło przeniesieniem groźnego wirusa na człowieka i śmiercią. „Ponieważ stwierdzono urzędowo, iż pies wściekły pokąsał kilka psów w Centawie, przeto i w tej miejscowości a także w Błotnicy, Warmuntowicach i Dziewkowicach nakazano trzymać psy na uwięzi.” - czytamy w gazecie. Wścieklizna panowała także w Otmęcie, Karłubcu, Gogolinie, Malni i Odrowążu.

Groźne w tamtych latach były także choroby występujące u zwierząt domowych. Dla przykładu u świń masaża Franciszka Kosmali z Leśnicy a także gospodarza Józefa Gabora z Malni stwierdzono czerwonkę. W czasie, gdy penicylina nie była jeszcze znana, choroba ta była niezwykle groźna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska