Wassim Ben Tara - Tunezyjczyk z polskim paszportem, który prowadzi Stal Nysę przez PlusLigę. Poznaj go bliżej [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Wassim Ben Tara (nr 10) w trakcie sezonu wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie Stali. Od meczu ze Ślepskiem Malow Suwałki, rozegranego 14 listopada, jego pozycja w „szóstce” jest niepodważalna.
Wassim Ben Tara (nr 10) w trakcie sezonu wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie Stali. Od meczu ze Ślepskiem Malow Suwałki, rozegranego 14 listopada, jego pozycja w „szóstce” jest niepodważalna. Volleyball Photography / Stal Nysa
Włada kilkoma językami, w tym polskim. Marzenia o rozpoczęciu siatkarskiej kariery i grze w PlusLidze rozbudził w nim Sebastian Świderski. W wieku 24 lat atakujący Wassim Ben Tara stał się wiodącą postacią Stali Nysa, choć na początku sezonu nie występował w pierwszym składzie. Prezentujemy Wam bliżej reprezentanta Tunezji z polskim korzeniami.

Rozmawiamy po polsku czy po angielsku?
Obojętnie, jak ci wygodniej.

Podobno przez ostatnich dziewięć lat miałeś znikomy kontakt z naszym językiem.
Rzeczywiście, nie używałem go regularnie, ale zdarzało mi się rozmawiać po polsku. Czasami w tym języku komunikowałem się z mamą, która jest Polką. Ponadto żona mojego brata również pochodzi z waszego kraju. Byłem też w Polsce ze swoim byłym klubem. Teraz jednak mówię lepiej niż w ostatnich latach, ponieważ porozumiewam się po polsku każdego dnia – na treningach, w rozmowach z klubowymi kolegami czy też kiedy odwiedzam zamieszkującą w Poznaniu rodzinę.

W jaki sposób mama uczyła cię polskiego?
Kiedy byłem młody, co roku latałem z nią na wakacje do Polski. To była tradycja, którą regularnie podtrzymywaliśmy do 2011 roku. Mama uczyła mnie wtedy generalnie, jak się dogadać w różnych życiowych sytuacjach. Zaczęło się oczywiście od podstawowych słów, jak np. „dzień dobry”, a coroczne wizyty w Poznaniu pozwalały mi stopniowo podnosić swoje umiejętności językowe.

Przebywając w Tunezji również miałeś kontakt z polszczyzną?
Tak, w rodzinnym domu z mamą również czasami rozmawialiśmy po polsku. W ojczyźnie miałem jednak styczność z wieloma językami. W szkole używałem arabskiego i francuskiego, uczyłem się też angielskiego. Poznałem też trochę włoskiego, oglądając z mamą programy telewizyjne w tym języku. Nie powiem, że jakoś szczególnie nim władam, ale generalnie go rozumiem.

Rzeczywiście wystarczył jeden mecz, by zachęcić cię do gry w Polsce?
W sumie tak. Miał on miejsce podczas mistrzostw świata w 2006 roku, gdzie Tunezja mierzyła się z Polską. W naszej reprezentacji grał wtedy mój brat Skander, ale w waszych szeregach był Sebastian Świderski. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, jak się prezentował w tym meczu i w całym turnieju. Od tego momentu regularnie zacząłem oglądać siatkówkę, ale to mi nie wystarczało. Chciałem też w nią grać na dobrym poziomie.

Myślałeś kiedykolwiek o tym, by występować dla reprezentacji Polski?
Bardzo się cieszę, że mam w sobie również polską krew, ale jednak urodziłem się i spędziłem 18 lat życia w Tunezji. Nie miałem więc wątpliwości, że to właśnie barwy tego kraju chciałbym reprezentować. Gdybym teraz miał wybierać po raz drugi, znów bez wahania podjąłbym taką samą decyzję.

A Sebastian Świderski wie, że wywarł taki wpływ na twoją przyszłość?
Nie, mimo że już dwa razy graliśmy w tym sezonie z Grupą Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, nie odważyłem się do niego podejść i mu tego powiedzieć (śmiech).

Mimo że zostałeś atakującym, próbowałeś jednak również gry na przyjęciu.
Zgadza się. Na innych pozycjach nigdy nie grałem, ale na tych dwóch przez długi czas występowałem na przemian. Jako młody zawodnik, jeszcze w Tunezji, generalnie byłem przyjmującym, lecz w razie potrzeby mogłem też wystąpić na ataku. Przechodząc w 2014 do Francji, chciałem już grać po przekątnej z rozgrywającym, ale zdarzyło mi się nawet rozegrać cały sezon na przyjęciu. Już od czterech lat nieprzerwanie jestem jednak atakującym.

Jak wyglądały okoliczności twojego transferu do Stali?
Był to pierwszy polski klub, który kiedykolwiek złożył mi ofertę. Nie pamiętam dokładnie, ile czasu trwały negocjacje, ale właściwie od początku byłem zdecydowany na transfer. Jeżeli taki klub, występujący w mojej wymarzonej lidze, dał mi szansę, nie mogłem powiedzieć „nie”. Długo się więc nad przyjściem do Stali nie namyślałem.

Byłeś zniecierpliwiony faktem, że na początku sezonu rzadko pojawiałeś się na boisku?
Tak zdecydował trener, a mi pozostawało to uszanować. Myślę, że na taki obrót spraw mógł mieć przedsezonowy sparing z Jastrzębskim Węglem, w którym zjadły mnie nerwy. Szczególnie przez pierwsze dwa sety zupełnie nie byłem wtedy sobą. Dużo rozmyślałem nad poszczególnymi akcjami, nie mogłem się odnaleźć na placu gry. Denerwowałem się też przed meczem ligowym ze Ślepskiem Suwałki, czyli pierwszym w PlusLidze, który zacząłem w podstawowym ustawieniu. O tym, że wyjdę wtedy w „szóstce” dowiedziałem się dzień wcześniej. Od tego momentu byłem nieco zdenerwowany, ale na szczęście opanowałem nerwy znacznie szybciej niż podczas meczu z Jastrzębskim i udało mi się na dłużej przebić do wyjściowego składu.

Był moment, w którym rozmawiałeś z trenerami o swojej sytuacji w zespole?
Nie przypominam sobie. Przed spotkaniem ze Ślepskiem trener Krzysztof Stelmach również nie dawał mi szczególnych sygnałów, że dostanę swoją szansę. Miałem jednak przeczucie, iż tak się stanie. Od swojego obecnego szkoleniowca, ale i od drugiego trenera Wojciecha Janasa sporo się nauczyłem. Konsekwentnie pracujemy nad poprawianiem poszczególnych czynności przy wykonywania ataku i jestem bardzo zadowolony z efektów naszych wspólnych działań.

Widziałeś kiedykolwiek, jak wygląda Hala Nysa przy komplecie publiczności?
Tak, podczas jej meczu z ONICO Warszawa w Pucharze Polski (styczeń 2019 roku – red.). Atmosfera była wtedy naprawdę niesamowita i bardzo żałuję, że jeszcze nie mogłem jej doświadczyć bezpośrednio na własnej skórze. Tacy kibice zawsze są dla swojej drużyny dodatkowym zawodnikiem. Dlatego mam nadzieję, że fani już wkrótce wrócą na trybuny, bo ich brak udziela się również nam – zawodnikom.

Pandemia koronawirusa nie jest jednak pierwszym trudnym doświadczeniem w twoim życiu.
W 2011 roku, jeszcze mieszkając w Tunezji, doświadczyłem Arabskiej Wiosny. Liczne protesty społeczne i rewolucyjny klimat sprawiły, że był to trudny czas dla wszystkich moich rodaków. Pierwszy raz usłyszałem wtedy wystrzały z karabinu. Nie mogłem trenować siatkówki, ponieważ wszystkie obiekty były pozamykane. Anulowany został też jeden z trzech semestrów w szkole. Co więcej, przez trzy lub cztery tygodnie nie mogliśmy nawet zbytnio wychodzić z domu. Z czasem wszystko się uspokoiło, ale wciąż dobrze pamiętam te nieciekawe chwile.

Wracając do Nysy i do przyjemniejszych spraw: jakie jest w niej twoje ulubione miejsce poza halą sportową?
Prawdę mówiąc wciąż nie za wiele widziałem, ponieważ więcej czasu spędzam w hali niż poza nią (śmiech). Lubię też swój dom, bo mogę w nim wypocząć. A poza tym przypadła mi do gustu restauracja „Rybak”, położona nad Jeziorem Nyskim (w Głębinowie – red.). Na początku swojego pobytu, kiedy jeszcze można było, przynajmniej raz w tygodniu udawałem się tam na kawę lub lunch. Bardzo szkoda, że teraz to niemożliwe.

Twoją kuzynką jest Katarzyna Bagrowska, aktualnie siatkarka 1-ligowego Płomienia Sosnowiec. Często wymieniacie się swoimi siatkarskimi doświadczeniami?
Oj tak, właściwie kiedy tylko możemy. Udało nam się nawet teraz spotkać w okresie świątecznym i dominującym tematem naszych rozmów była oczywiście siatkówka. Mimo że Kasia ma dopiero 20 lat, jestem bardzo ciekaw jej spojrzenia na sport. Ona dopytuje mnie z kolei, czego nauczyłem się od poszczególnych klubowych kolegów i od graczy, z którymi rywalizowałem po przeciwnej stronie siatki. Poruszamy też takie kwestie jak odżywianie, regeneracja czy ćwiczenia, które mogą pomóc w siatkarskim rozwoju.

Trwa głosowanie...

Jak oceniasz postawę Wassima Ben Tary w Stali Nysa?

Natknąłem się na głosy, że stylem gry przypominasz Mariusza Wlazłego. Samemu dostrzegasz jakiekolwiek podobieństwo?
Nie wypada mi się nawet do Mariusza porównywać, bo zdobył on tytuł najlepszego zawodnika mistrzostw świata i jest jednym z najlepszych graczy, naprzeciw których kiedykolwiek mogłem zagrać. Był jednym z moich idoli, ponieważ kiedy byłem nastolatkiem, on był wiodącą postacią w reprezentacji Polski. Może rzeczywiście pod pewnymi względami jesteśmy nieco podobni, bo nie ukrywam, że kilka razy dziennie oglądam na YouTube wideo z zagraniami różnych atakujących, w tym także Mariusza. Staram się uczyć od najlepszych graczy na tej pozycji, ale nie całkowicie ich naśladować. Moim celem jest wypracowanie własnego stylu i to nie ulegnie zmianie. Jakiekolwiek porównanie do tak znakomitego gracza jak Mariusz jest natomiast dla mnie wielkim komplementem.

Niektórzy kibice Stali już zaczynają się obawiać, że jeżeli utrzymasz tak wysoki poziom gry jak obecnie, to w kolejnym sezonie już cię w Nysie zabraknie.
Nie myślę o tak odległej przyszłości, żyję z dnia na dzień. Ciągle mamy do rozegrania sporo spotkań w sezonie regularnym i do ostatniego meczu Stali w obecnych rozgrywkach na pewno oddam dla niej całe serce. Jestem tu szczęśliwy, dobrze dogaduję się z kolegami, trenerami i kibicami. Na wiążące deklaracje jest jednak jeszcze za wcześnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska