Wiedzą się nie najedzą

Joanna Jakubowska
Płatne zajęcie staje się luksusem. Luksusem staje się też studiowanie: bez dorywczej pracy trudno uczyć się i żyć na przyzwoitym poziomie.

Większość młodych ludzie minimalizuje wydatki do granicy egzystencjalnego minimum. Jak twierdzą studenci, można przeżyć miesiąc już za 400 złotych, a najłatwiej oszczędzić na jedzeniu. Standardowe menu studenta wygląda mniej więcej tak: śniadanie - jogurt plus bułka, obiad - chińska zupka lub gorący kubek plus bułka (albo makaron z sosem grzybowym), kolacja - topiony ser, pomidor plus bułka. Tę monotonię urozmaica czasem domowe jedzenie przywiezione do Opola w słoikach: bigos, mięso, konfitury, kiszone ogórki itp.
Ograniczanie wydatków tylko do pewnego stopnia ratuje stan studencśkiego budżetu. Do tego, co młodzież dostaje od rodziców, niezbędny jest dodatkowy zastrzyk pieniędzy, by nie być głodnym, kupić podręcznik, pójść do kina albo czasem na piwo.

Młodzi szukają pracy po omacku. Nie ma instytucji specjalizującej się w wyszukiwaniu ofert sezonowych albo dorywczych dla ludzi młodych. Kiedyś funkcjonowały studenckie spółdzielnie pracy, ale upadły razem ze starym systemem. Samorząd studencki na Uniwersytecie Opolskim od co najmniej roku mówi o konieczności utworzenia banku informacji o ofertach pracy (tzw. biuro karier), ale na razie jego organizowanie jest ciągle w fazie planów (najwięcej w tej mierze zależy od władz uczelni). Studenci i uczniowie skazani są więc na siebie samych, na znajomych, rodzinę, przypadek, ogłoszenie w gazecie...
- Opole jest jedynym miastem uniwersyteckim w Polsce, które nie ma takiego biura - mówi Marek Błaszkowicz, kierownik Rejonowego Urzędu Pracy w Opolu, jeden z inicjatorów utworzenia placówki. - W lipcu zostało podpisane w tej sprawie porozumienie między trzema opolskimi uczelniami: uniwersytetem, politechniką i wyższą szkołą zarządzania. Biuro miało ruszyć w październiku... Każda ze stron zadeklarowała, że weźmie na siebie część kosztów, związanych z jego funkcjonowaniem. Ze strony RUP zaoferowałem pokrycie kosztu etatów dwóch osób z obsługi. Z niewiadomego powodu od września nie dostałem z uczelni żadnego sygnału w tej sprawie. Jak bardzo takie biuro jest potrzebne, mówią sami studenci, którzy także u nas szukają ofert. Obserwowałem, jak funkcjonuje ono przy uniwersytecie w Toruniu i byłem pod wrażeniem. Z jego pośrednictwa korzystają setki osób.
Urzędy pracy nie są w stanie pomagać w zdobywaniu zatrudnienia młodzieży uczącej się, gdyż nie jest to ich rolą - głównie zajmują się pośrednictwem na rzecz osób mających status bezrobotnego. Młodzi mają jednak równe szanse w tzw. sklepach z pracą. Placówki takie funkcjonują w Opolu, Nysie i Brzegu.

We wrześniu i październiku do sklepów z pracą zawsze przychodzi znacznie więcej młodych ludzi, niż kiedykolwiek indziej. Nie są wybredni: zadowala ich praca w fast-foodach, w barach piwnych, w sklepach, sprzątanie, opiekowanie się małym dzieckiem, korepetycje, drobne remonty mieszkań, słowem - wszystko.

Takie same propozycje trafiają do ochotniczych hufców pracy. - Na razie ofert jest dużo mniej, niż potrzebujących pracy - mówi Beata Baraniewicz z Młodzieżowego Biura Pracy przy OHP w Opolu. - W tym roku za naszym pośrednictwem w sezonie letnim znalazło zatrudnienie ponad 400 młodych ludzi z Opolszczyzny, szukających zatrudnienia było prawie 600... I mimo że robimy wszystko, co tylko możliwe, żeby ofert było jak najwięcej, to nie możemy zapewnić jej każdemu, kto się o nią stara. Przychodzi do nas coraz więcej zdesperowanych młodych ludzi, w tym studentów, którzy mówią wprost, że wezmą każdą pracę...
Zbigniew Zuchewicz, absolwent Uniwersytetu Opolskiego, przekonuje, że studentów opłaca się zatrudniać z co najmniej dwóch powodów:
- Nie wszyscy pracodawcy wiedzą, że przepisy zmieniły się na naszą korzyść. Zatrudniający osobę uczącą się, która nie ukończyła 26. roku życia, ma z tego korzyść, bo nie płaci za nią żadnych dodatkowych świadczeń - składek emerytalnych, rentowych, zdrowotnych, ani chorobowych - tylko podatek. Poza tym studenci są pracowici i wytrzymali, potrafią harować po kilkanaście godzin dziennie i nie narzekają. Najbardziej intratna jest praca sezonowa w krajach zachodnich, ale jest ona związana z dużym ryzykiem, jeżeli jedzie się w ciemno. Nie tyle ze względu na kontrole inspekcji pracy, jak na to, że ludzie często wracają z pustymi rękami, ponosząc tylko koszty. To duże ryzyko. Ale ludzi kusi duży zarobek: za dwa miesiące ciężkiej pracy w Niemczech można zarobić od 6 do 10 tysięcy złotych, a za taką sumę student potrafi utrzymać się przez cały rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska