Wiktor Sikora (64-latek) od 1988 roku mieszka w Niemczech. W Komprachcicach, skąd pochodzi, bywa często, bo ma tu rodzinę.
Po tym, jak przeszedł na emeryturę, zaczął uprawiać sport, najpierw bieganie, potem - po problemach zdrowotnych - jazdę na rowerze.
Do aktywności sportowej namówiła go córka Katarzyna i to razem z nią pan Wiktor wybrał się w rodzinne strony. - Kiedyś na spotkaniu rodzinnym usłyszałam od krewnych, że tato wybiera się do Polski na rowerze, po czym dowiedziałam się, że razem ze mną - śmieje się pani Kasia.
Przed wyruszeniem w ponad 1000-kilometrową podróż zrobili "próbę" na ponad 200-kilometrowym odcinku w Niemczech.
- Pokazała nam, że nie ma co z wyprzedzeniem rezerwować noclegów, bo pierwszego dnia dojechaliśmy do hotelu na 17.00, a mogliśmy jeszcze spokojnie pokonać dłuższy odcinek. Dlatego w trasie do Polski szukaliśmy noclegów przez internet na kilka godzin przed końcem trasy. Były tańsze niż gdybyśmy je rezerwowali z wyprzedzeniem - opisuje pani Kasia.
Do krewnych dotarli w dobrych nastrojach i kondycji, choć przyznają, że na trasie mieli chwile zwątpienia, jak choćby wtedy, gdy nawigacja poprowadziła ich do lasu, gdzie przez 6 kilometrów musieli prowadzić rowery, bo droga była tak piaszczysta, że nie sposób było po niej jechać. A przecież na ramach mieli ciężki ekwipunek.
To, co uderzyło ich w Polsce, to zalegające wszędzie śmieci. - Teraz rozumiem, dlaczego w Niemczech butelki plastikowe się skupuje w sklepach - podkreśla Katarzyna Sikora.
Po forsownym wyjeździe (stracili 28 tys. kalorii) córka z rodzicami planują rodzinny wyjazd "regeneracyjny" na Majorkę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?