Wielka draka o "Drake Club"

Robert Lodziński
Robert Lodziński
Na kilka minut w piątek wieczorem w pubie "Drake Club" głośno włączono muzykę.

ZAPEWNIMY SPOKÓJ
Rozmowa z Mariuszem Ślęzakiem, współwłaścicielem "Drake Clubu"
- Na waszym pubie ciąży wiele zarzutów. Obiecywaliście stworzyć lokal skupiający ratowników i opolskie środowisko wodne. W rzeczywistości jest to ogólnodostępny pub.
- To zupełnie nie tak. Ja jestem płetwonurkiem, mój wspólnik Marek Fortuna - wieloletnim instruktorem i ratownikiem WOPR. W naszym lokalu wielokrotnie organizowaliśmy spotkania naszego środowiska, prowadzono tu nawet szkolenia. W swoim wniosku o udzielenie koncesji nie obiecywaliśmy, że stworzymy lokal zamknięty. Nie ukrywam, że z pubu tylko dla osób wybranych nie utrzymalibyśmy się. Przygotowujemy się do wprowadzenia kart klubowych. Na razie, aby wyeliminować osoby niepożądane i mogące sprawiać wszystkim kłopoty, wprowadziliśmy 5-złotowe bilety wstępu w weekendowe wieczory. Zatrudniliśmy też ochronę, która pilnuje terenu wokół naszego lokalu od ulicy Grunwaldzkiej do Kośnego. Zapewniam, że pracownicy agencji reagują na każdą, choćby najmniejszą próbę zakłócenia spokoju.
- To dlaczego mieszkańcy sąsiadującego z pubem bloku narzekają na was?
- Niedawno sami zorganizowaliśmy spotkanie z nimi. Prawdę mówiąc, tylko dwójka lokatorów domaga się naszego zamknięcia. Odnieśliśmy wrażenie, że większość mieszkańców jest wyrozumiała i gotowa współpracować z nami dla zapewnienia porządku. Na ich prośbę złożyliśmy wniosek w urzędzie miasta o postawienie zakazu postoju pod budynkiem mieszkalnym i naszym lokalem. W straży miejskiej wnioskowaliśmy, aby objęto monitoringiem okolice naszego pubu. Sami oczywiście zapłacimy za instalację urządzeń. Poprosiliśmy telekomunikację o automat telefoniczny. Są bowiem skargi, że nasi klienci korzystają z automatu szpitalnego, zakłócają tam ciszę.
- Jednak przygotowując lokal, zapewnialiście urząd miasta, że sprzedawany w nim alkohol będzie jedynie dodatkiem do dań głównych i produkcji gastronomicznej. Tymczasem alkohol jest główną atrakcją lokalu.
- Właśnie budujemy kuchnię. Z sanepidu otrzymaliśmy już wskazania do projektu. Chcielibyśmy jeszcze w tym roku ją otworzyć. Przygotowanie kuchni to ogromne koszty i przyznam, że zaraz po otwarciu lokalu nie mieliśmy na to wystarczającej ilości pieniędzy. Uzyskujemy je z funkcjonowania pubu. Umowę dzierżawną podpisaliśmy na 15 lat i tak długo chcielibyśmy tu funkcjonować. Rzeczywiście przez pierwsze pół roku nie było u nas gastronomii, ale przez następne 14 i pół będzie. Jestem przekonany, że wiele naszych ostatnich działań spowodowało, że mieszkańcom sąsiadującego z nami budynku żyje się spokojnie.
Rozmawiał Robert Lodziński

Jego właściciele chcieli w ten sposób udowodnić, że lokal nie przeszkadza sąsiadom.
Próby dokonano na prośbę reportera NTO. Bardzo głośna muzyka nie pozwalała na porozumiewanie się nawet krzykiem. Na zewnątrz budynku nie przedostawał się z głośników najmniejszy dźwięk.
"Drake Clubowi" grozi jednak cofnięcie koncesji na sprzedaż alkoholu, ponieważ na hałasy związane z jego funkcjonowaniem skarżą się mieszkańcy kamienicy przy ul. Katowickiej 85 i 83 oraz dyrekcja znajdującego się naprzeciwko szpitala. Goście lokalu zachowują się głośno, z piskiem opon ruszają samochodami, parkują na parkingu szpitalnym, korzystają nawet z automatu telefonicznego i toalety izby przyjęć szpitala.

Skarga na pub trafiła do Wydziału Strategii Rozwoju i Promocji Miasta UM w Opolu. Podpisało się pod nią 18 lokatorów. O opinię w tej sprawie wydział poprosił Miejską Komisję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jeżeli "Drake Club" otrzyma złą ocenę, może stracić koncesję na sprzedaż alkoholu.
- Skarga wpłynęła we wrześniu tego roku. Na jej podstawie wszczęliśmy postępowanie - tłumaczy Bożena Kulesza-Knapik, naczelnik wydziału promocji UM.

Twierdzi ona także, że właściciele lokalu, ubiegając się o pozwolenie na działalność, wprowadzili urząd w błąd. Zamiast pozytywnej opinii dyrekcji szpitala, przedstawili akceptację kilku jego ordynatorów. O zgodę poprosili też mieszkańców ul. Grunwaldzkiej zamiast ul. Katowickiej.
- To dyrektor szpitala powiedział nam, abyśmy w tej sprawie zebrali opinie jego ordynatorów - mówi Marek Fortuna, współwłaściciel pubu. - Mieszkańców ulicy Katowickiej nie pytaliśmy, bo reprezentuje ich spółdzielnia "Przyszłość". Ta została pisemnie powiadomiona o uruchomieniu lokalu. Mogła w ciągu dwóch tygodni złożyć protest. Nie zrobiła tego, więc wydział architektury UM wydał nam zgodę na użytkowanie lokalu - tłumaczy. Po uruchomieniu pubu, szpital i spółdzielnia złożyły jednak na piśmie swoje negatywne opinie.
- Oficjalne stanowisko szpitala jest negatywne - mówi Piotr Mrozek, specjalista ds. administracji. - Zwykle po zamknięciu lokalu do szpitala przychodzili jego goście i korzystali z automatu telefonicznego i toalety - dodaje Regina Weber, oddziałowa izby przyjęć.

Na pytanie, jakim cudem zatrudniona przez szpital ochrona pozwalała wchodzić obcym, Piotr Mrozek zapewnił, że działo się to tylko na początku, ponieważ pracownicy agencji byli zdezorientowani. - Teraz już nie wpuszczają - stwierdził. O incydentach szpital nigdy nie zawiadamiał policji. - Nie widzieliśmy w tym sensu. Policja i tak przyjechałaby już po fakcie. Ci, co hałasują, nie stoją i nie czekają na radiowóz - dodaje.
Szpital i pub osiagnęły porozumienie. Lokal zatrudni tych samych ochroniarzy co szpital. Dzięki temu obie grupy będą skuteczniej pilnowały spokoju.

Wszystko dokładnie sprawdzimy
Na temat "Drake Clubu" na razie jeszcze niewiele mogę wyrokować - mówi Małgorzata Kozak, przewodnicząca Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. - W tej sprawie komisja zbierze się w czwartek. Zapewniam, że wnikliwie przyjrzymy się całej sprawie. Być może już na czwartkowym posiedzeniu wydamy swoją opinię. Oczywiście nie będzie ona tylko wynikiem przejrzenia dotychczasowej dokumentacji. Wśród członków komisji są też przedstawiciele policji. Myślę, że będziemy dobrze przygotowani do dyskusji na temat pubu. Jeżeli będzie trzeba, porozmawiamy także z właścicielami. Pewne rzeczy wyjaśnić. Z tego co wiem wynika, że nie ze wszystkich złożonych przed otwarciem lokalu obietnic właściciele wywiązali się w stu procentach.

Do lokalu zastrzeżeń nie ma policja. Jerzy Gądek, zastępca komendanta, stwierdził, że lokal nie jest miejscem częstych przypadków naruszania porządku.
W czwartek w sprawie "Drake Clubu" spotka się Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Będzie musiała ustalić, czy lokal jest rzeczywiście uciążliwy, czy może przeszkadza on tylko nielicznym lokatorom. A taka wersja jest również możliwa.

- W tym budynku jest dwóch wiecznie niezadowolonych lokatorów - uważa Tadeusz Kasprzak, właściciel sklepu sportowego przy Katowickiej. - Mieszkają nad sklepem. Skarżą się nawet na hałas, który powstaje, kiedy pompujemy piłki do koszykówki - dodaje.
- Musiałam wymienić wszystkie chłodziarki. Starsze robiły według lokatorów za duży hałas - mówi Maria Gołąb, właścicielka sklepu spożywczego. Zrezygnowała ona również ze sprzedaży mięsa. - Bo mieszkańcom przeszkadzało, jak sprzedawczyni siekierą kroiła kotlety - mówi. Zamontowała także dzwonek do drzwi od zaplecza, bo dostawcy, pukając do nich, robili według jednego z lokatorów ogromne larum.
Nasza redakcja przeprowadziła wśród mieszkańców sondę. Zdania podzieliły się równo. - Nie ma żadnych hałasów - zapewnia lokator klatki 85. - Ale ja uważam inaczej! - od razu zastrzegła jego żona. - Nie da się żyć, bo taki hałas - wzdycha ze smutkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska