Waldemar Sobota. Dumny, ale nie spełniony

Archiwum
Archiwum
Pochodzący ze Schodni koło Ozimka 26-letni Waldemar Sobota ma wspaniały początek piłkarskiego sezonu. Świetne mecze w barwach Śląska Wrocław w eliminacjach Ligi Europy oraz w reprezentacji Polski w meczu z Danią zaowocowały transferem do zespołu 13-krotnego mistrza Belgii - Club Brugge, z którym zawodnik podpisał 4-letni kontrakt.

- W gazetach sportowych od miesiąca nazwisko Sobota nie schodzi z pierwszych stron. W stacjach telewizyjnych w programach sportowych to samo. Ostatni miesiąc to pana znakomita forma sportowa, wiele się działo.
- Z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. Ostatni miesiąc czy półtora to rzeczywiście bardzo intensywny dla mnie czas. Dobra forma zbiegła się ze spekulacjami transferowymi, a w takim wypadku to chyba naturalne, że dużo się mówi i pisze o piłkarzu. Po części po to się gra i trenuje, żeby być docenianym przez kibiców czy dziennikarzy, ale nie ukrywam, że ostatnie tygodnie były trochę dla mnie męczące. Starałem się od tego całego zamieszania odciąć. Nie czytać zbyt wiele o sobie, nie zastanawiać się nad tymi spekulacjami prowadzonymi w prasie czy na różnych portalach, bo to niczemu dobremu by nie służyło. Chciałem mieć głowę wolną od takich myśli. Wiadomo jednak, że całkowicie od wszystkiego nie da się odciąć. Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło. Wiem, w jakim klubie będę grał przez najbliższe lata, i tylko na tym się chcę teraz skupić. Nic już nie będzie mnie rozpraszać. No i chyba już takiego zamieszania wokół mojej osoby nie będzie. Liga belgijska nie jest przecież tak popularna jak niemiecka Bundesliga czy angielska Premiership.

- Właśnie. Dlaczego więc zdecydował się pan na wyjazd do Belgii, choć pojawiały się spekulacje, że może pan trafić do ligi niemieckiej czy włoskiej?
- Nigdy nie ukrywałem, że liga niemiecka jest moją wymarzoną. Także z tego względu, że znam język niemiecki, co przy wejściu do nowej drużyny jest niezwykle ważne. Propozycje z Niemiec nie były jednak tak konkretne jak ta z Brugii. Działacze z belgijskiego klubu bardzo mnie chcieli, a to jest niezmiernie ważne.

- Można stwierdzić, że idzie pan do słabszego klubu, bo Śląsk kilka tygodni temu pokonał w III rundzie eliminacji Ligi Europy Club Brugge.
- Zagraliśmy dwa bardzo dobre mecze i udało nam się wyeliminować mój nowy klub. Trzeba jednak pamiętać, że to była niespodzianka, bo faworytem było Brugge. Liga belgijska jest znacznie wyżej ceniona niż polska, a mój nowy zespół niemal "od zawsze" zalicza się do tamtejszej czołówki. Absolutnie więc nie uważam, że idę do słabszego klubu.

- Grając w barwach Śląska na początku sierpnia dwumecz z Club Brugge, wiedział pan o tym, że ten klub się panem interesuje?
- Tak. Pierwsze sygnały o zainteresowaniu odebrałem przed tymi meczami. Można więc uznać, że w tych spotkaniach dodatkowo się wypromowałem. (Sobota zagrał świetnie dwa razy, w rewanżowym meczu w Belgii, który skończył się wynikiem 3-3, zdobył dwa gole - dop. red.).

- Znając pana od kilkunastu lat, spodziewam się, że Club Brugge to nie jest ostatnie słowo.
- Chciałbym, żeby tak było. Liga belgijska to świetne okno wystawowe. Skauci z Anglii, Niemiec czy Francji bardzo dokładnie oglądają mecze w Belgii. Na pewno dokładniej niż w Polsce. Jak będę dobrze grał, to szansa na wyjazd do lepszej ligi wzrośnie.

- Tyle że belgijski klub sumę odstępnego za pana ustalił na około 7 milionów euro. Oj, może się zakręcić w głowie.
- Widać, że mnie cenią (śmiech). Już poważniej mówiąc, to też świadczy o tym, że na mnie liczą. Poczucie, że jestem potrzebny temu klubowi, jest bardzo ważne i ono w dużej mierze zadecydowało o moim wyborze. Wierzę w swoje umiejętności i w to, że dałbym sobie radę w lepszej lidze niż belgijska. Najważniejsze jednak jest to, żeby regularnie grać, a nie siedzieć na ławce i być zadowolonym tylko z tego, że pieniądze wpływają na konto. Po raz pierwszy będę grał w zagranicznym klubie i sam jestem ciekawy tego doświadczenia. Nie ma co ukrywać, że na początek mojej przygody z zachodnią piłką Belgia to dobre miejsce. O miejsce w drużynie będzie mi łatwiej. Od zawsze wyznaję zasadę, że trzeba małymi krokami iść do przodu.

- Pana kariera to rzeczywiście ciągłe wspinanie się do góry.
- Wiele rzeczy, które planowałem, mi się sprawdza. Najpierw z Małejpanwi Ozimek poszedłem do Krasiejowa, który był wówczas lepszą drużyną. Potem do MKS-u Kluczbork. Trzy lata w tym klubie były bardzo dobre. Był awans do I ligi i 6. miejsce w niej. Trzy lata temu wiedziałem, że chcąc się rozwijać, muszę zmienić klub. Wybrałem Śląsk Wrocław, z którym zdobyłem wicemistrzostwo, potem mistrzostwo, a w ostatnim sezonie 3. miejsce w lidze. Zadebiutowałem w reprezentacji, grałem w europejskich pucharach. Wiadomo, że wszystkiego w pełni nie da się zaplanować, ale moja kariera rzeczywiście postępuje harmonijnie. W każdym klubie, w którym występowałem, spotkałem ludzi, którzy mi bardzo pomogli w rozwoju, a ja starałem się odwdzięczać jak najlepszą grą. Czy to z Krasiejowa, czy z Kluczborka, czy ze Śląska mam więc bardzo miłe wspomnienia. Kiedyś gdzieś w głowie przewijała się myśl, że w wieku 25-26 lat wyjadę do zachodniej ligi. Wszystko się więc spełnia. Może także dlatego, że stopniowo stawiam sobie wyzwania, że cały czas coś mnie napędza. Nie wyjeżdżam z kraju jako nastolatek uczyć się, ale już jako w miarę ukształtowany piłkarz. To powinno mi ułatwić zadanie. Wierzę, że z kolegami z zespołu szybko znajdę wspólny język. Niemiecki nie stanowi dla mnie problemu, po angielsku też się jakoś dogadam.

- Jaki jest ten następny cel?
- Jak najlepsza gra w Brugii. Tak jak w jakimś stopniu udało mi się pomóc, żeby sukcesy odnosił MKS Kluczbork czy Śląsk Wrocław, tak teraz będę się starał, żeby mój nowy klub odnosił je z moim udziałem. Nie przychodzę do niego z myślą, że muszę się sam jak najszybciej, "na siłę" dobrze pokazać i uciec do lepszej ligi. To jest złe myślenie. Futbol to drużyna. Jak ona będzie dobrze grała, to i moja gra będzie wyżej oceniana. W piłce nie ma miejsca na egoizm.

- A plany związane z reprezentacją Polski?
- Przed nami mecz z Czarnogórą i bardzo chciałbym w nim zagrać. Wiadomo, że kadra to wielkie wyróżnienie i będę robił wszystko, żeby się w niej zadomowić na stałe.

- Pana przykład może służyć wielu młodym chłopakom zaczynającym grę w piłkę, że warto wierzyć w siebie i w marzenia, że można zostać dobrym piłkarzem, pochodząc z małej miejscowości, że niekoniecznie do nabywania umiejętności piłkarskich potrzeba równych boisk, drogich butów czy trenowania w szkółce wielkiego klubu. Że można z Opolszczyzny, która jest "białą plamą" na piłkarskiej mapie Polski, dostać się do poważnego futbolu.
- Czuję się dumny z tego, że z mojej Schodni wybiłem się do takich klubów jak Śląsk czy Brugge, a także do reprezentacji. Dumny, ale nie spełniony. Z pokorą podchodzę do tego, co udało mi się osiągnąć, ale też wierzę w siebie. W to, że moja kariera będzie się dalej tak dobrze rozwijać jak do tej pory.

- Z Wrocławia do rodzinnego domu był "rzut beretem". Teraz przyjazd z Belgii do Schodni to będzie już poważna wyprawa.
- Rzeczywiście to jest jakiś problem. Jestem bardzo rodzinnym człowiekiem i jak tylko nadarzała się okazja, to starałem się jak najczęściej odwiedzać rodzinę. Teraz będę miał rzadziej okazję, ale spokojnie, o Opolszczyźnie na pewno nie zapomnę i będę przyjeżdżał. Rodzina, znajomi, koledzy. To się ma na całe życie i zawsze bardzo mocno czułem wsparcie wszystkich bliskich. Piłka to jednak mój zawód i teraz los rzucił mnie do Belgii.

- Poważna piłka to też poważne pieniądze. Ma pan poczucie, że podpisując kontrakt w Belgii, ułatwił sobie dalsze życie.
- Nie będę ukrywał, że jestem zadowolony z warunków, jakie mam w umowie. Każdy zawodowy piłkarz gra też po to, żeby za każdym razem podpisywać coraz lepsze kontrakty. Przechodząc z Kluczborka do Wrocławia, już to poważnie odczułem i teraz będzie podobnie. Wierzę, że grając przez kilka lat na dobrym poziomie, zabezpieczę się finansowo na przyszłość.

- Po zakończeniu kariery myśli pan o powrocie w rodzinne strony?
- Nigdy nie ukrywałem, że chciałbym wrócić na Opolszczyznę. Trudno jednak teraz określić, czy tak rzeczywiście będzie.

- Kilka lat temu reporter nto spotkał pana na meczu A-klasowej wówczas drużyny ze Szczedrzyka. Pan był wtedy liderem MKS-u Kluczbork i złożył deklarację, że na koniec kariery zagra w drużynie ze Szczedrzyka. To na kiedy kibice tamtejszej drużyny mogą się szykować?
- Ha, ha, ha. Rzeczywiście przypominam to sobie. Wtedy prezesem klubu ze Szczedrzyka był mój znajomy i w niedziele, jak miałem wolne, jeździłem oglądać ten zespół, w którym grało wielu moich kolegów. Deklarację złożyłem, więc chyba nie wypada się z niej wycofać, choć oczywiście była ona z przymrużeniem oka. Wykluczyć tego, że zagram w zespole ze Szczedrzyka, nie mogę. Mam nadzieję jednak, że jeszcze wiele lat grania w wyższych ligach przede mną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska