Walentynki. Znani Opolanie o swoich wielkich miłościach

Archiwum
O wielkiej miłości opowiadają Anna Panas, Stanisław Sławomir Nicieja, Beata Wnęk-Malec, Bolesław Polnar, Aida Bella i Patryk Jaki.

Anna Panas, piosenkarka

Zobaczyłam go w kinie. Wyglądał jak Janosik, takie miał długie włosy, a obok siebie dwie piękne dziewczyny. Zawsze tak się prowadzał. Poznał nas mój ówczesny chłopak. Ten związek już się wypalał, a Bolek od razu mi się spodobał. Zaczęłam mu się uważniej przyglądać, gdy Jarema Stępowski powiedział o nim: Cóż to za wspaniały i piękny chłopak.

Nie wiedziałam, że jest młodszy, może bym się wtedy wycofała. Ale on wydał mi się taki poważny, wyciszony, od razu wzbudzał zaufanie. Potrzebowałam kogoś takiego. Zawsze można było na nim polegać. Pewnego razu zapomniałam czegoś ważnego w domu i on mi to przywiózł do Wrocławia i potem po nocy wracał do Opola pociągiem.

Kiedy mówię czasami, że trzeba zagrać w totka, on pyta - a po co, przecież już mnie wygrałaś. I faktycznie wygrałam. To szczęście mieć u swego boku człowieka, przy którym można czuć się bezpiecznie, któremu można wszystko powiedzieć, do którego ma się bezgraniczne zaufanie. Ważna jest też wspólna pasja, a nas połączyła muzyka. I tak to już trwa 40 lat.

Stanisław Sławomir Nicieja, historyk

Walentynki. Znani Opolanie o swoich wielkich miłościach
Archiwum

(fot. Archiwum )

Halina była najpiękniejszą dziewczyną w szkole, tajemniczą i kuszącą. A ja - trochę zakompleksiony - musiałem długo pracować, by ją do siebie przekonać. Zaczęło się od jive'a na jakiejś prywatce. Ona recytowała poezję, ja pisałem wiersze i piosenki dla szkolnego zespołu, w którym ona śpiewała. Połączyła nas podobna estetyka, wrażliwość, sposób myślenia.

Podobają nam się te same piosenki, sprzyjamy tej samej opcji politycznej. Już w liceum byliśmy jak papużki nierozłączki, ale pobraliśmy się dopiero po studiach i jesteśmy razem już 40 lat. Związek trzeba budować na przyjaźni, sama fascynacja erotyczna to za mało, bo ta sfera się zmienia, pulsuje, są przypływy i odpływy.

Jeśli brakuje wspólnego świata, upodobań, zainteresowań - ludzie się rozchodzą albo są ze sobą jedynie z rozsądku. Nie powiem, jak u każdego mężczyzny zdarzało mi się kłusownictwo wzrokowe, lubiłem ładne kobiety, ale w tym nigdy nie było zagrożenia dla naszego małżeństwa, bo wiedziałem, że nikt nie jest w stanie zastąpić mi Haliny.

Beata Wnęk-Malec, aktorka

Walentynki. Znani Opolanie o swoich wielkich miłościach
Archiwum

(fot. Archiwum )

Pierwszy raz zobaczyłam go na fuksówce, czyli otrzęsinach we wrocławskiej szkole teatralnej. Ja byłam na trzecim roku, Leszek właśnie zaczynał studia. Starsi studenci przygotowywali zadania dla "kotów". Właśnie wróciłam ze Lwowa i miałam widokówkę z pomnikiem Adama Mickiewicza. Wszystkich "pierwszaków" pytałam, gdzie ten pomnik stoi i tylko Leszek to wiedział.

Przetańczyliśmy całą fuksówkę, a on nie odrywał ode mnie oczu. Niespełna dwa lata później wzięliśmy ślub. My po prostu autentycznie się w życiu spotkaliśmy. To jest ogromne szczęście, które nie wszystkim się zdarza. Jesteśmy tymi platońskimi połówkami jabłuszka. Wzajemna fascynacja trwa. Ale bez pracy nad związkiem taki dar od losu można zmarnować.

Jedna z zasad: lepiej sobie oczyścić pole, niż mieszkać na minach. Problemy trzeba szybko rozwiązywać, nawet kosztem urwania paluszka. Nie wolno nosić w sercu zadr, nie chować urazy. I jeszcze warto zawsze mieć jakąś tajemnicę w sobie, nie odkrywać się do końca.

Bolesław Polnar, artysta malarz

Walentynki. Znani Opolanie o swoich wielkich miłościach
Archiwum

(fot. Archiwum )

W Iwonie zakochany był mój kolega, ale jakoś nie miał śmiałości jej to okazać. Powiedziałem: ja ci pokażę, jak to się robi. I tak już zostało. Pchnęła mnie intuicja, poszedłem na żywioł, a potem przerodziło się to już w stan choroby. I ta miłość, która narodziła się w opolskim plastyczniaku, realizuje się do dziś.

Razem zdawaliśmy na studia, ja zostałem w Krakowie, a Iwona, dla której zabrakło miejsca, zaczęła pracę w Kluczborku. Ale wszystko przetrwało, bo to była ta osoba, której obecność zmieniała wszystko wokół. Nim się oświadczyłem, odbyliśmy poważną rozmowę. Pamiętam to jako bardzo ważny moment w swoim życiu. Miałem świadomość konsekwencji, stawałem się odpowiedzialnym człowiekiem, co dla artysty nie jest stanem łatwym (śmiech).

Nie chcę używać słowa poświęcenie, ale moja żona wzięła na siebie ciężar życia codziennego, wychowania dzieci, dzięki czemu ja mogłem się twórczo realizować. Znam małżeństwa artystyczne, które rozleciały się, bo żadne nie chciało ustąpić.

Aida Bella, łyżwiarka szybka

(fot. Archiwum )

Moje wakacje to zwykle treningi i ciężka praca, od której wytchnieniem były dyskoteki. I właśnie tak osiem lat temu poznałam mojego męża. Każde z nas przyszło w swoim towarzystwie i na parkiecie podczas tańca po prostu wpadliśmy na siebie.

To był mój typ! Wysoki, dobrze zbudowany, ciemna karnacja. A jeszcze jak się okazało, że także sportowiec... W dyskotece nie dało się rozmawiać, wymieniliśmy numery telefonów. Boże, jak ja czekałam, żeby zadzwonił! I doczekałam się. Już następnego dnia umówiliśmy się na randkę. Po czterech latach pewnego dnia szykowałam się na bardzo ważne spotkanie z potencjalnym sponsorem. Byłam w okropnym stresie, a Kuba uparcie namawiał mnie na spacer.

Wcale nie chciało mi się wychodzić, zwłaszcza że była kiepska pogoda, ale on tak nalegał... Na spacerze poprosił mnie o rękę. W ostatniej chwili zdążyłam na spotkanie, choć w jednej chwili przestało ono być dla mnie ważne, taka byłam szczęśliwa. Dziś mam dwie wielkie miłości - męża i naszego 16-miesięcznego synka, Filipa.

Patryk Jaki, opolski poseł

Jako najmłodszy opolski radny byłem opiekunem młodzieżowej rady miasta i na spotkaniu wpadła mi w oko liderka z jednego z liceów. Nie wiem, skąd wziąłem odwagę, ale zaraz po spotkaniu zaproponowałem jej spacer na Bolko.

Zawsze mocno chodzę po ziemi, jestem skrupulatny i punktualny, a tym razem zupełnie straciłem poczucie czasu. Minęło kilka godzin, a my nie mogliśmy się nagadać. I wcale nie rozmawialiśmy o polityce, choć to ona nas połączyła. Ujęła mnie jej inteligencja, umiejętność słuchania, cierpliwość i wyrozumiałość. Zdarzało mi się wcześniej przeżywać zauroczenia, ale tym razem to było co innego.

Myślę, że trafiła mi się miłość od pierwszego wejrzenia. Jesteśmy z Anną już pięć lat i w minionego sylwestra zaręczyliśmy się w Kołobrzegu. Poszliśmy na molo, w kieszeni miałem przygotowany pierścionek. Czekałem na zachód słońca. Strasznie się denerwowałem, bo w takich sprawach nigdy nie czułem się zbyt pewnie. Na dworze było zimno, a ja tego wcale tego nie czułem. Od razu powiedziała: tak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska