Wielki przekręt? Kto nam podłożył świńską grypę?

fot. archiwum
fot. archiwum
Najpierw przeraziliśmy się tajemniczego wirusa A/H1N1. Teraz może się okazać, że niepotrzebnie. Światowa Organizacja Zdrowia została posądzona o bezpodstawne ogłoszenie pandemii i nabijanie kabzy producentom szczepionek.

W tym tygodniu jej specjalny doradca ds. pandemii grypy Keiji Fukuda musiał się tłumaczyć z decyzji podjętych przez organizację przed Komisją Zdrowia Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Pewnie na tym się nie skończy. Ludzie mają teraz mętlik w głowie, bo nie wiedzą już, w co i komu wierzyć.

Zamieszanie wokół grypy A/H1N1 i szczepionek nie ma nic wspólnego z medycyną - uważa dr Paweł Grzesiowski, kierownik Zakładu Profilaktyki Zakażeń Narodowego Instytutu Leków w Warszawie. - To tylko grupa szalonych polityków próbuje coś ugrać. Tu nie chodzi o pandemię, tylko o pieniądze wydane na szczepionki. A przy okazji szuka się wątku sensacyjnego. Tymczasem fakty są niepodważalne. Po pierwsze - powstał nowy wirus. Po drugie - jest bardzo agresywny, bo atakuje płuca i doprowadził do zgonów. A po trzecie - szczepienie, jak każde, chroni przed zachorowaniem. Nie zgadza się jedynie to, że u wielu osób infekcja przybrała łagodny przebieg. Ale trudno kogoś za to winić. Należy się raczej z tego cieszyć.

Dyrektor biura WHO w Polsce podchodzi do ataków na organizację ze stoickim spokojem. - Każdy ma prawo do krytyki, a Światowa Organizacja Zdrowia jest gotowa się jej poddać - mówi dr Paulina Miśkiewicz. - Oskarżenia, które padają pod naszym adresem, są jednak niesprawiedliwe. Wirus A/H1N1 jest nadal obecny na całym świecie. Według danych z połowy stycznia wywołał do tej pory śmierć 14142 osób. Obecnie najbardziej daje się we znaki mieszkańcom południowej Afryki i Azji oraz niektórych obszarów Europy Wschodniej. Liczby zachorowań już od dawna się nie podaje.

Doktor Miśkiewicz krok po kroku uzasadnia słuszność ogłoszenia pandemii, co nastąpiło 11 czerwca ubiegłego roku. Złożyło się na to wiele elementów. Genetycznie nowy wirus bardzo różnił się od wirusów grypy, które już krążyły po świecie, co dawało poważne powody do niepokoju. Przede wszystkim jednak przenosił się szybko z człowieka na człowieka, z kontynentu na kontynent. 29 kwietnia wykryto go najpierw w 9 krajach, sześć tygodni później - w 74, a 1 lipca już w 120. Do tej pory jego obecność potwierdziło 209 państw.

Ogłaszając pandemię, Światowa Organizacja Zdrowia postawiła tylko kropkę nad i - podkreśla dr Paweł Grzesiowski. Dr Grzesiowski nie wspomina jednak o jednym: WHO tuż przed ogłoszeniem pandemii wirusa A/H1N1 zmieniło jej definicję. Do tej pory pandemia mogła dotyczyć jedynie wirusów wyjątkowo niebezpiecznych dla życia. Wirus A/H1N1 taki nie jest, u większości chorych grypa przebiega łagodnie i jej śmiertelność nie jest większa od zwykłej grypy. Gdyby nie zmiana definicji, Światowa Organizacja Zdrowia nie ogłosiłaby jej.

Dlaczego się nie szczepią
Świńska grypa wywołała taką panikę, że ludzie zaczęli się domagać przeciwko niej szczepionki. Firmy farmaceutyczne natychmiast to podchwyciły. Opracowywanie składu szczepionki na grypę sezonową, która przed każdym okresem jesienno-zimowym jest modyfikowana, trwa około pół roku. Tym razem producenci postanowili ten okres skrócić do... miesiąca. W Stanach Zjednoczonych, Australii, Chinach, Wielkiej Brytanii i Niemczech zgłosili się liczni ochotnicy, na których przetestowano eksperymentalne partie. Nie stwierdzono poważniejszych powikłań. Na rynku lobby farmaceutyczne oraz media wywołały nastrój wielkiego oczekiwania na remedium przeciwko wirusowi A/H1N1. Że to oczekiwanie było sztuczne, okazało się w praktyce. Gdy produkcja szczepionek przeciwko świńskiej grypie ruszyła pełną parą i zakupiły ją rządy różnych krajów dla swoich obywateli, okazało się, że zainteresowanie nią nagle... zmalało.

We Włoszech z 24 milionów szczepionek, na które rząd wydał 184 mln euro, wykorzystany został tylko milion. Część szczepionek tamtejsze ministerstwo zdrowia podarowało więc biednym krajom, a reszta jest przechowywana w magazynach. Fiaskiem skończyły się też szczepienia w Niemczech, Francji, Szwajcarii, Hiszpanii i Grecji, gdzie zaszczepiło się kilka procent obywateli. Co ludzi powstrzymało?
Mogłam bez problemu skorzystać ze szczepienia, jednak przestraszyłam się tego, co mówiono i pisano w naszych mediach o szczepionkach - wyznaje Katarzyna Serafińska, która mieszka w Niemczech od 8 lat. - Z doniesień tych wynikało, że w szczepionkach jest rtęć, która działa na człowieka toksycznie. Mówiono też o innych składnikach, których właściwości nie zostały do końca sprawdzone. Nie znam się na tym, więc wolałam być ostrożna. Poza tym do społeczeństwa przeciekła informacja, że dla wojska i pracowników administracji państwowej przeznaczono szczepionki bez rtęci, czyli bezpieczniejsze. A rząd za bardzo nie umiał się z tego wytłumaczyć. To chyba zaważyło na podejściu ludzi do szczepień.

Doktor Paweł Grzesiowski twierdzi, że nie miał żadnych obaw i się zaszczepił przeciwko grypie A/H1N1. Czuje się dobrze. Nie miał po tym żadnych niepokojących objawów. Skorzystał z okazji, będąc za granica, gdzie szczepionka jest w wolnej sprzedaży.

W Szwecji 60 procent ludzi się zaszczepiło i nikt nie dyskutuje na ten temat - podkreśla. - Część moich znajomych zrobiła to, będąc w Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy we wspomnianej przeze mnie Szwecji. W Stanach można się zaszczepić w aptece za 20 dolarów. Nikt tam nie patrzy, czy ktoś jest z Polski, czy z innego kraju. Szczepionkę przeciwko nowej grypie można też kupić w aptekach na Węgrzech. Wystarczy mieć receptę.
Pan doktor zna Polki będące w ciąży, które się zaszczepiły. - Do tej pory na całym świecie podano 100 mln dawek tej szczepionki - dodaje. - Dlaczego miałyby być groźne? Jeśli w jakimś kraju zaszczepiło się tylko 5 procent społeczeństwa, to nie jest wina szczepionek, to nie rząd popełnił błąd, że ich tyle zamówił, tylko to ludzie je zmarnowali, bo nie chcieli skorzystać z okazji.

Jak w powieści Ludluma
Prawdziwe piekło na temat szczepionek rozpętała dziennikarka Jane Burgermeister, pisująca na tematy medyczne dla popularnych czasopism w Wielkiej Brytanii i Australii. Oskarżyła WHO, firmy farmaceutyczne oraz amerykański rząd z Obamą na czele o sztuczne wywołanie pandemii oraz o skażenie szczepionek śmiertelnym wirusem. Fragmenty jej tekstów, jakby żywcem wyjęte z powieści Roberta Ludluma, autora thillerów politycznych, są powielane w internecie. Jedni w nie wierzą, inni z nich pokpiwają. "Ludzie, to paranoja jakaś! - grzmi internauta. - Jedna, jedyna osoba ma dowody, których, założę się, nikt nie widział. Mało tego, oskarża WHO i pół świata o działanie na niekorzyść ludzi. Teoria spisku?". "Proste - dowodzi ktoś inny na forum internetowym. - Dostajesz szczepionkę z rtęcią, która gromadzi się w mózgu i powoli go wykańcza. Emeryturki nie dożywasz i wszyscy na tym korzystają, czyli firmy farmaceutyczne, które mają z tego kasę, i rząd, ponieważ nie musi wypłacać emerytur".

- To straszenie ludzi - uważa Wiesława Błudzin, konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych. - Szczepionka przeciwko nowej grypie powinna być w Polsce dostępna, każdy z nas powinien mieć prawo wyboru. W szczepionkach przeciwko grypie nie podaje się całego, żywego wirusa, tylko jego cząstkę, która wywołuje przeciwciała. Bo na przykład szczepionki przeciwko żółtej febrze zawierają żywego wirusa. Są o tyle niebezpieczne, że jak ktoś ma spadek odporności i się zaszczepi, to może być różnie. W przypadku szczepionek przeciwgrypowych takich obaw nie ma. Choć przy każdym szczepieniu, obojętnie na co, może wystąpić tzw. osobnicza wrażliwość.

Owszem, powinna być dostępna, ale dlaczego miałby ją kupować rząd? Odpowiedź może być jedna - producenci chcieli uniknąć odpowiedzialności za ewentualne powikłania, która mogą , choć nie muszą, wystąpić za kilka lat. Nasz rząd szczepionki nie zamówił, za co był mocno krytykowany. Najwięcej oberwało się minister zdrowia Ewie Kopacz. Rzecznik praw obywatelskich złożył na nią skargę do prokuratury. Teraz widać, że pani minister miała rację.
- Nie chodziło o satysfakcję, tylko o bezpieczeństwo pacjentów i działanie zgodne z prawem - twierdzi Piotr
Olechno, rzecznik ministra zdrowia. - Ministerstwo Zdrowia nie jest przeciwne szczepieniom. Ale chcieliśmy, żeby firmy farmaceutyczne, z którymi negocjowaliśmy, zachowały się jak należy i wzięły odpowiedzialność za szczepionki. Tak jak się dzieje przy każdym leku wprowadzanym na rynek. Mówi o tym artykuł 37 prawa farmaceutycznego. Ale firmy tego nie chciały i to wzbudziło nasze podejrzenia.

Rzecznik podkreśla, że Ministerstwo Zdrowia nie zabraniało jednak firmom farmaceutycznym dostarczenia szczepionek do polskich aptek. Jednak na to też nie przystały. Jedynie nakłaniały rząd do ich zakupu. - Na takie zbójeckie warunki pani minister nie mogła się zgodzić - dodaje Piotr Olechno. - Byliśmy przezorni. Teraz inne kraje albo znajdą kupców na szczepionki, albo będą musiały je zutylizować. Zmarnowanych milionow dolarów podatnika nikt już nie zwróci.

Piotr Olechno dodaje: - Na pewno wkrótce pojawi się jedna szczepionka przeciwko grypie sezonowej i pandemicznej i każdy będzie mógł ją sobie kupić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska