We wrześniu 1939 roku Grodno broniło się przez trzy dni przed Sowietami

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Sowiecki żołnierz z łatą mierniczą na linii demarkacyjnej. Gdzieś w Polsce.
Sowiecki żołnierz z łatą mierniczą na linii demarkacyjnej. Gdzieś w Polsce. Archiwum IPN
75 lat temu - 17 września 1939 - wojska radzieckie wkroczyły do Polski, wbijając nóż w plecy armii walczącej z Niemcami. W Grodnie czołgom Armii Czerwonej oparło się wojsko i ludność cywilna. Harcerze podpalali sowieckie pojazdy butelkami z benzyną. Nie mogli zwyciężyć, ale swoim bohaterstwem przeszli do historii.

Niestety, nie ma obrońców Grodna w zbiorowej pamięci Polaków. Wiedzą o nich i piszą środowiska kresowe, ale informacji o tych walkach przeciętny Polak nie wynosi ze szkoły i nie ma ich w historycznej świadomości.

Pamiętamy raczej, że Rosjanie zajmowali wschodnie tereny Rzeczypospolitej bez walki zgodnie z dyrektywą naczelnego wodza, która nakazywała z bolszewikami nie walczyć.

- Do Grodna ten rozkaz Rydza-Śmigłego prawdopodobnie w ogóle nie dotarł - uważa Piotr Kościński, prezes Fundacji Lelewela i inicjator powstania filmu dokumentalnego, a w przyszłości także fabularnego, o obronie Grodna. - Obrona Kresów Wschodnich nie istnieje w polskiej świadomości, tymczasem kilka bitew z Sowietami miało miejsce, a trzydniowa obrona Grodna była największą z nich. Warto podkreślić, że była ona dziełem przede wszystkim żołnierzy oddziałów zapasowych, czyli głębokiej rezerwy, oraz cywilnej ludności. Wojska sowieckie, próbując zaskoczyć obrońców, obeszły miasto i zaatakowały od południowego zachodu.

Butelkami w czołgi

Grażyna Lipińska, komendantka pogotowia społecznego w Grodnie i żołnierz AK, tak wspominała ten sowiecki atak: - O świcie 20 września wjeżdża na most olbrzymi czołg, przerywa bez trudu nasze zapory, za nimi drugi, trzeci, czwarty.

Trzepocą na nich czerwone chorągiewki, na pierwszym czołgu bukiet kwiatów, gdzieś go kwiatami przywitano, ale nie w Grodnie. Żołnierz polski na przyczółku mostowym wali z działka przeciwlotniczego, przepuścił jednak pierwsze czołgi, trafił w czwarty, który zanim zdążył wjechać na most, staje w płomieniach.

Czołg pierwszy jest już na ulicy Mostowej i strzela w koszary. Celnie rzucona przez żołnierza butelka z benzyną wystarcza - czołg pali się… Strzały z działka przeciwlotniczego stały się sygnałem bitewnym.

Pierwsze czołgi zostały ostrzelane silnym ogniem broni ręcznej i maszynowej. Strzelec Sławomir Werakso rzucił pod nadjeżdżający czołg wiązkę granatów… Kolejny pojazd został trafiony pociskiem działa przeciwlotniczego na ulicy Dominikańskiej. Trzeci na ulicy Hoovera…, czwarty na placu Batorego, piąty na ul. Mostowej i szósty na ul. Skidelskiej.

Miasto atakują sowieckie oddziały XV Korpusu Pancernego, VI Korpusu Kawalerii i 21 Brygady Czołgów Ciężkich z Grupy Konno-Zmechanizowanej komkora Iwana Wasiljewicza Bołdina.

Walczyły z nimi dwa niepełne bataliony piechoty (z ośrodka zapasowego 29. Dywizji Piechoty) oraz batalion wartowniczy, różne grupy policjantów i żandarmerii, a przede wszystkim cywilni ochotnicy: harcerze, gimnazjaliści, urzędnicy - razem ponad 2 tys. ludzi gotowych bronić miasta. Dowodzili nimi wiceprezydent Grodna Roman Sawicki oraz komendant miejscowej Wojskowej Komendy Uzupełnień mjr Benedykt Władysław Serafin.

Józef Olszyna-Wilczyński, dowódca III Okręgu Korpusu w Grodnie, opuścił miasto, nie wydając żadnych rozkazów. Został zatrzymany przez Sowietów w drodze na Litwę i zastrzelony.

- Część wojska stacjonującego w Grodnie została wcześniej rzucona do walki z Niemcami, kolejne oddziały skierowano na południe, w kierunku Lwowa. W mieście zostały głębokie rezerwy, by nie powiedzieć resztki wojska. Początkowo obrońcy Grodna przygotowywali się do walki z Niemcami - przypomina Piotr Kościński. - Już 1 września miasto zostało zaatakowane przez Niemców z powietrza, a potem wojska niemieckie doszły aż za Białystok, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Grodna. Tyle tylko, że potem się zatrzymały.

Czesław Grzelak w książce "Kresy w czerwieni" pisze, że czołgiści sowieccy otwierali ogień do wszystkiego, co znajdowało się w ich polu widzenia i zasięgu ognia.

Bo też po zaskoczeniu spowodowanym wtargnięciem sowieckiego oddziału pancernego do akcji przystąpili ochotnicy spośród ludności cywilnej.

Z harcerzy pospiesznie tworzono kilkuosobowe patrole, których zadaniem było niszczenie czołgów butelkami wypełnionymi benzyną oraz granatami. Butelki z benzyną przygotowano w piwnicach koszar. Łącznicy i łączniczki dostarczali je na pole walki.

Legenda orląt

Grodno ma więc własną legendę orląt. W walce z Sowietami zginął m.in. na rogu ulic Dominikańskiej i Brygidzkiej 16-letni Janusz Budzanowski, syn posła grodzieńskiego. Ale symbolem bohaterstwa młodzieży stał się 13-letni Tadeusz Jasiński.

Rzucił butelkę z benzyną jak wszyscy, ale tym razem czołg się nie zapalił. Schwytany przez radzieckich żołnierzy został przez nich pobity, a następnie przywiązany jako żywa tarcza do czołgu. Dostał pięć kul od polskich obrońców miasta, zanim udało się go wyzwolić z więzów i zanieść do szpitala.

Dziecko wzywało mamę. Ktoś przyprowadził Zofię Jasińską, służącą, która samotnie wychowała syna. Mimo transfuzji Tadek umiera z upływu krwi na jej rękach.
Obrońcy Grodna musieli bić się nie tylko z armią sowiecką.

Walczyli także z komunistyczną dywersją w mieście i okolicy. Komuniści podprowadzali sowieckich żołnierzy na tyły polskich oddziałów. Między innymi w nieodległym Skidlu stłumiono bunt miejscowych komunistów. W historiografii rosyjskiej i białoruskiej nosi on dumną nazwę powstania skidelskiego.

Pierwszy dzień obrony Grodna strona polska kończy sukcesem. Mimo braku broni przeciwpancernej, nie mówiąc o czołgach, udało się nie tylko utrzymać większość pozycji obronnych, ale też zmusić część oddziałów sowieckich do odwrotu.

Sowieci nie spodziewali się tak silnego oporu - uważa Piotr Kościński. - Nie byli przygotowani do walk w mieście, więc opór był bardzo skuteczny. Zdecydowała o tym nie tylko postawa zażarcie walczących wojsk tyłowych, ale determinacja obrony cywilnej, w tym młodzieży.

Młodzież rzucającą butelkami z benzyną w czołgi widzieliśmy później dopiero w powstaniu warszawskim. Inna sprawa, że pierwszego dnia Rosjanom zabrakło paliwa do czołgów. Dzięki temu na początku do Grodna dotarło kilkadziesiąt, a nie setki pojazdów pancernych. Ale w kolejnych dniach ich przybywało.

W nocy z 20 na 21 września obrońcy Grodna podejmowali próby przepraw przez Niemen i atakowania tam przeciwnika. Siły obrońców tej samej nocy wzmocniły się, kiedy przybyła Rezerwowa Brygada Kawalerii "Wołkowysk" z gen. bryg. Wacławem Przeździeckim. Atakowali też Rosjanie.

Oddział z korpusu Pietrowa sforsował Niemen powyżej Grodna, próbując przeniknąć przez polską obronę. Został odparty granatami i w bezpośredniej walce na bagnety. Polacy zdobyli kilka karabinów maszynowych. Sowieci zostawili na miejscu potyczki zabitych i rannych.

Tej samej nocy polski szwadron ułanów rozbił granatami rosyjską placówkę przy moście drogowym na drugim brzegu Niemna. A oddział podporucznika Szumskiego znienacka zaatakował granatami sowieckie ugrupowanie przy szosie Skidelskiej.

Od rana 21 września trwały kolejne walki. Osiemdziesiąt czołgów (z czasem było ich coraz więcej) i piętnaście samochodów pancernych wspomagało oddziały piechoty, które atakowały w różnych punktach miasta.

Grupa zmechanizowana nacierająca od wschodu zajęła pocztę, elektrownię i skład benzyny. 21 września po południu walki przeniosły się na centralne ulice miasta. Jak wspominała Grażyna Lipińska, widać było, że piechota bolszewicka nie pali się do walk ulicznych, boi się murów, boi się domów, stosów, barykad z kamieni. Na Grodno ruszyła więc masa czołgów. Wjeżdżały na ulicę grupami, poruszając się powoli i często zatrzymując się, jakby badały sytuację.

Pod koniec dnia w wyniku rozkazu ewakuacyjnego oddziały polskie sukcesywnie wycofały się w kierunku granicy litewskiej. Wieczorem w mieście zostały nieliczne punkty oporu. Najdłużej trwała obrona Starego Zamku Królewskiego, koszar 81. pułku strzelców oraz zespołu szkół zawodowych. 22 września Sowieci zajęli miasto.

Straty Armii Czerwonej w czasie walk w Grodnie według danych strony rosyjskiej wyniosły: 53 zabitych, 161 rannych, 19 czołgów i 3 samochody pancerne wyeliminowane z walki. W rzeczywistości prawdopodobnie były jeszcze większe.

Walki się skończyły, ale mieszkańcy Grodna nadal płacili cenę za obronę swojego miasta przed sowiecką agresją. W różnych punktach miasta i na jego obrzeżach: w lasku Sekret, na Myśliwskiej Górce, w Nowej Kolonii i w innych miejscach rozstrzelano po zajęciu miasta około 300 obrońców Grodna - nie tylko oficerów i żołnierzy, ale i harcerzy, cywilów.

- Zdecydowana obrona Grodna miała i to znaczenie - uważa Piotr Kościński - że zadawała kłam sowieckiej propagandzie mówiącej, że Armia Czerwona jest wszędzie witana z otwartymi ramionami, a do jej żołnierzy strzelają co najwyżej pojedynczy obszarnicy, burżuje i oficerowie z wież kościołów. Ale do dziś takie argumenty pojawiają się w Rosji i na Białorusi, a część historyków przekonuje, że żołnierze i cywile polscy walczyli w Grodnie zmuszeni przez oficerów, co jest oczywistą nieprawdą.

Opór w Grodnie miał też znaczenie militarne. Dał czas oddziałom polskim, które chciały ewakuować się na Litwę. Gdyby nie było bitwy o Grodno, te oddziały zostałyby odcięte. Więc ta walka miała sens. Wtedy jeszcze nie wiedziano, co czeka tych żołnierzy, a zwłaszcza oficerów wziętych do sowieckiej niewoli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska