W szkole brak czasu na opowiadanie ciekawych historii

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Historia jako przedmiot uczniom kojarzy się przede wszystkim z datami, nazwiskami i wydarzeniami.
Historia jako przedmiot uczniom kojarzy się przede wszystkim z datami, nazwiskami i wydarzeniami. Fot. Paweł Stauffer
Tylko 60 proc. uczniów wie, w którym roku Polska odzyskała niepodległość. Szkolna nauka historii to galopada przez wieki, gąszcz faktów, dat i nazwisk. Co piąty gimnazjalista nie radzi sobie nawet z chronologią.

Wiosną tego roku Instytut Badań Edukacyjnych zrobił test z historii Polski XX wieku ponad 3,7 tys. uczniów II klas szkół ponadgimnazjalnych. Wśród 34 pytań zamkniętych najłatwiejsze okazało się to dotyczące daty wejścia Polski do Unii Europejskiej. Poprawnie odpowiedziało prawie 89 proc. badanych. Znakomity wynik autorzy badań przypisują obchodzonej niedawno 10. rocznicy wydarzenia i szczegółowemu wałkowaniu tematu na zajęciach z wiedzy o społeczeństwie. Słabiej wypadły pytania dotyczące odzyskania przez Polskę niepodległości. Poprawnie rok 1918 wskazało tylko 60 proc. uczniów. Znacznie lepiej w uczniowską pamięć zapadła data dzienna - 11 listopada jako święto narodowe kojarzy 77 proc. badanych. I można by się zdziwić, że nie wszyscy, gdyby nie fakt, że orientacja dorosłych jest na podobnym poziomie. Jednym z trudniejszych zadań okazało się rozstrzygnięcie, jakie żądania wysuwały hitlerowskie Niemcy pod adresem Polski przed wybuchem II wojny światowej. Tylko niespełna 27 procent słyszało o korytarzu łączącym Niemcy z Prusami Wschodnimi.

Test był częścią badania postaw młodzieży ponadgimnazjalnej wobec historii Polski XX wieku. Generalnie wyszło, że uczniowie interesują się nią, lubią słuchać o tym okresie, ale są bardzo niepewni poziomu swej wiedzy. Niewesołe wnioski płyną też z przeprowadzonego z wcześniejszego badania umiejętności historycznych absolwentów gimnazjum. Sprawdzało ono nie tylko jak nauczana jest historia, ale też przygotowanie uczniów do kontynuowania tej nauki w szkole średniej, czyli umiejętności historyczne. Historia jako przedmiot kojarzy się przede wszystkim z datami, nazwiskami, wydarzeniami - które trzeba wkuć na pamięć. Ale od 2009 roku, zgodnie z nową podstawą programową, powinno się także rozwijać umiejętności chronologiczne (np. dostrzegania zależności czasowych między wydarzeniami), analityczne (np. wnioskowanie na podstawie informacji ze źródeł) i umiejętności tworzenia narracji, czyli wypowiedzi ustnej lub pisemnej na temat przeszłości. Okazało się, że co piąty absolwent gimnazjum nie ma nawet najprostszych umiejętności chronologicznych, a mniej niż połowa potrafi uporządkować w kolejności następowania wydarzenia opisane w prostym, współczesnym tekście. Przeanalizować tekst z wykorzystaniem myślenia chronologicznego, wnioskować w oparciu o źródła ikonograficzne, identyfikować fakty historyczne zawarte w różnych źródłach i określić ich wzajemne zależności w czasie - czyli wykazać się najwyższym poziomem umiejętności historycznych - potrafi zaledwie 16 proc. badanych uczniów.
Znany publicysta Jan Wróbel - dyrektor warszawskiego liceum i nauczyciel historii - uważa, że dobremu uczniowi wystarczy znajomość zaledwie kilku dat: konfederacji warszawskiej (1573), powstania styczniowego (1863), obu wojen światowych (1914-18, 1939-45) i strajków solidarności (1980). Jest w wymienianym przez niego zestawie jeszcze Grunwald, bo tę akurat datę Polacy wyjątkowo dobrze pamiętają. „To, co najbardziej przeszkadza w percepcji Historii przez wielkie H, jest zamykanie jej w pudełku pod tytułem »szkolne sprawy«. Nie uważam, żeby historia jako taka mogła interesować więcej niż kilka procent ludzi. Ale jeśli po prostu zaczniemy ją opowiadać, to zainteresuje dziesiątki procent ludzi” - mówił Jan Wróbel w jednym z wywiadów. Przykładem ciekawie opowiedzianej historii może być rzecz o Kościuszce. Zamiast zanudzać dzieci, że przewodził powstaniu, które przegrało, powinno się mówić, że stał na czele powstania, które wygrało. Tyle że w Ameryce.

Problem w tym, że na lekcjach czasu na opowiadanie ciekawych historii po prostu nie ma. Przykład pierwszy z brzegu, ale jakże znamienny: Zbliża się 34. rocznica wprowadzenia stanu wojennego. To jedno z najważniejszych wydarzeń historii najnowszej. W telewizji zapewne znów pojawią się uliczne sondy obrazujące dziury w świadomości na ten temat, zwłaszcza młodego pokolenia. Znów pojawią się utyskiwania pod hasłem „czego ich w tej szkole uczą”. A wystarczy zajrzeć do jednego z najbardziej popularnych podręczników do I klasy liceum - „Poznać przeszłość” wydawnictwa Nowa Era. Stan wojenny to tylko jeden z wątków omawianych podczas jednej lekcji. W rozdziale mamy najpierw „karnawał Solidarności”, potem stan wojenny, jest najważniejsze zdjęcie -zrzut z ekranu telewizyjnego, potem odwołanie do sytuacji gospodarczej, nieudane reformy, ostatnie lata PRL, zabójstwo księdza Popiełuszki i okrągły stół. Wszystko w 45 minut.

- Samo przeczytanie tekstu z podręcznika zajęłoby całą lekcję - mówi dr Marek Białokur, wykładowca uniwersytecki i nauczyciel historii w III LO w Opolu. - My, dorośli, pamiętamy lata 80. znamy konteksty, przeżyliśmy to, ale dla 16-latka jest to tak samo obce wydarzenie jak dzieje Mieszka I.

Takich obszernych tematycznie lekcji pierwszoklasista w ogólniaku ma 45.

- I z większości wychodzi, mając miszmasz w głowie. Najważniejsze kwestie należałoby powtórzyć, ale na to też nie ma czasu - mówi Marek Białokur.

Uczniowie, którzy przychodzą do I klasy szkoły ponadgimnazjalnej, największe kłopoty mają z chronologią. „Wyobrażenie o przeszłości ogranicza się do wyspowych, zamkniętych i niepowiązanych w większe całości zbiorów danych na temat konkretnych, nie zawsze najważniejszych, wydarzeń” - mówi Natalia Skipietrow, rzecznik prasowy Instytutu Badań Edukacyjnych.
Niewiele lepiej radzą sobie z ikonografią. Samo odczytywanie treści obrazów jeszcze nie sprawia im większych problemów. Trudności zaczynają się w momencie, gdy muszą osadzić określone przedstawienie w czasie lub odczytać wykorzystywane w nim symbole - np. półksiężyc czy znak Polski Walczącej. Znaczenie tego ostatniego jest często rozciągane na wszelkie akty walki narodowowyzwoleńczej. Niedawno do wydawanego przez nas dodatku „16 plus”, z okazji święta 11 Listopada z jednej ze szkół Opola dostaliśmy grafikę właśnie ze znakiem Polski Walczącej.

- Można podejrzewać, że uczniowie zbyt rzadko spotykają się na lekcjach z materiałem ikonograficznym, co powoduje, że z jednej strony nie rozpoznają nawet podstawowych symboli, a z drugiej - że nie mają spójnej wizji poszczególnych epok i okresów omawianych na lekcjach historii - tłumaczy Natalia Skipietrow z IBE.

Marek Białokur ze swoimi uczniami robi taki eksperyment z ikonografii. Omawia alegorię odzyskania niepodległości, która w jednym rysunku zawiera wszystko (10 elementów), co należy wiedzieć na ten temat. Jest tam m.in. korona (bo polska miała być monarchią, a została republiką), jest Feniks odradzający się z popiołów, niewiasta wychodząca z grobu, korona cierniowa, którą jej zdjęto z głowy, kajdany, Piłsudski, polska husaria. Żeby uczniom weszło to do głowy, nauczyciel do tematu wraca na czterech lekcjach (prezentacja, slajdy, omówienie, powtórka, przepytanie 2-3 osób, wypełnienie kart pracy z lukami do uzupełnienia, jeszcze jedno odpytanie). Uczniowie pewnie już tego nie zapomną, ale aby to osiągnąć, nauczyciel poświęcił wiele innych wątków.

W tym roku maturę zdali pierwsi absolwenci liceów, którzy historii uczyli się po nowemu. W gimnazjum zakończyli naukę na I wojnie światowej, a w I klasie ogólniaka mieli rok na poznanie dziejów współczesnych od 1919, aż do wstąpienia Polski do Unii Europejskiej w 2004. Potem historii uczyli się już tylko humaniści (mniejszość), a ścisłowcy dostali przedmiot historia i społeczeństwo, który już w nazwie (takiej samej jak w klasach 4-6 podstawówki) sugerował, że jest to michałek.
- Od absolwenta liceum ogólnokształcącego można by oczekiwać, że będzie umiał pokazać mocne i słabe strony Piłsudskiego, ocenić zasadność wprowadzenia stanu wojennego albo wyjaśnić, dlaczego Polska nie rozwija się gospodarczo tak jak Zachód. Ale o tym jest w stanie rozmawiać dopiero 18-19-latek, tymczasem my przerywamy mu naukę historii, gdy ma lat 16 i nie jest wystarczająco dojrzały. Na dodatek ogrom wiedzy o świecie współczesnym został tak dopchnięty kolanem, że niełatwo go opanować i ugruntować - mówi dr Marek Białokur.

Powrót do pełnego kursu historii zapowiada Prawo i Sprawiedliwość w programie swojej rewolucji oświatowej. Nawet w expose zwróciła na to uwagę premier Beata Szydło. Widzi taką potrzebę wielu nauczycieli, którzy uważają, że na skutek nowej podstawy programowej ucierpiała obywatelska świadomość uczniów. Kiedy się ich pyta, po co uczyć historii, najczęściej odpowiadają: „żeby wiedzieć, jak było”. Rzadko traktują ją jako nauczycielkę życia.

- A przecież historii uczy się dlatego, że bez poznania przeszłości człowiek nie jest w stanie zrozumieć teraźniejszości - mówi Marek Białokur.

Konfederacja warszawska - uchwała sejmu z 1573 r. gwarantująca bezwarunkowy i wieczny pokój między wszystkimi różniącymi się w wierze, zapewniająca innowiercom równouprawnienie z katolikami i opiekę państwa. Uważana jest za początek gwarantowanej prawnie tolerancji religijnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska