Wielki kryzys w branży piekarniczej. Czy mamy zapomnieć o pysznym pieczywie bez ulepszaczy?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Wiesław Mikołajów, piekarz z Przechodu: W mojej okolicy zamknęło się ostatnio kilka rodzinnych piekarni.
Wiesław Mikołajów, piekarz z Przechodu: W mojej okolicy zamknęło się ostatnio kilka rodzinnych piekarni. Krzysztof Stracuhmann
Niebawem trudno będzie skosztować pajdę dobrego, chrupkiego chleba na zakwasie. W obliczu kryzysu energetycznego piekarz staje się ginącym zawodem.

W sierpniu zawiesiłem działalność, którą prowadzę od 25 lat – mówi Mirosław Kulpa, piekarz z Prudnika. – Zmusiły mnie do tego rosnące koszt energii, gazu, coraz droższe składniki do produkcji. Lepiej wcześniej zamknąć firmę, niż narobić długów i wpaść w problemy.

Branża, która kiedyś była synonimem dobrobytu – piekarze i cukiernicy przez lata wszak mieli się bardzo dobrze - teraz ledwie przędzie.

- Tułowice, Korfantów, Ścinawa. W ciągu ostatniego roku w mojej okolicy zamknęło się kilka małych, rodzinnych, rzemieślniczych piekarni – wymienia Wiesław Mikołajów, piekarz z Przechodu w gminie Korfantów. – Ja się zastanawiam nad ograniczeniem produkcji, zostawieniem kilku ludzi, sklepu przy piekarni. Może jak spłacę kredyty i leasingi, to tak zrobię. Sytuacja jest bardzo trudna.

Sami jedziemy na promocjach

Poważne problemy zaczęły się wiosną tego roku, po wybuchu wojny na Ukrainie. W górę poszła cena mąki. Potem poszybowała cena cukru, którego zaczęło brakować, a który jest niezbędny dla cukierników. Część zakładów, zwłaszcza te nowe, w miastach, ogrzewa swoje piece piekarnicze gazem albo energią elektryczną. Ich dobijają rachunki za gaz i nowe umowy na dostawę energii, kilkukrotnie wyższe od poprzednich. Rząd uruchomił pomoc, dodatki na zakup węgla, drewna czy peletu, ale tylko dla ludności, a nie dla firm czy przedsiębiorców. Minister środowiska Anna Moskwa ogłosiła niedawno na sejmowej komisji energii, że przygotowują rozwiązania, które mają obniżyć ceny energii. Na razie jednak nie ma żadnych konkretów i nie wiadomo, kiedy wejdą w życie. Część firm wybrała strategię „na przetrwanie” i czeka na rozwój sytuacji. Decyzję o przyszłości będą podejmować pod koniec roku, gdy nadchodzi czas na zawieranie nowych umów i zobowiązań.

- Przed rokiem za dostawę produktów z jednej hurtowni płaciłem średnio po 12 tysięcy miesięcznie. Za ser do bułek, keczup do pizz, cukier, olej – mówi Wiesław Mikołajów. – Teraz średni rachunek to 21 tysięcy.

- Gaz podrożał sześciokrotnie, dobrze, że kuchenkę gazową używamy tylko do podgrzewania. Piece do pieczenia ogrzewamy elektrycznie – mówi Grzegorz Zieliński z cukierni „Jutrzenka” w Głuchołazach. – Kiedyś nie pytałem dostawcy o cenę towaru, tylko zamawiałem to, co jest potrzebne. Teraz świetnie się orientuję w cenach, kto co ma tańsze, gdzie są promocje na jakiś towar. Zdarza się, że kupujemy nawet w marketach spożywczych, jak jest taniej. Bardzo pilnujemy zużycia prądu. Boję się jednak, że ceny energii jeszcze bardziej pójdą w górę.

- W ubiegłym roku założyliśmy fotowoltaikę na budynki piekarni i to był strzał w dziesiątkę – mówi prezes GS Samopomoc Chłopska w Dobrodzieniu Henryk Jerominek. – Przez cztery ostatnie miesiące Tauron nawet mi faktury nie wystawił. Ale piec piekarniczy na prąd mamy tylko jeden. Pozostałe ogrzewamy węglem, bo takie pieczywo jest smaczniejsze. W lipcu kupiłem węgiel po 1300 złotych za tonę. W sierpniu zapas – 16 ton po 2800, bo mam dwóch sprawdzonych dostawców i jakoś zdobyli. Opału wystarczy nam do listopada. Teraz węgiel kosztuje 3,5 tysiąca i nie ma gdzie kupić, a kto wie, co będzie w zimie. Jak to dobrze jednak, że nie dałem się namówić na gaz, kiedy rozważano u nas budowę gazociągu. Na razie próbujemy to wszystko jakoś łatać, ale zastanawiamy się nad przyszłością.

- Opalam piece drewnem. Jeszcze niedawno cena drewna opałowego wynosiła 170 złotych za metr sześcienny. Teraz płacę dostawcy 400 złotych – opowiada Wiesław Mikołajów z Przechodu. – Pojechałem do nadleśnictwa i chciałem zamówić 100 metrów. Nie ma. Mają limity wyrębu, kolejka obowiązuje i mogę dostać, ale za pół roku. Całe szczęście, że mam jeszcze prywatnych dostawców.
W ciągu ostatniego półrocza piekarnie średnio trzy razy podnosiły cenę pieczywa, żeby nadążyć za rosnącymi kosztami. Przeciętnie o kilka – kilkanaście procent, kilkadziesiąt groszy, nieco powyżej złotówki. Dawniej takie podwyżki pieczywa były nie do pomyślenia w branży.

- Bochenek chleba powinien kosztować co najmniej 10 złotych. Ale ja sam bym chyba tyle nie zapłacił – komentuje Mirosław Kulpa z Prudnika.

- W Opolu chleb kosztuje 10 złotych. U nas 7 złotych, ale też powinien kosztować 10. Jak podniosę cenę, to ludzie pójdą do marketów, szukać tańszego pieczywa – mówi Wiesław Mikołajów z Przechodu. – W cukiernictwie ciasto powinno kosztować ok. 40 złotych za kilogram. Z lokalną konkurencją staramy się rywalizować smakiem, jakością wyrobu, a nie ceną.

Trudny fach

Dawniej piekarzom wiodło się bardzo dobrze. Otwierali kolejne sklepy, poszerzali produkcję, inwestowali. Problemy branży nie zaczęły się jednak w tym roku. Na wieś i do mniejszych miast weszły sieci handlowe, markety. One nawet chętnie zawierają umowy z lokalnymi dostawcami, ale narzucają im swoje warunki cenowe, domagają się specjalnych opłat. Sprzedają dużo, ale coraz trudniej na nich zarobić, a na dodatek poprzez swoją politykę niskich cen są dużą konkurencją dla małych lokalnych sklepików, gdzie na półce leży to samo pieczywo, choć droższe.

W Polsce spożycie pieczywa spada średnio o 5 procent rocznie. Miesięcznie zjadamy niecałe 3 kilogramy chleba. Staliśmy się bardziej wyszukanymi smakoszami, choć najwierniejszymi konsumentami chleba są osoby starsze. Część klientów zresztą kupiła sobie sprzęt kuchenny i wypieka chleby samodzielnie. Mieszanki mączne można kupić z sklepie. Ludzie cieszą się, że mają taniej, ale nie liczą do tego kosztów zużytej energii.

- Dużym problemem jest brak ludzi do pracy – mówi Wiesław Mikołajów. – Młodzi nie garną się do tego zawodu, bo wymaga poświęceń. Kiedy wszyscy świętują, odpoczywają z rodziną w niedzielę, w dni wolne, my idziemy do pracy, żeby następnego dnia w sklepie był świeży chleb i bułki. Kto chce pracować w wolne dni? Wielu ludziom wystarczają świadczenia socjalne, dodatki, zapomogi. Nie opłaca im się pracować. Teraz jest rynek pracownika i to on wybiera oferty. Dałem kiedyś ogłoszenie o zatrudnieniu. Zadzwonił ktoś i pyta o zarobki, to mu mówię -5 tysięcy miesięcznie. Panie, ja teraz zarabiam 7! Ja sam pracuję siedem dni w tygodniu, 31 dni w miesiącu. W niedzielę idę rozpalić piece i przygotować towary. Kiedy zapłacę wszystkie opłaty, rachunki, podatki, to księgowy mówi mi, że zostało 2 albo 3 tysiące. A przecież ja też chcę zarobić.

Duże firmy też ledwie dyszą

Piekarze nie mają silnego lobby w polityce. Branża słabnie po cichu, czasem tylko opozycja wyciąga ją na swoje sztandary krytyki rządu. Alarm podnoszą też kolejne branże, których byt zależy od cen energii. Dziennik Gazeta Prawna opublikował dane, z których wynika, że od początku roku zlikwidowano w kraju 3,7 tysiąca sklepów. Głównie tych małych, samodzielnych, a nie sieciowych. Unia Producentów i Pracowników Przemysłu Mięsnego też ostrzega, że ich produkcja staje się coraz mniej rentowna i branża stanęła na krawędzi kryzysu.

- W niektórych przypadkach ceny energii poszybowały tak wysoko, że grozi to zamknięciem mniejszych rodzinnych firm. W innych przypadkach przedsiębiorcy muszą mierzyć się z brakiem np. węgla – twierdzi Wiesław Różański, prezes Zarządu Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego. – Koszty wzrastają, ale nie przekłada się to na dochody, zarówno hodowców jak i producentów, ponieważ odbiorcy, głównie sieci handlowe w zdecydowanej większości nie płacą więcej za towar. Zmuszają dostawców do utrzymania dotychczasowych cen lub poszukują tańszych produktów za granicą.

Właściciele ferm drobiowych ostrzegają, że bez węgla nie ogrzeją kurników, a zwierzęta zamarzną w zimie. Wszyscy skarżą się na coraz większe raty od kredytów zaciąganych na rozwój firmy i inwestycje. Dla firm nikt nie zapowiada kredytowych wakacji.

Chleb z zamrażalnika

- Ludzie patrzą tylko na cenę, chcą kupić tanio. W efekcie zostanie im chleb z marketów, traktowany chemią, żeby mieć większą trwałość. Kiedyś rozmroziłem taki kawałek zamrożonej masy, który odpiekają w piecach na terenie sklepu. W 80 procentach był już upieczony. To gotowe pieczywo, które na miejscu się tylko podgrzewa. Jak to ma być świeże? – zastanawia się Wiesław Mikołajów.

- Nie wiem, czy jeszcze wrócę do działalności. Nie wykluczam tego, gdyby coś się zmieniło na rynku – przyznaje Mirosław Kulpa, piekarz z Prudnika, który kończy działalność. – Sprzęt do produkcji spróbuję sprzedać albo wydzierżawić, ale wątpię, żeby znalazł się toś chętny, bo wszyscy są w podobnej sytuacji. Dla siebie poszukam jakiegoś zajęcia. A ludziom zostanie chleb w marketach. U mnie i tak już coraz mniej kupowali. Najwięcej w sobotę, żeby choć w niedzielę zjeść dobry chleb.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska