Walki międzysąsiedzkie. Jak żyć z sąsiadem?

sxc.hu
Pan Darek ze Zdzieszowic nie wytrzymał i wezwał policję, bo... żaby sąsiada nie dawały mu spać.
Pan Darek ze Zdzieszowic nie wytrzymał i wezwał policję, bo... żaby sąsiada nie dawały mu spać. sxc.hu
Horror trwał kilka lat. Ani okna otworzyć, ani oka zmrużyć. W majową noc pan Darek ze Zdzieszowic nie wytrzymał i wezwał policję, bo... żaby sąsiada nie dawały mu spać.

To była ostatnia deska ratunku - twierdzi żona pana Darka. - Gdyby to były prawdziwe żaby, nie byłoby problemu. Naturalne kumkanie jest miłe, ale sąsiad w swym oczku wodnym zamontował urządzenie imitujące żabie odgłosy. On ma tam dwie żywe małe żabki. Tymczasem rechotały trzy. Najpierw odzywała się jedna, potem druga, dołączała do nich trzecia i dalej darły się już wszystkie.

W dzień i w nocy. Jaka prawdziwa żaba wydziera się w dzień? - pyta retorycznie. - Straszny hałas. To nie może być tak, że człowiek po własnym domu chodzi z poduszką przy głowie, bo nie może zasnąć. A sąsiedzi mimo licznych próśb i uwag nie widzieli problemu. To co mieliśmy robić? W końcu wezwaliśmy policję.

Policja zajechała radiowozem. Ani kumkania, ani rechotania nie stwierdzono. - Zawiadomiono nas o zakłócaniu spokoju nocnego przez żaby. Pierwszy raz z czymś takim się spotykam, ale na takie zgłoszenia też musimy reagować - mówi komisarz Krzysztof Księski, komendant komisariatu w Zdzieszowicach.

Ponieważ pan Darek podejrzewał, że sąsiad używa urządzenia emitującego żabie dźwięki, został pouczony, że powinien zgłosić rzecz oficjalnie. - I tak się stało. Ten pan przyszedł do nas za parę dni, sprawę zaprotokołowano - mówi kom. Księski.

Wówczas policjanci pojechali do jego sąsiada, by zbadać, czy w oczku oprócz wody są jakieś hałaśliwe urządzenia. Nie było. Sąsiad pana Darka przyznał, że żaby w oczku, owszem, posiada - ale żywe i absolutnie nieproszone. Same skądś przylazły i jak to żaby - w nocy kumkają, a on nic na to nie może poradzić.

Żona pana Darka sceptycznie odnosi się do ustaleń policji. - Podjechali radiowozem pod sam dom. Szkoda, że nie na sygnale. Nic dziwnego, że sąsiedzi zdążyli żaby wyłączyć. Tak samo było, gdy po informacji w nto do Zdzieszowic w sprawie żab przyjechała ekipa TVN.

- Trzy godziny czekali i było cicho. Ledwo odjechali, żaby zaczęły rechotać - opowiada kobieta.
Ponieważ policja żadnych podejrzanych urządzeń w oczku nie znalazła, posiadanie samego oczka nie jest zabronione, a żabom zakazu wstępu na posesję postawić się nie da, sprawa zmierza do umorzenia. - Musieliśmy przeprowadzić całe postępowanie, aby rzecz raz na zawsze zakończyć i w przypadku ponownych wezwań już tam nie jeździć - mówi komisarz Księski.
- Żaby umilkły - przyznaje żona pana Darka.

But na wycieraczce

Ludzie najczęściej angażują strażników miejskich do walki międzysąsiedzkiej z dwóch powodów: gdy szczeka pies sąsiada (zwłaszcza gdy ma w psim nosie ustawową ciszę nocną między 22 a 6) i gdy sam sąsiad zaparkuje tam, gdzie nie wolno, np. na trawniku przy zapchanym do niemożliwości osiedlowym parkingu.

Bywają też miłe urozmaicenia. Straż Miejska w Opolu przez kilka miesięcy zajmowała się butami pewnej opolanki. Butów były dwie pary, całkiem zwykłe, niebrudne, karnie ustawione przy wycieracze. Sęk w tym, że stały na blokowym korytarzu przed drzwiami ich właścicielki, która do mieszkania zwykła wchodzić w samych pończochach. Dla czystości.

Widok butów nie podobał się jednak sąsiadce. Na nogach - proszę bardzo, w środku, za drzwiami - to normalne. Ale nie żeby rzucały się w oczy (i nos) za każdym razem, gdy ona swoje mieszkanie opuszcza lub do niego wraca.

- Zwykła ludzka złośliwość. Panie były mocno skłócone. Jedna ciągle nas wzywała, do drugiej nic nie docierało. Policja takiej sprawy nie przyjmie, bo to zawracanie głowy, a my musimy. Biegaliśmy tam wielokrotnie na interwencję. Sam w końcu musiałem pójść z kobietami porozmawiać - mówi Sławomir Kowalski, naczelnik wydziału patrolowo-interwencyjnego Straży Miejskiej w Opolu.

Po pół roku sprawę udało się załatwić. Pani "bosa" dla świętego spokoju schowała buty do mieszkania. Ale strażnikom szepnęła o kąciku palacza, jaki na korytarzu przy strychu urządziła sobie sąsiadka estetka. Stolik, dwa krzesełka i popielniczka musiały zniknąć tak samo, jak buty. Na korytarzu zapanował święty spokój.

Nyscy strażnicy miejscy natomiast wnikliwie badali sprawę podjazdu na posesję jednego z mieszkańców miasta. Pan wybrukował sobie podjazd elegancko i gustownie. Mieszkający obok o taką wygodę nie zadbał, za to regularnie przejeżdżał swym samochodem po ślicznej kostce sąsiada.

Właściciel podjazdu twierdził, że od obcego auta kostka doznaje uszczerbku, a pan nie może patrzeć, jak jego krwawica się marnuje. Zawiadomił straż miejską. - Żadnych szkód nie zauważyliśmy. Sąsiad tego pana przyznał, że czasem zdarza mu się zahaczyć o podjazd, bo nie wyrabia na zakręcie, ale absolutnie nie robi tego złośliwie. Poprosiliśmy więc interweniującego, by dokładnie opisał poniesione szkody i wycenił je, to skierujemy sprawę do sądu - opowiada Andrzej Jakubowski, zastępca komendanta Straży Miejskiej w Nysie.

To wystarczyło, by właściciel brukowanego podjazdu skapitulował.

Dzieci na głowie

- Warto dbać o dobre stosunki z sąsiadami nie tylko dlatego, że tak jest przyjemniej, gdy żyje się obok siebie przez wiele lat - mówi psycholog Dorota Drozdek. - Życzliwy sąsiad zastąpi najlepszy monitoring i system antywłamaniowy. Zwróci uwagę na kręcących się obcych, przypilnuje mieszkania podczas naszej nieobecności, podleje kwiatki.

"Jak dobrze mieć sąsiada" - śpiewały dawno temu Alibabki: "Pożyczy ci zapałki, / Pół masła, kilo soli, / Wysłucha twoich zwierzeń / Choć głowa go boli".

Pani Zosia też tak myślała. Przez pół wieku. A teraz od pół roku ją głowa boli. Właśnie z powodu sąsiada. A właściwie upiornej rodzinki, typu dwa plus dwa, piętro wyżej. Do mieszkania na wielkim opolskim blokowisku wprowadzili się 10 grudnia ubiegłego roku. Pani Zosia dokładnie pamięta tę datę, bo od tego czasu nad jej głową przez kilka godzin dziennie odbywają się dzikie gonitwy, od których trzęsie się sufit i szkło w szafkach. Sprawcami są dwaj chłopcy w wieku 4 i 5 lat. Dzieci grają w piłkę i kręgle, bawią się w konika, więc galopują tam i z powrotem, przewracają krzesła, krzyczą.

Byłam u nich już wiele razy. To nawet mili ludzie, ale niereformowalni. Matka zawsze powtarza rozbrajająco: Przecież ja im mówię, żeby nie biegali, ale nie słuchają. Kiedy zasugerowałam, żeby chociaż jakąś wykładzinę położyli na podłodze, odparła szczerze, że to... nieestetyczne, a poza tym malcy mają alergię na kurz - opowiada pani Zosia.

Kiedyś doprowadzona do ostateczności zadzwoniła na policję. I wtedy usłyszała, że wszystkie dzieci biegają.

- Starsi ludzie często narzekają na dzieci sąsiadów - potwierdza Sławomir Kowalski z opolskiej straży miejskiej. - Regularnie dostajemy skargi od mieszkańców ulicy Orląt Lwowskich na maluchy bawiące się w... piaskownicy na placu zabaw. Z kolei mieszkańcy jednej z kamienic przy 1 Maja wręcz zażądali likwidacji placu zabaw, a zwłaszcza wiszącego tam kosza, bo przeszkadzają im dzieci bawiące się piłką. To są nierozwiązywalne sprawy.

Starsza pani z wielkim uchem

Magda, 22-letnia studentka pedagogiki, rozwiązanie swojego problemu z upiorną sąsiadką już znalazła. Wyprowadza się. Przez dwa lata wynajmowała z koleżanką mieszkanie na osiedlu Dambonia. Miłe, niedrogie, życzliwi ludzie wokół. Z wyjątkiem starszej pani spod podłogi.

- Normalnie żyjemy. Rano wychodzimy, wracamy z uczelni po południu, uczymy się, śmiejemy się, gotujemy - mówi Magda. - Imprez u siebie nie robimy, nie biegamy na obcasach, słuchamy muzyki, ale cicho, a ostatnio wyłącznie w słuchawkach, a mimo to ciągle spotykają nas jakieś przykrości.

Starsza pani ma zwyczaj nachodzić je w ciągu dnia i strofować. Wystarczy stuknięcie, nieostrożnie odstawione krzesło, by już waliła do drzwi. Kiedyś, gdy dziewczyny wracały do domu po północy, wyskoczyła ze swego mieszkania z pretensją, że kto to widział, by młode dziewczyny tak się włóczyły.

Zagroziła, że jeśli to jeszcze raz się powtórzy, to wezwie policję. I zrobiła tak. - Właśnie przyszłyśmy z imprezy - mówi Magda. - Na wszelki wypadek już na schodach zdjęłyśmy kozaczki, żeby broń boże nie tupać. Wiedziałyśmy, że sąsiadka nie śpi, widać było jej cień za firanką. Po prostu czekała na nas. Weszłyśmy po cichutku do domu i wtedy nieostrożnie upuściłam na podłogę parasolkę. Za kwadrans otwierałyśmy drzwi policjantom.

Wtedy dziewczyny postanowiły, że czas poszukać innego mieszkania.
- Nie ma takiej sąsiedzkiej sprawy, w której nie można się dogadać. Trzeba tylko wykazać dużo zrozumienia i tolerancji - uważa psycholog Dorota Drozdek.

Pani Krysia wykazuje. Ale jak po raz trzeci w tygodniu widzi, że woda, którą sąsiadka z góry podlewa kwiatki, użyźnia także jej balkonowe uprawy oraz czarnymi bryzgami ozdabia świeżo powieszone pranie, nie wytrzymuje i pędzi piętro wyżej.

Bo sąsiadka pani Krysi ma zwyczaj wylewać hektolitry wody, a ponieważ jej skrzynki nie mają podstawek, cały nadmiar spada na balkon niżej. - Pobiegłam kiedyś z ubrudzoną w ten sposób białą bluzką. Sąsiadka przeprosiła i zaproponowała, że bluzkę wypierze. Dwa dni później spływająca z góry brudna woda ochlapała świeżo pomalowany balkon pani Krysi. - Ręce mi opadają. Nie jestem awanturnicą, ale w końcu naślę na tę kobietę straż miejską lub policję - zapowiada.

Mojego nie rusz

W maju policja w Krapkowicach interweniowała w sprawie płotu rozdzielającego dwie posesje. Czy pomiary geodezyjne były nieprawidłowe, czy niefrasobliwi robotnicy popełnili błąd, nie wiadomo. Dość, że przekroczyli z płotem granice panasąsiadowej posiadłości - o 3 centymetry. Afera jak u Kargula i Pawlaka.

Spór o miedzę to klasyka sąsiedzkich konfliktów. Jeden z najczęstszych powodów, z jakimi sąsiedzi idą się sądzić.

I nie ma znaczenia, że czasami rzecz dotyczy paru centymetrów na małej działce, że naruszenie granicy działki nie utrudnia funkcjonowania obu sąsiadów. Procesują się dla samego procesu, zdarza się, że nawet przez wiele lat - mówi sędzia Anna Korwin-Piotrowska z Sądu Okręgowego w Opolu, koordynator ds. mediacji.

Sądy statystyk dotyczących sporów sąsiedzkich nie prowadzą. - Ale i bez tego wiemy, że takich spraw jest o wiele za dużo - mówi sędzia Korwin-Piotrowska. - O płot, o gałęzie wyrastające poza ten płot, o okno wychodzące na stronę sąsiada. Lubimy się procesować, nie umiemy ustępować.

To już taka nasza cecha narodowa. Bo w zamyśle osoby kierującej sprawę do sądu często wcale nie jest rozstrzygnięcie sprawy, ale podtrzymywanie konfliktu i udowadnianie, kto ma rację, mimo że to zabiera czas i kosztuje. A przecież wszystko da się wyjaśnić bez sądu. Nawet jeśli ludzie nie potrafią się sami dogadać, to idealna do rozstrzygania sporów sąsiedzkich jest instytucja mediacji. Namawiam wszystkich zwaśnionych do korzystania z tej formy - apeluje sędzia.

Jak Kuba Bogu

Na upiornego sąsiada są też "domowe" sposoby, opierające się na zasadzie pięknym za nadobne. Wymieniają się nimi ciężko doświadczeni sąsiedzkimi stosunkami internauci.

Sąsiad zostawia buty przed drzwiami - podrzucić je dwa piętra wyżej. Jak przez ich poszukiwania spóźni się do pracy, to na drugi raz nie zostawi. "Leniwiec" wystawia worki ze śmieciami na korytarz, bo czasu ma za mało, a do zsypu za daleko - rozerwać worek, gdy nie widzi. Zbieranie własnych odpadków z wycieraczki powinno oduczyć brzydkiego zwyczaju.

Pali papierosy na balkonie lub - co coraz powszechniejsze - grilluje, racząc dymem i kiełbasianym zapaszkiem sąsiada na diecie - ustawić na balkonie wiatrak tak, by dym leciał w jego stronę.

I - najpowszechniejsze - sąsiad hałasuje. Są wieczni majsterkowicze, u których remont nigdy się nie kończy, melomani słuchający głośnej muzyki, imprezowicze stawiający biesiadnymi odgłosami pół bloku na nogi. Na takich wymyślono specjalną płytę, która już jakiś czas temu zrobiła furorę na serwisach aukcyjnych. Zarejestrowano na niej m.in. dźwięki wiertarek, skuwania ścian, płaczu dziecka. - Puść głośno taką płytę, a sam wyjdź z domu - radzi internauta "ogryzek".

Oczywiście najlepiej jest po prostu grzecznie zwrócić uwagę, ale nigdy do końca nie wiadomo, jak taka interwencja się skończy. Niedawno w Łodzi pewien krewki obywatel potraktował interweniującego sąsiada samurajskim mieczem.

(Imiona bohaterów zostały zmienione)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska