Wejść na dach świata. Wyprawa do Nepalu

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
fot. archiwum prywatne
Drewniane pagody, mnisi buddyjscy i najwyższe góry świata - oto atrakcje Nepalu. Każdy, kto ma dość determinacji, może wdrapać się na szczyt Himalajów.
Wyprawa do Nepalu Miroslawa Dedyka z Olesna

Wyprawa do Nepalu Mirosława Dedyka z Olesna

- Jeśli ktoś chce zobaczyć stary Nepal, powinien jak najszybciej tam jechać, bo już niedługo masowi turyści z USA i Japonii zadepczą to miejsce - mówi Mirosław Dedyk z Olesna,
Oleski fotograf i podróżnik do Nepalu jeździ regularnie od 1988 roku. W ciągu ponad 20 lat wybrał się na sześć takich wypraw.

- Kiedy pojechałem po raz pierwszy, było tam jeszcze mało turystów, a na szlaku każdy napotkany Nepalczyk składał ręce i mówił "Namaste", czyli dzień dobry - opowiada Dedyk. - Teraz ludzie już się nie pozdrawiają, bo na szlakach są całe tabuny turystów.

Efektem masowego napływu turystów jest wzrost cen. 20 lat temu nocleg w hotelu w Katmandu można byo znaleźć już za 3 dolary, dzisiaj trzeba się liczyć co najmniej z wydatkiem rzędu 20-30 dolarów.
- Właśnie amerykańscy i japońscy turyści psują rynek, ponieważ nie targują się o cenę, płacą bez dyskusji - mówi oleski fotograf. - Tymczasem Nepal to kultura targowania się. Handlarz na dzień dobry rzuca cenę 1000 rupii, nawet jeśli towar jest warty dziesięć razy mniej. Trzeba się targować.
W Nepalu w zastraszającym tempie niszczeją też zabytki.

- Najcenniejsze nepalskie zabytki to drewniane, rzeźbione pagody buddyjskie i one wprost rozlatują się w oczach - mówi Mirosław Dedyk. - W wielu miejscach, gdzie jeszcze 10-20 lat temu widziałem buddyjskie świątynie, dzisiaj stoją hotele dla turystów.

Zmysłowy Nepal
Dlaczego podróżnik z Olesna od ćwierćwiecza jeździ właśnie do Nepalu, kraju u podnóża Himalajów?
- Właśnie ze względu na Himalaje, bo to są góry jedyne w swoim rodzaju, gdzie w jednym czasie jest zieleń i śnieg, gdzie jest niesamowita widoczność - mówi Dedyk. - Byłem też w Andach ale to są suche góry, pustynia i piargi. Nie to, co w Nepalu.

Nepal oddziałuje na człowieka Zachodu nie tylko pięknymi widokami, ale działa na wszystkie zmysły.
- Kolory, zapachy, smaki, wszystko jest tam zupełnie inne od tego, co znamy na co dzień - mówi podróżnik z Olesna. - Poza tym ludzie są bardzo sympatyczni. Zwłaszcza buddyści, pozbawieni agresji i bardzo przyjaźni.

W stolicy Nepalu Kathmandu jest mnóstwo świątyń: buddyjskich, hinduskich, islamskich i chrześcijańskich. W Nepalu można wybrać się na przejażdżkę na słoniu albo spędzić noc w dżungli, w domkach zbudowanych na wysokich palach. Można wybrać się na lot samolotem nad Himalajamia albo na spływ tratwą albo kajakiem po rwących górskich rzekach. Można wybrać się na safari i zobaczyć tygrysy, słonie, nosorożce i krokodyle. Oferta dla turystów jest bardzo bogata.
Ale najbardziej przyciągają majestatyczne sylwetki himalajskich szczytów. To one królują w Nepalu.

Każdy może zostać himalaistą

Ponad 80 procent tego azjatyckiego kraju położona jest na wysokości ponad 6 tysięcy metrów n.p.m.!
Himalaje nie są dostępne tylko dla słynnych zdobywców ośmiotysięczników. Himalaistą może zostać każdy.

- Każdy, kto się do tego odpowiednio przygotuje, będzie trenował i zadba o wydolność organizmu - zastrzega Mirosław Dedyk.

Bo niedzielny turysta wejdzie od biedy w klapkach na Giewont. W Himalajach skończyłoby się to tragicznie. Dobrze przygotowany wielbiciel górskiej wspinaczki może jednak zdobywać himalajskie szczyty.

- Oczywiście niektóre szczyty są tylko dla zawodowców. Nawet zaawansowani taternicy nie powinni pchać się na K2, Annapurnę czy Lhotse, bo to ekstremalne wyzwania - mówi Dedyk. - Ale zdobycie mniej niebezpiecznych szczytów to tak naprawdę kwestia determinacji i dobrego przygotowania.
Dobre przygotowanie to sprawność fizyczna, treningi, doświadczenie w górskich wędrówkach.

- Do Nepalu zjeżdżają się ludzie z całego świata, niektórzy to tzw. himalajscy opowiadacze - opowiada Mirosław Dedyk. - Przez pierwsze dni opowiadają, jakie to oni szczyty już zdobyli i z jakimi sławnymi himalaistami je zdobywali. Zazwyczaj na samych opowiadaniach się kończy, a ich autorzy w połowie drogi muszą się wycofać, bo nie dają rady.

W najwyższych górach świata niczego się bowiem nie zwojuje samą brawurą. Przygotowanie do zdobycia kilkutysięcznika trwa co najmniej kilka lat.

- Ja podczas dwóch pierwszych wypraw do Nepalu chodziłem tylko trasami trekkingowymi na wysokości 4 tysięcy metrów - mówi Mirosław Dedyk.

Wysokość 5000 metrów n.p.m. oleski podróżnik przekroczył w 1995 roku, 5600 m - w 2003 roku. Prawdziwe wspinanie zaczął trzy lata temu. W 2007 roku zdobył Imjatse (6186 m), w 2008 roku najwyższy szczyt Andów Aconcaguę (6963m), a w listopadzie ubiegłego roku himalajski szczyt Ama Dablam (6858m).

Ze szczytu trzeba zejść
- W Himalajach trzeba stopniowo wchodzić coraz wyżej, żeby dać organizmowi możliwość aklimatyzacji - tłumaczy fotograf z Olesna.

Do wspinania się na wysokość ponad 6 tysięcy metrów Mirosław Dedyk przygotowywał się 19 lat.
- To już są ekstremalne wysokości i trzeba przyzwyczaić organizm, żeby nie nabawić się choroby wysokogórskiej, która może doprowadzić do obrzęku płuc, obrzęku mózgu, a w konsekwencji nawet do śmierci - wyjaśnia Dedyk.

Na wysokości ponad 6 tysięcy metrów n.p.m. jest już bardzo mało tlenu. Co to oznacza dla człowieka?
- Wiele ludzi myśli, że jak w Himalajach jest mało tlenu, to człowiek się tam dusi. Nic bardziej błędnego - opowiada Dedyk. - To wcale nie jest tak, że człowiek nie może oddychać. Oddycha się normalnie, tylko bardzo szybko przychodzi zmęczenie. Dosłownie wygląda to tak, że człowiek zrobi kilka kroków i ziaja ze zmęczenia, jakby przebiegł kilka kilometrów. Potem znowu kilka kroków i znowu odpoczynek jak po ogromnym wysiłku.
- Ja wchodziłem na szczyt wraz z nepalskim szerpą Sonamem, którego znam od lat i który nawet odwiedził mnie w Oleśnie - opowiada Mirek Dedyk. - Wyruszyliśmy z drugiego obozu o 4.00 rano i dotarliśmy na szczyt około południa. Po zrobieniu zdjęć z flagą Olesna zjechaliśmy po poręczówkach od drugiego obozu, a potem brnęliśmy w śniegu do bazy głównej.
W bazie okazało się, że na 14 uczestników wyprawy szczyt zdobyło tylko siedmioro. Reszta musiała wycofać się ze względu na zdrowie.

- Niektórzy mieli obrzęk płuc, ja wróciłem do domu tylko z silnym zapaleniem oskrzeli - mówi oleski himalaista. - Żelazna zasada jest taka, że na szczyt nie wszyscy muszą wejść, wszyscy natomiast mają bezpiecznie zejść na dół.

Trzeba pamiętać, że Himalaje to nie Beskidy, gdzie każdy turysta może drałować szlakiem turystycznym na samą górę. Trzeba wykupić zezwolenie na wejście na konkretny szczyt. Takie zezwolenia kosztują od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów.

- Ponadto przepustkę w Himalaje nie dostanie pierwszy lepszy Kowalski, tylko lider wyprawy, którym musi być profesjonalista, doświadczony himalaista - wyjaśnia Mirosław Dedyk.
Himalaiści chętnie organizują takie wyprawy, ponieważ jest to dla nich źródłem zarobku. Mirosław Dedyk dołączył do polskiego himalaisty Ryszarda Pawłowskiego, który zorganizował wyprawę na Ama
Dablam dla 14 osób.

- Spotkaliśmy się wszyscy w hotelu Marsyangdi Mandala w Katmandu - mówi Mirosław Dedyk. - Międzynarodowe towarzystwo z różnych stron świata, m.in. z USA, Norwegii, Wielkiej Brytanii i z Polski.
Jeśli zatem ktoś chce wdrapać się na dach świata, może wybrać się na wyprawę i przy okazji poznać jednego ze słynnych zdobywców ośmiotysięczników. Oferty wypraw można znaleźć w internecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska