Wino uderzyło mu do serca, a pierwsze zafarbowało zęby

Fabian Miszkiel
Wino uderzyło mu do serca, a pierwsze zafarbowało zęby- Dokładnie pamiętam ten dzień – mówi Romek. - 1 maja, w święto pracy zasadziłem moją winnicę i niecierpliwie czekałem na pierwsze owoce.
Wino uderzyło mu do serca, a pierwsze zafarbowało zęby- Dokładnie pamiętam ten dzień – mówi Romek. - 1 maja, w święto pracy zasadziłem moją winnicę i niecierpliwie czekałem na pierwsze owoce. Fabian Miszkiel
Romek Grabowski z Nysy jest z wykształcenia programistą. Kiedy wstaje od komputera, schodzi do swojej piwnicy i dogląda... dojrzewającego wina.

- Kręci mnie w tym prostota i twórczość – tłumaczy Romek. - Po długim procesie wychodzi coś, czego powstanie planowałem od dawna i pieczołowicie przygotowałem.

W wolnych chwilach jednak nie skleja modeli ani nie kolekcjonuje znaczków z całego świata, jak większość  hobbystów.

Jego pasją są wina, które robi już od kilku dobrych lat. Pasja, jak to pasja, czasem zaczyna się nietypowo i tak też było w tym przypadku.

- W listopadzie 2007 roku poszedłem za brata na wykład do szkoły rolniczej – wspomina. - To była czterogodzinna konferencja o winach, winorośli i prowadzeniu winnicy. Wyszedłem z niej nakręcony i zafascynowany. W słowach wykładowcy wszystko wydawało się proste. Wiedziałem, że jak wezmę się do produkcji wina, to musi mi się udać.

Jak pomyślał, tak zrobił. Przez zimę i jesień zdobywał wiedzę, czytając książki i grzebiąc na forach internetowych poświęconych produkcji wina, by w maju następnego roku kupić kilkadziesiąt krzewów winorośli, z których miało powstać pierwsze wino.

 

- Dokładnie pamiętam ten dzień – opowiada. - 1 maja, w święto pracy zasadziłem moją winnicę i od tego dnia z dumą oczekiwałem na pierwsze owoce.

Owoce zdatne do produkcji wina pojawiają się jednak dopiero po 3-4 latach. Nie chcąc tracić czasu, Romek zajął się produkcją win owocowych. Jego pierwsze wino było z wiśni.

- Kompletnie mi się nie udało, mało tego, że trunek farbował zęby, to robiłem je w metalowej kadzi, której posmak mieszał się z wiśniowym aromatem. To mnie nie zniechęciło. Przy produkcji tego wina popełniłem masę błędów - przyznaje ze śmiechem winiarz.

 

Romek ma już za sobą produkcję kilkudziesięciu najróżniejszych win. Poza gronowymi, które mają najszlachetniejszy bukiet, robi też wina z owoców: wiśni, śliwek, porzeczek czarnych i czerwonych, malin, aronii, a także z owoców dzikiej róży.

- To właśnie mnogość smaków, jakie można wydobyć, kręci mnie w winie - podkreśla. - Niewątpliwie przygotowanie to twórcze zajęcie. Nawet jeśli robię wino z tych samych owoców, tak samo przygotowany trunek w różnych bańkach może lekko różnić się od siebie. Każde wino jest niepowtarzalne. Poza tym mojego wina nie znajdzie się na sklepowej półce, jest na swój sposób unikatowe.

Produkcja wina, choć jest procesem w miarę prostym, od początku do końca musi być pieczołowicie zaplanowana

Twórczość idzie w parze z prostotą. Do produkcji wina potrzeba niewielu rzeczy. Wystarczy prasa winiarska, pojemnik do fermentowania, bańka, w której potem wino dojrzewa i rurki do zlewania i odprowadzania CO2. Potrzebny jest także cukromierz i kwasomierz. No i wiele cierpliwości. Produkcja wina, choć jest procesem w miarę prostym, od początku do końca jest pieczołowicie zaplanowana.

 

- Wszystko zaczyna się od zbioru owoców. Te trzeba starannie dobrać, muszą być dorodne i świeże. Nie mogą być nadpleśniałe, czy niedojrzałe. Jaki owoc, takie wino. Złe owoce wprowadzają dziwne posmaki, które psują napój - wyjaśnia Romek.

Złe owoce wprowadzają dziwne posmaki, które psują napój

Zebrane owoce wyciska się w prasie winiarskiej, a potem miazgę razem z sokiem wkłada do pojemnika zwanego fermen­tatorem i dodaje szlachetnych winiarskich drożdży.

Przez dwie doby trwa proces fermentacji. Drożdże z cukru zawartego w owocach wytwarzają alkohol. Kiedy cały cukier zostanie przetworzony, dodaje się świeżej porcji, a po dwóch tygodniach sok z fermentatora przelewa się do szklanej bańki, w której wino fermentuje dalej.

Po 2-3 miesiącach wino jest gotowe do pierwszego zlania.

- Wtedy drożdże kończą fermentację i  przerabiają cały cukier – tłumaczy Romek. - Wino trzeba zlać znad osadu martwych drożdży, które opadają na dno naczynia.

To ważny moment, bo osad ze­psuje smak wina.

Proces powtarza się co jakiś czas i po 2-3 latach wino jest gotowe. Romek, choć  sam butelkuje wino i projektuje własne etykiety, nie produkuje go wiele.

- Wystarcza na własne potrzeby i do obdarowania kilku przyjaciół i znajomych – mówi Romek. - Małe winiarnie nie mają w Polsce szans zaistnieć. Prawo jest w tej kwestii  niekorzystne i praktycznie uniemożliwia rentowność takiego przedsięwzięcia.

W zachodniej Europie winiarzom jest łatwiej. Wystarczy kupić banderole i przyklejać je na własne butelki, by legalnie sprzedawać. Na razie produkcja wina w Polsce na  małą skalę będzie musiała pozostać bardziej hobby niż zajęciem zarobkowym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska