Walczyli o wolną Polskę. Dziś odcinają głodowe kupony

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Gdy występowali przeciwko systemowi nie myśleli o tym, że sankcje to wymuszone bezrobocie, a w ślad za tym niższe emerytury na przyszłość.
Gdy występowali przeciwko systemowi nie myśleli o tym, że sankcje to wymuszone bezrobocie, a w ślad za tym niższe emerytury na przyszłość. wikipedia, autor nieznany
Wielu byłych opolskich opozycjonistów utrzymuje się z niewielkich rent i emerytur. Ci, którzy wsadzali ich za kraty, nierzadko śmieją się im w twarz.

Wsparcie dla byłych opozycjonistów

Wsparcie dla byłych opozycjonistów

Żeby móc się o nie starać, trzeba będzie uzyskać status działacza opozycji. Będzie to możliwe po złożeniu wniosku do Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Wcześniej trzeba będzie uzyskać potwierdzenie przez IPN, że nie było się funkcjonariuszem lub tajnym informatorem organów bezpieczeństwa państwa. UdsKiOR będzie mógł także zwrócić się o zaopiniowanie wniosku przez wojewódzką radę konsultacyjną do spraw działaczy opozycji i osób
represjonowanych. O świadczenia będą mogły się starać jedynie osoby, których dochód miesięczny nie przekracza 960 zł brutto.

Strażnicy w ośrodku internowania w Nysie wymagali pełnego posłuszeństwa. Nie obchodziło ich, że po kilku miesiącach zamknięcia w odosobnieniu wielu osadzonych miało scharatane zdrowie. Jak Ryszard Ludka, pracownik Fabryki Maszyn Rolniczych "Agromet" z Brzegu, który 13 maja 1982 roku zainicjował tam strajk na wydziale spawalniczym. Za to wywieziono go do Nysy. Któregoś dnia pan Ryszard źle się poczuł, wychodząc na spacerniak, zwolnił krok, by nie zakręciło mu się w głowie. Strażnik myślał, że osadzony symuluje. Spojrzał na niego złowrogo, złapał ciężkie metalowe drzwi i uderzył nimi Ludkę w plecy. Mężczyzna upadł na schody.

- Poczułem zgrzyt w kręgosłupie - opowiada były opozycjonista. - Wiedziałem, że stało się coś strasznego.
Szybko pojawiły się bóle, z dnia na dzień coraz silniejsze. Niedługo potem rwa kulszowa. Wystarczył jeden nagły ruch: dźwignięcie, pochylenie się, potknięcie czy zerwanie z łóżka, by dosłownie odechciewało się żyć. Na niewiele zdawały się leki przeciwbólowe. Tak mijały lata. W 1989 roku, siedem lat po internowaniu, pan Ryszard dostał rentę inwalidzką z tytułu niezdolności do pracy. Dziś wynosi ona 800 złotych.

- Dorabiam jako ochroniarz. Trzeba przypilnować czegoś, drzwi otworzyć. Cenię sobie tę pracę, bo zawsze to jakiś dodatkowy zastrzyk do domowego budżetu, a pieniędzy brakuje - opowiada były opozycjonista. - Niczego nigdy nie żałowałem, niczego bym nie zmieniał - tłumaczy. - Odzyskaliśmy wolność, przegoniliśmy stąd Ruskich. Przecież o to chodziło.
Takich jak on, którzy poświęcili się, walcząc z komuną, ale sami zapłacili za to bardzo wysoką cenę, jest więcej. Część z nich żyje bardzo biednie, chociaż nie chcą się żalić nad swoim losem. - Szkoda tylko, że nasi oprawcy, byli esbecy, w większości mają się dziś bardzo dobrze. Niektórzy nawet się z nas śmieją na ulicy - mówią byli opolscy opozycjoniści.

Ryszard Siwacki, z zawodu spawacz, pracował w Zakładach Chemicznych "Blachownia" w Kędzierzynie-Koźlu. We wrześniu 1980 roku zapisał się do zakładowej "Solidarności". Rok później został także członkiem miejscowego Komitetu Obrony Więźniów za Przekonania. - Nigdy nie godziłem się na to, żeby ktokolwiek narzucał mi swoją wolę, która jest sprzeczna z moimi przekonaniami i wartościami. Zaangażowałem się w działalność opozycyjną, bo uważałem, że to mój obowiązek - podkreśla.

Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego przez gen.Wojciecha Jaruzelskiego przewidywał, że państwo będzie chciało zaostrzyć aparat terroru wobec niepokornych Polaków, którzy domagali się swobód obywatelskich. Zakupił więc wspólnie z kolegami dużą ilość papieru. To na nim po 13 grudnia drukowali pismo "Przed Jutrem". Zamieszczano tam informacje i komentarze zaczerpnięte między innymi z audycji Radia Wolna Europa. W sumie ukazało się dwanaście numerów gazetki, która miała co prawda zaledwie dwie strony, ale zamieszczane tam treści podtrzymywały obywateli na duchu. Jeden numer powstał nawet techniką druku offsetowego. Siwacki wykorzystał do tego swoje znajomości w Dolnośląskich Zakładach Graficznych w Jeleniej Górze.

Żyli w ciągłym strachu przed dekonspiracją

Największy "numer" wycięli jednak z radiem "Solidarność", które nadało audycję z bloku przy ulicy Kosmonautów 5 w Kędzierzynie-Koźlu. Działo się to 12 października 1982 roku. Nadajnik skonstruował Adam Kuśnieruk, kolega pana Ryszarda. Całą operacją zajmowali się także Andrzej Bedla i Zdzisław Niewadzisz. Zadaniem Siwackiego było skonstruowanie anteny. Audycja dotyczyła wydarzeń na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku, kiedy podczas protestów robotników milicja i wojsko zabiły 45 osób i raniły około 1000. Z radia przy Kosmonautów 5 poleciała m.in. "Ballada o Janku Wiśniewskim". W sumie audycja trwała 20 minut. Została skrócona o połowę z obawy przed dekonspiracją.

- Wiedzieliśmy, że na każdym kroku możemy się natknąć na agentów, że bezpieka ma wielu donosicieli i że musimy się spodziewać aresztowania. Żyliśmy w strachu - opowiada Siwacki.

Został aresztowany w grudniu 1982 roku. Cztery miesiące przesiedział na tzw. dołku Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. Dwa kolejne w opolskim areszcie. Przed sądem dostał wyrok roku i trzech miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Po pewnym czasie udało mu się wrócić do pracy, ale nie na ten sam wydział gdzie wcześniej. Nie mógł awansować, rozwijać się. Dziś Ryszard Siwacki, jeden z najbardziej zasłużonych opolskich opozycjonistów, żyje skromnie w mieszkaniu na 8. piętrze ciasnego wieżowca na osiedlu Blachownia. Sporą część swojej niewielkiej emerytury wydaje na pomoc bezdomnym zwierzętom, przede wszystkim kotom. Sam przygarnął kilka. Żeby koty były bezpieczne, cały balkon zabezpieczył specjalną siatką. Kiedy byliśmy u niego w domu, zwierzęta nie odstępowały go na krok.

- Jakby się bały, że ktoś chciałby mi zrobić krzywdę - żartuje.
Ryszard Ludka, były pracownik Fabryki Maszyn Rolniczych "Agromet" w Brzegu, także żyje skromnie, utrzymując się z 800-złotowej emerytury i niewielkich dochodów z pracy stróża. Ale jak wszyscy opolscy opozycjoniści - nie skarży się na swój los. - Chociaż ci, którzy byli naszymi oprawcami, w większości mają o wiele większe dochody - podkreśla.

Ludka chciał przed sądem wywalczyć odszkodowanie za uszkodzenie kręgosłupa, jakiego doznał podczas internowania w Nysie. Nie dość, że przegrał, to musiał jeszcze zapłacić 500 złotych kosztów postępowania.

Inni do dziś starają się o odszkodowania i zadośćuczynienie za krzywdy, które zostały im wyrządzone za działalność opozycyjną. Dotychczas na Opolszczyźnie otrzymało je 30 osób. Sądy przyznawały najczęściej kwoty od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wśród takich osób jest między innymi Józef Jarząbek z Brzegu. Sąd Okręgowy w Opolu przyznał mu kilka dni temu 12 tysięcy złotych odszkodowania za pobyt w ośrodku internowania w Grodkowie.

Przesiedział tam trzy miesiące.

- Nie składałem wcześniej wniosku o te pieniądze, bo nie lubię prosić innych o pomoc. Teraz zmusiła mnie do tego sytuacja, m.in. konieczność zakupu leków - tłumaczy emeryt. Wspomina, że został zabrany z domu przez funkcjonariuszy SB, nie mogąc zabrać ze sobą nawet najpilniejszych osobistych rzeczy, jak choćby bielizny. Dwie córki - które miały wówczas po 6 i 9 lat - nie rozumiały, dlaczego tata został aresztowany. - Myślały, że to ja je zostawiłem - tłumaczy. W ośrodku internowania w Grodkowie słyszał krzyki i płacz bitych. Był przerażony, bał się, że i jego spotka to samo.

Opozycjoniści jak kombatanci

12,5 tys. zł zadośćuczynienia za internowanie w stanie wojennym oraz ponad 24 tys. zł odszkodowania za utracone zarobki przyznano także Franciszkowi Szelwickiemu, ikonie podziemia antykomunistycznego, działaczowi Solidarności, byłemu szefowi związku na Opolszczyźnie i byłemu posłowi.

- Wielu opozycjonistów żyje jednak dzisiaj w biedzie - nie ukrywa Grzegorz Adamczyk, wiceprzewodniczący opolskiej "Solidarności". - Był plan, żeby zrównać działaczy opozycji z kombatantami. Ale na razie niewiele z tego wychodzi.

Dwa miesiące temu Sejm przyjął co prawda ustawę o pomocy dla byłych opozycjonistów, ale nie wzbudza ona wielkiego entuzjazmu w środowisku. Osoby, które były aresztowane czy traciły pracę wskutek działalności opozycyjnej w czasach PRL mają dostać po 400 złotych miesięcznego świadczenia przez 12 miesięcy. Projekt zakłada, że pomoc będzie mogła być przedłużana, a w skrajnych przypadkach zapewniana dożywotnio.

- Ta ustawa nie jest doskonała. Przede wszystkim jest tam próg dochodowy, w związku z czym wiele osób po jego przekroczeniu nie otrzyma żadnych świadczeń. A przecież i oni nadstawiali wówczas karku i ryzykowali życie, walcząc o wolność - dodaje Grzegorz Adamczyk.

Pierwotnie projekt zakładał, że byli opozycjoniści, których miesięczny dochód wynosi mniej niż 220 proc. najniższej emerytury dla osoby samotnej lub 170 proc. w rodzinie, dostawaliby świadczenia specjalne w wysokości najniższej emerytury, czyli około 830 zł. Resort pracy uznał, że są kryteria dochodowe zbyt łatwe do spełnienia i wydatki budżetowe poniesione z tego tytułu będą zbyt wysokie. Zaostrzono więc zasady przyznawania świadczenia. Według nowej propozycji dochód musi wynosić 120 proc. najniższej emerytury dla osoby samotnej oraz 100 proc. w rodzinie. Wysokość zapomogi stopniała do 400 zł.

Dla esbeków 4,5 tysiąca, dla opozycjonistów 1,5 tys. zł

Ustawę będzie musiał jeszcze przyjąć Senat, a później podpisać prezydent. Szacuje się, że na Opolszczyźnie z pomocy będzie mogło skorzystać co najmniej kilkadziesiąt osób, a w całym kraju około tysiąca. Instytut Pamięci Narodowej podkreśla jednak, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby w przyszłości rozszerzyć krąg uprawnionych, którzy np. nie zostaną zakwalifikowani do świadczeń z powodu przekroczenia progów dochodowych.

Problem w tym, że obecne świadczenia emerytalne członków SB wynoszą średnio blisko 2,5 tys. zł. Szacuje się, że takich osób jest w Polsce około 25 tys. Tymczasem poszkodowani przez reżim komunistyczny byli opozycjoniści mają emerytury rzędu przeciętnie ok. 1,5 tys. zł miesięcznie. Funkcjonariusze PZPR, którzy z mocy prawa nie płacili składek ZUS, mają czas przepracowany w aparacie zaliczony do stażu emerytalnego. Tymczasem ludzie z podziemia lat 80. z punktu widzenia ZUS-u mają ten czas wyrwany z zawodowych życiorysów. Wielu z nich po 1989 roku miało po 50 lat.

- Wielu nie poradziło sobie w sytuacji gospodarki wolnorynkowej, stąd dzisiaj mają niskie dochody, nierzadko na progu ubóstwa - podkreśla Kazimierz Kozłowski z brzeskiej Solidarności. - Z pewnością jest potrzeba, aby popracować nad tym, żeby te różnice przynajmniej się zmniejszały.

Emerytura resortowa nie przysługuje tylko funkcjonariuszom, którzy w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych dopuścili się przestępstw w latach 1944-1956. Sześć lat temu wprowadzono co prawda tzw. ustawę deubekizacyjną, która miała obniżyć dochody byłych członków aparatu represji. Chodziło przede wszystkim o obniżenie z 2,8 procent do 0,7 proc. podstaw wymiaru emerytury za rok służby. Byli esbecy złożyli wówczas skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W czerwcu 2013 Trybunał nie dopuścił jednak do jej rozpatrzenia. Uznał bowiem, że system obniżający emerytury nie pozbawiał ich środków do życia, tylko nieco okroił i tak bardzo korzystny dla nich system.

Na zapomogi dla opozycjonistów zarezerwowano tylko 25 mln zł

Dwa lata temu wniosek w sprawie dalszego obniżenia ich uposażeń złożyła Solidarna Polska, a w Sejmie przekonywał do tego opolski poseł Patryk Jaki jako autor projektu. Chodziło o zmniejszenie podstawy wymiaru świadczenia emerytalnego z 0,7 do 0,25 procent za każdy rok służby.

Według wyliczeń polityków Solidarnej Polski budżet państwa mógłby zaoszczędzić na tym około 500 milionów złotych rocznie. Dla porównania, wprowadzona niedawno przez Sejm możliwość ubiegania się o świadczenia dla byłych opozycjonistów ma kosztować Skarb Państwa zaledwie 25 milionów złotych, co jest dosłownie kroplą w skali wydatków kraju. Projekt został skierowany do komisji polityki społecznej i rodziny oraz komisji spraw wewnętrznych, o opinię poproszono także komisję do spraw służb specjalnych. Te oceniły je negatywnie. Na tej podstawie Rada Ministrów odrzuciła propozycję. W uzasadnieniu napisano, że byli funkcjonariusze bezpieczeństwa państwa mieliby obniżoną emeryturę za całą swoją służbę, nawet jeśli w organach bezpieczeństwa państwa służyli bardzo krótko. Zdaniem rządu, byłoby to niesprawiedliwe.

Ryszard Siwacki przyznaje, że nie ma zaufania do wielu polityków, którzy przez lata nie chcieli rozliczać przedstawicieli poprzedniego systemu, jednocześnie zapominając o ludziach walczących o wolność w tamtych trudnych czasach. W wyborach prezydenckich został pełnomocnikiem Pawła Kukiza na Kędzierzynie-Koźlu.

- Sytuacja, z którą mamy obecnie do czynienia, czyli fakt, że byli opozycjoniści żyją bardzo skromnie, a ich oprawcy godnie, nie powinna mieć miejsca - podkreśla. - Ale pieniądze nie są tu najważniejsze. Najważniejsze, że kiedy była taka potrzeba, tak wielu ludzi potrafiło stawić czoło aparatowi represji i walczyć o wolność. Tego nam już nikt nie zabierze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska