- Uczelnia świętuje dwie rocznice - 50-lecie przeniesienia WSP z Wrocławia do Opola i 10-lecie uniwersytetu. Która jest ważniejsza?
- Tego nie da się rozdzielić. Bez pierwszej nie byłoby drugiej. Trzeba pochylić czoła przed tymi, którzy w 1954 roku mieli odwagę, by tu tworzyć uczelnię wyższą. Gdyby nie tamta decyzja, nie wiem, jak teraz wyglądałoby Opole.
- Opolskie marzenia o uniwersytecie długo napotykały na opory decydentów. Nawet gdy już powstał, wielu uważało, że to wygórowane aspiracje. Nie było tak?
- Przeciwnie. Na długo przed decyzją Sejmu z 1994 roku formuła WSP była już dla nas za ciasna. Mieliśmy wiele kierunków nie mających nic wspólnego z kształceniem nauczycieli, do czego WSP była powołana. Kiedy złożyliśmy wniosek, powiedziano nam, że nie spełniamy kryteriów, że mamy za mało profesorów. Ale tak naprawdę tych kryteriów nie było. Kiedy je określono, ku zdziwieniu wielu środowisk, okazało się, że je spełniamy. Oczywiście było to możliwe dzięki fuzji filii KUL i WSP.
- Ostrzegano, że zamiast jednej z lepszych wyższych szkół pedagogicznych będziemy mieli słaby uniwersytet. Czy to się nie sprawdziło?
- To prawda, że jesteśmy jednym ze słabszych uniwersytetów, jednak nasz rozwój przez minione 10 lat to ogromny skok. W 1994 roku mieliśmy niespełna 140 samodzielnych pracowników naukowych. Teraz jest ich 210. To jest wzrost o 50 proc. Gdyby nie było uniwersytetu, to stalibyśmy w miejscu.
- Jakie są najważniejsze osiągnięcia UO w tej pierwszej dekadzie?
- To był czas rzetelnej, pozytywistycznej pracy na rzecz budowania środowiska akademickiego, a w tym regionie to bardzo ważne. Pokusa ucieczki na Zachód zawsze była tu silna. Możliwość "studiowania doma" - jak mawia arcybiskup Nossol - zatrzymanie młodych ludzi - to nieoceniona wartość tej uczelni. Trochę niefortunne było to, że z powstaniem UO trafiliśmy na moment boomu edukacyjnego. Jak wszystkie uniwersytety w kraju kształcimy zbyt wielu studentów w stosunku do możliwości, co odbija się na jakości kształcenia i na badaniach naukowych. Dostrzegając ten negatyw, jednocześnie uważam za nasze osiągnięcie sprostanie temu zadaniu. Druga rzecz warta podkreślania to budowa infrastruktury uczelnianej. Proszę popatrzeć, ile obiektów nam przybyło. Bez uniwersytetu miasto wyglądałoby inaczej. To też jest niezbędne do zatrzymania młodych. W tym roku ogłosimy też nabór na prawo, o które od dawno zabiegaliśmy. To już będzie pełny uniwersytet.
- Co jest w tej chwili najpilniejszą potrzebą uczelni?
- Sprostanie wymogom akredytacji, a więc wysoka jakość kształcenia. Na razie jesteśmy w ślepej uliczce, bo z jednej strony przy takim finansowaniu uczelni przez państwo nie jesteśmy w stanie kształcić więcej studentów, a z drugiej strony obwarowania dotyczące proporcji między liczbą studentów dziennych i zaocznych nie pozwalają nam zarabiać. Kiedy poprawi się stan gospodarki państwa, będziemy stopniowo poprawiać jakość kształcenia. Na razie jednak obawiam się procesu akredytacyjnego, bo nie wszędzie będziemy mogli sprostać wymaganiom.
- Do największych uczelni nigdy nie dorównamy. Jaki jest perspektywiczny cel uniwersytetu?
- Znaleźć się w drugim szeregu. Na razie jesteśmy wciąż uczelnią na dorobku, w trzecim szeregu. Za 10 lat to się zmieni.
Widzimy się w drugim szeregu
Z prof. Józefem Musielokiem, rektorem Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Iwona Kłopocka