Widzą cię, słyszą cię, wiedzą, gdzie teraz jesteś

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Weszliśmy w erę totalnej inwigilacji. Dziś obserwują nas już nie tylko kamery miejskiego monitoringu, ale i koledzy, agencje reklamowe, firmy handlowe. No i przestępcy.

Niedawno kupiłem sobie grę komputerową. Ot, zwykły umilacz czasu. Nie zrobiłem tego w tradycyjnym sklepie, tylko przez internet, bezpośrednio u wydawcy tytułu.

Produkt jest stale ulepszany i rozszerzany, wydawca robi to zdalnie na moim komputerze. Nie pyta mnie nawet o zdanie, wystarczy, że mój komputer jest włączony i podłączony do internetu.

Teoretycznie mógłbym zaprotestować i powiedzieć, że nie chcę żadnych zmian, bo na przykład bardziej podoba mi się stara wersja. Ale wtedy całą grę mógłbym co najwyżej wyrzucić do kosza.

Działa bowiem tylko ulepszona albo żadna. Podobno zgodziłem się na to, akceptując kliknięciem myszki regulamin (ciekawe, kiedy to było). Nieświadomie zgodziłem się wtedy także na to, by być śledzonym.

Instalowanie aktualizacji umożliwia wydawcy tzw. klient gry, czyli aplikacja, którą mam na stałe zainstalowaną w komputerze. Ale podczas przesyłania ostatniej aktualizacji coś się zepsuło w plikach gry i ta nie chciała się uruchomić.

Wydawca przewidział taką ewentualność i stworzył dział pomocy. Wystarczy napisać mejla z informacją, że coś jest nie tak, by dostać szczegółową instrukcję naprawy bądź skorzystać ze standardowych wskazówek zamieszczonych na stronie internetowej gry.

Po 24 godzinach dostałem odpowiedź. Tzw. support (grupa wsparcia dla graczy) odpisał mi, że widzi, iż sam wykonałem już większość czynności, które powinny naprawić błąd, a także odwiedziłem strony internetowe, które mogły w tym pomóc.

W tym momencie zdałem sobie sprawę, że firma zna moje imię, nazwisko, adres e-mail (potrzebne do zalogowania się), numer karty kredytowej (za jej pomocą kupuje się grę), a na dodatek wie, co robię na komputerze, dzięki klientowi, który "siedzi" sobie na pulpicie.

Sami się podkładamy, wrzucając wszystko na "fejsa“

- To tylko pokazuje, jak łatwo możemy być dziś inwigilowani, ale akurat wydawców płatnych gier nie musimy się obawiać - mówi Artur Sommer, informatyk z Opola. - Naprawdę niebezpieczne są programy szpiegowskie, które można zdalnie instalować na naszych komputerach. Jest to tym łatwiejsze, im większym ignorantem w sprawach informatyki jest użytkownik komputera, który ma być szpiegowany.

Rejestrują one naciśnięcia klawiszy i informacje wpisane w witrynach internetowych lub w innych programach. Następnie korzystają z tej informacji, wysyłając nam reklamy lub kradnąc tożsamość. Mogą być instalowane na komputerze na wiele sposobów, ale często są ukryte wewnątrz programów, takich jak darmowe gry, wygaszacze ekranu lub animowane kursory.

Jak mówią informatycy, najbardziej rozpowszechnionym błędem internautów jest lekkomyślne posługiwanie się do różnych celów jednym hasłem.

To samo hasło pozwala na dostęp do poczty elektronicznej, na korzystanie z Facebooka i zakupy w sieci.

Przed cyberprzestępcami, którzy raz wejdą w posiadanie takiego hasła, otwierają się olbrzymie możliwości oszustw na konto poszkodowanej osoby. - Do kradzieży tożsamości bardzo często dochodzi w bardzo błahy sposób, gdy np. korzystaliśmy w pracy z Facebooka i nie wylogowaliśmy się przed pójściem do domu - mówi Artur Sommer. - Wtedy wszyscy mogą oglądać nasze zdjęcia, czytać treść rozmów prowadzonych na czacie, a nawet kontaktować się z innymi w naszym imieniu.

Na Facebooka wrzucamy mnóstwo zdjęć, informujemy o tym, co robimy w ciągu dnia. Często są to informacje nieistotne, banalne, a niekiedy wręcz niebezpieczne, bo mogą być wskazówką np. dla złodziei.

Po co to w ogóle robimy? Naukowcy z Uniwersytetów w Edynburgu i Birmingham wzięli facebookowiczów pod lupę i postawili tezę, że osoby prowadzące bardzo aktywne życie na portalach społecznościowych mają problemy z komunikowaniem się w świecie rzeczywistym.

Nie zgadza się z nią jednak psycholog społeczny, prof. Janusz Czapiński. - Najzwyczajniej w świecie próbujemy się pokazać, utrwalić w świadomości innych, czasami pochwalić jakimiś sukcesami. Na pewno jednak nie jest to przejaw naszych kompleksów czy zaburzeń, co najwyżej braku wyobraźni - mówi prof. Czapiński.

Chciałeś kupić samochód i w internetowych aukcjach szukałeś wymarzonego modelu? Najprawdopodobniej będzie ci się teraz wyświetlało na ekranie monitora wiele reklam i ogłoszeń z ofertami sprzedaży takiego modelu.

Wyszukiwarki internetowe, jak np. Google, dopasowują bowiem treść niektórych reklam i ogłoszeń do naszych preferencji, a ustalają je na podstawie odwiedzanych stron internetowych.

Jeszcze niedawno niektórzy klienci robiący zakupy kartą oburzali się, gdy sprzedawcy podawali im terminal, który nie zakrywał klawiszy przed wzrokiem innych. Obawiali się, że każdy stojący w kolejce może w ten sposób podejrzeć PIN i wykorzystać go do kradzieży pieniędzy.

Teraz mało kto używa już PIN-ów, klienci zachłysnęli się kartami zbliżeniowymi, które wystarczy przyłożyć do terminala, by ten ściągnął z konta należną sumę. Mało kto zdaje sobie jednak sprawę z niebezpieczeństw wynikających z korzystania z takich kart.

- W Polsce można kupić zestawy do ściągania pieniędzy z karty. Wystarczy, że będziemy obok kogoś takiego przechodzić, żeby mógł nas złupić, wykorzystując nowoczesne technologie - mówi dr Tomasz Rożek, fizyk, dziennikarz "Gościa Niedzielnego". - Działają one podobnie jak terminale sklepowe, tyle że mają silną antenę.

Widać, kto i z kim wychodzi w nocy z pubu

Coraz więcej opolskich miast i wsi obsianych jest kamerami. W Kędzierzynie-Koźlu jest ich pięć. Obsługą zajmują się strażnicy miejscy.

- Jest pomysł, żeby ilość tych kamer zwiększyć. Chcielibyśmy, aby docelowo znajdowały się przy każdym ważnym miejscu użyteczności publicznej - podkreśla Jacek Żarowski, komendant Straży Miejskiej w Kędzierzynie-Koźlu. Na razie obserwują m.in. Rynek i ulicę Piastowską, a wraz z nią wejście do jednego z najmodniejszych pubów w mieście.

Teoretycznie strażnicy mogą oglądać, kto, z kim i w jakim stanie wychodzi z lokalu o drugiej w nocy i w którym kierunku się udaje.

Komendant Żarowski zapewnia co prawda, że jego ludzi interesuje wyłącznie to, co ma wpływ na porządek w mieście, a nie kto i z kim spotyka się w barze. I że nie zwracają na takie rzeczy uwagi.

- Zapis z monitoringu przechowywany jest przez 30 dni. Jeśli do niego wracamy, to tylko wtedy, gdy jest konkretne uzasadnienie albo wystąpi o to policja, prokuratura bądź sąd - tłumaczy Jacek Żarowski. Strażnicy przypominają sobie jednak nietypowe zachowania mieszkańców. - Na placu Gwardii Ludowej 6-latek pokazał nam "fucka" do kamery - opowiada szef straży.

To był jedyny raz, gdy ktoś wyraził swoje niezadowolenie z faktu obecności kamer. Ludzie chcą, by było ich jak najwięcej.

Na jednej z debat z policją zaproponowali, aby obraz z monitoringu straży miejskiej transmitować bezpośrednio w internecie, tak, aby mógł go bez przeszkód oglądać każdy zainteresowany.

- Dla mnie najlepszym strażnikiem porządku na moim podwórku jest sąsiadka, która w porę może zaalarmować, że dzieje się tam coś złego - przekonuje Kamil Nowak z rady osiedla Zachód, autor pomysłu. Plan upadł, bo po przeanalizowaniu go pojawiły się wątpliwości, czy nie jest to złamanie prawa.

Nie miały ich za to władze Kluczborka. Kilka dni temu gmina udostępniła obraz z trzech kamer miejskiego monitoringu. Można m.in. oglądać, co się dzieje na kluczborskim Rynku.

Już dziś tysiące opolskich kierowców ma takie urządzenia zamontowane swoich samochodach. Mają służyć przede wszystkim wyjaśnieniom ewentualnego sporu, gdy dojdzie do wypadku bądź kolizji.

Policjanci się cieszą, bo kierowcy coraz częściej wysyłają im obraz z kamer, dokumentując w ten sposób wykroczenia drogowe innych użytkowników dróg. To jeszcze nic. Komenda Główna Policji chce, aby wszystkie akcje i interwencje policyjne - także te dotyczące np. przemocy domowej - były rejestrowane. Miałoby się odbywać dzięki minikamerom, w które zostaliby wyposażeni funkcjonariusze. Rejestrowanie miałoby pomagać funkcjonariuszom w sytuacjach spornych, w których są oskarżani o przekraczanie uprawnień podczas interwencji.

Podstawowym narzędziem do inwigilacji są także telefony komórkowe, które ma praktycznie każdy z nas.

W 2009 roku policja, służby specjalne, prokuratura i sądy aż milion razy wystąpiły o udostępnienie numerów abonentów, billingi i dane pozwalające lokalizować użytkowników komórek. W ciągu pięciu lat liczba ta wzrosła do 2 milionów. Najwyższa Izba Kontroli miała zastrzeżenia do służb, twierdząc, że zbyt często sięgają po takie techniki.

Rozwój technologii poprawia jakość naszego życia, ale i przynosi niebezpieczeństwa - jak właśnie możliwość śledzenia nas na każdym kroku. Czy jest od tego odwrót?

- Rozwój wiedzy, technologii od początku istnienia ludzkości zwiększał ryzyko, że zostanie ona wykorzystana do czynienia zła - zauważa dr Tomasz Rożek. - Nie ma takich wynalazków, które służyły tylko dobru. Najprostszym przykładem jest nóż.

Wraz ze wzrostem liczby dostępnych nowinek technicznych powinniśmy się jednak uczyć korzystania z nich.

- Pomimo rozwoju lotnictwa pasażerom nie jest potrzebna wiedza na temat tego, dlaczego samolot leci szybciej. Ale w przypadku nowych możliwości wprowadzanych przez portale społeczności dobrze by było, gdybyśmy jednak poznali szczegóły ich funkcjonowania - mówi dziennikarz. I dodaje, że jeszcze nigdy w historii ludzkości ludzie nie mieli tak ułatwionego kontaktu z innymi ludźmi. - Ale jednocześnie nigdy nie byli tak osamotnieni jak teraz. Bo nie korzystamy z nich z głową - podsumowuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska