Władza mnożyła zakazy i podatki, przez co ludzie klepali biedę

Redakcja
Tak wyglądały niegdyś wsie pod Strzelcami. Drewniane domy kryte były słomą lub gontem.
Tak wyglądały niegdyś wsie pod Strzelcami. Drewniane domy kryte były słomą lub gontem.
Rzeźnicy ze Strzelec musieli dostarczać hrabiemu serca krogulców i jastrzębi, szewc nie mógł być kawalerem dłużej niż rok, a Żydzi dostali zakaz przyjmowania gości w swoich domach.

Choć z perspektywy czasu takie zapisy w prawie wydają się absurdalne, to jeszcze kilka wieków temu były one na śląskiej ziemi normą. Oprócz zakazów i nakazów władza na potęgę mnożyła także przeróżne opłaty i podatki, żeby ściągnąć z ludzi ostatnie zaskórniaki.

Rodzaj podatku zależał przede wszystkim od tego, kto był właścicielem ziemi. Ponieważ nie było odgórnych przepisów, każdy z właścicieli wymyślał własny rodzaj podatku. Dla przykładu w Jemielnicy decydowali o tym duchowni z zakonu cystersów, którzy od XIII w. władali tutejszymi polami, łąkami i lasami. Cystersi nie uprawiali ziemi własnymi rękami - angażowali do tego miejscowych chłopów. Ci najbiedniejsi pracowali w folwarku, który był potężnym gospodarstwem działającym w pobliżu klasztoru. Wiadomo, że w 1631 r. na folwark składały się spichlerze, stodoły, stajnie, obory, owczarnia i pomieszczenia dla czeladników. Pracy było tam sporo, o czym świadczy spis z 1723 roku, z którego wynika, że hodowano tam 375 owiec, 60 baranów, 14 krów i 2 świnie. Chłopi mieli do obrobienia potężne obszary pól z ziemią niskiej klasy. Za swoją pracę dostawali wypłatę (choć były to głodowe stawki) lub wynagrodzenie w naturze, np. jedzenie, płótna na odzież i buty.

W ramach podatku musieli natomiast odpracować pańszczyznę, czyli darmową pracę w wyznaczonym czasie, np. jeden dzień w trakcie sianokosów i sześć dni w trakcie żniw.

Bardziej zamożni chłopi mogli wziąć w dzierżawę ziemię od zakonników. Płacili za to czynsz w postaci 6 lub 16 groszy w zależności od wielkości i klasy ziemi. Jeżeli podatek przewyższał ich możliwości finansowe, płacili go w naturze - oddając część zebranych plonów, zazwyczaj było to 12 korców różnych rodzajów zbóż (korzec był jednostką objętości dla towarów sypkich i na tych ziemiach odpowiadał pojemności ok. 50 litrów).

Czynsz był oddawany klasztorowi w terminach ustalonych przez cystersów, np: na św. Michała (29 września) i na św. Marcina (11 listopada) oraz czasami jeszcze na św. Jerzego (23 kwietnia). Poza świadczeniami podstawowymi duchowni życzyli sobie także dodatkowych składek - zwanych honorami - w czasie Bożego Narodzenia, Wielkanocy i Zielonych Świątków. Najbogatsi gospodarze musieli ponadto oddać kury, jajka.

Sołtysi i młynarze mieli lepiej

Nie wszyscy klepali jednak biedę w feudalnej rzeczywistości. W znacznie lepszej pozycji byli chłopi pełnorolni, którzy dziedziczyli ziemię na własność oraz rzemieślnicy, jak np. młynarze lub kowale. Dobrze ustawiony był także sołtys. Pierwszym znanym z imienia sołtysem Jemielnicy był Piotr, który stał na czele wsi, był przedstawicielem klasztoru oraz pełnił funkcję wiejskiego policjanta. Odpowiadał on za pobieranie dla klasztoru czynszów, za co pobierał prowizję w wysokości 1/6. Sołtysowi podlegał ponadto sąd sołecki, który zajmował się rozpatrywaniem drobnych sporów. Ponadto sołtys zwoływał zebrania wiejskie, w trakcie których omawiano bieżące sprawy i podejmowano różne decyzje. Sołtysi nie musieli odprawiać pańszczyzny. Mieli za to wiele przywilejów. Dla przykładu sołtys Wawrzyniec Pandli z Jemielnicy otrzymał 6 stycznia 1648 roku dokument, w którym duchowni pozwolili mu zbudować młyn o jednym kole i pobierać drewno na opał z lasu klasztornego. W zamian musiał płacić duchownym czynsz od posiadanych krów i dostarczać raz do roku do klasztoru daninę w postaci dwóch tłustych kur oraz 15 jaj.

Dokładnie określoną daninę mieli także młynarze. Dla przykładu Peter Gibel, właściciel młyna zwanego "Czekowskim", poza podatkiem w wysokości 4 talarów musiał dostarczyć do klasztoru 15 jaj i 2 kapłony (wykastrowany i specjalnie utuczony kogut).

Rodzaj podatku zależał często od tego, gdzie ulokowana była wieś. Mieszkańcy podstrzeleckich Jakubowic, którzy trudnili się bartnictwem, a ich domy stały w otoczeniu lasu, musieli oddawać księciu wiadro miodu. Musiał być wyrób najwyższej jakości, bo za fałszowanie miodu przez dosypywanie różnych dodatków groziły w tamtych czasach surowe kary więzienia.

Podatek z powodu braku żony

Ale nie tylko na wsi ludzie płacili przeróżne daniny. Przykładowo w XVI wieku strzeleccy rzeźnicy byli zobowiązani dostarczać władcy co roku cztery kamienie łoju i płacić 4 grosze w formie podatku. Na jego żądanie musieli przywozić na zamek także wołowinę. Władca co prawda płacił za nią 1 srebrny grosz, ale mógł wziąć tyle mięsa, ile tylko chciał. Rzeźnicy byli też zobowiązani dostarczać na święta wielkanocne dwa ubite cielęta oraz serca krogulców i jastrzębi. Musieli być też w dyspozycji, gdy władca chciał urządzić na zamku świniobicie. W zamian dostawali jednak 4 kwarty piwa i chleb za ubicie każdej świni. W formie rekompensaty mogli także polować na zwierzynę w hrabiowskich lasach.
Rzemieślnicy, którzy działali w owych czasach w mieście, skupiali się w cechy. Te rządziły się dodatkowo odrębnymi prawami i przewidywały szereg obowiązków i opłat dla swoich członków. Szczególnie mocno uregulowane było życie strzeleckich szewców. Swoje prawa i obowiązki spisali oni w pierwszej połowie XVIII wieku. Pierwszy punkt tego dokumentu brzmiał: "Najpierw zatwierdzam, żeby każdy mistrz z żoną, dziećmi i służbą chętnie chodzili do kościoła i bez ważnej przyczyny nie opuszczali nabożeństw (...)".

Przepisy zobowiązywały także szewców do szybkiej rezygnacji ze stanu kawalerskiego. "Jeżeli mistrz w ciągu roku się nie ożeni, to ma bez litości do cechu dać jeden kamień wosku i jedną beczkę piwa oddać za karę".

Osobne przepisy dla Żydów

Odrębną kategorię, objętą odrębnymi przepisami, stanowili natomiast mieszkańcy pochodzenia żydowskiego. Nie mieli oni łatwo. 2 grudnia 1715 r. władze Prus wydały jeden z najważniejszych aktów prawnych regulujących życie Żydów - przepisy mocno ingerowały w ich prywatność. Bez pozwolenia nie mogli oni przyjmować u siebie gości żydowskich z innych prowincji, za wyjątkiem rodzin, których matka pochodziła ze Śląska. Nie mogli dzierżawić gospodarstw rolnych i handlować surowymi skórami na wsiach. Co kwartał byli kontrolowani przez policję i wojskowych. Zarządzono, że dzieci powinny się usamodzielnić do 15. roku życia.

W 1776 r. władze nakazały Żydom mieszkającym na wsiach po lewej stronie Odry w ciągu miesiąca przesiedlić się na prawą stronę rzeki. W 1779 r. tym samym ludziom nakazano osiedlić się w miastach. Urzędy tolerancyjne, które rejestrowały Żydów, zwracały dużą uwagę na ich majątek. Musiał on być wart przynajmniej 200 talarów - żebracy i włóczędzy byli niemile widziani.

Rewolucja przemysłowa

Życie ludzi na tych ziemiach zaczęło się poprawiać w XIX w. W 1807 r. na skutek reform agrarnych, rząd pruski zaczął likwidować absurdalne przepisy, w tym obowiązek odpracowywania pańszczyzny. Swoje zrobiła także rewolucja przemysłowa. W 1836 r. w Zawdzkiem powstała huta, pod Gogolinem rosła w tym czasie cementowa potęga, a w 1870 r bracia Prankel otwarli w Strzelcach zakład metalurgiczny, w którym zamontowali nowoczesny kocioł parowy. Na gospodarczy boom wpływ miała przede wszystkim szybko rozwijająca się kolej. Dotychczas miejscowi przemysłowcy mogli transportować swoje surowce i towary przede wszystkim za pomocą Odry. Ale żegluga po niej sprawiała sporo kłopotów ze względu na wahające się stany wód. Po uruchomieniu linii kolejowych miejscowe zakłady mogły swobodnie wysyłać towary w głąb kraju i konkurować z innymi fabrykami wczesnego kapitalizmu. Transportowanie towarów koleją wiązało się dla właścicieli zakładów z ponoszeniem sporych kosztów. W związku z tym straty odbijali sobie, obcinając pensje pracownikom i każąc im pracować ponad siły.

Dla porównania w 1888 r. przeciętny dochód górnika ze Śląska wynosił 574 marki niemieckie. W tym czasie w zachodniej części Niemiec pracownicy zarabiali 910 marek. Do tego Ślązak musiał pracować po 12, a nawet 18 godzin dziennie. Natomiast w zachodniej części kraju dniówka trwała tylko 9 godzin. Ciężka praca kobiet i dzieci w tych stronach była czymś zupełnie normalnym - 12-latkowie musieli już sami na siebie zarabiać.

Niższe zarobki i dłuższy dzień pracy rodziły oczywiście frustracje wśród Ślązaków, ale mało kto się wtedy spodziewał, że może być jeszcze gorzej. Nowy kanclerz Otto von Bismarck, wprowadził w 1886 r. doktrynę Kulturkampfu zakazującą przyjmować na stanowiska wyższych urzędników osób, które nie władały biegle językiem niemieckim. Wkrótce do zarządzenia dostosowali się także właściciele prywatnych zakładów, co zamknęło drogę do kierowniczych stanowisk Ślązakom posługującym się gwarą.

Praca dla wybranych

Miejscowi przychodzili więc do pracy pełni kompleksów, żyjąc w przeświadczeniu, że są obywatelami drugiej kategorii. W faworyzowanej grupie znaleźli się natomiast dumni inżynierowie i urzędnicy, którzy przyjechali na Śląsk z głębi Niemiec i perfekcyjnie władali językiem. Na domiar złego przyjezdni specjaliści, którzy przyjeżdżali tutaj do pracy w zakładach, wiedząc o swojej "wyższości", zachowywali się jak kolonizatorzy w podbitym kraju.

Mimo niesprzyjającego klimatu nie brakowało na tych ziemiach sezonowych pracowników, którzy przyjeżdżali tutaj z zagranicy - przede wszystkim Polaków z terenów będących pod zaborem rosyjskim i z Galicji. Mieszkali oni w wielkich barakach, w fatalnych warunkach. Nie mogli przemieszczać się między miejscowościami bez pozwolenia władz.
Pierwsze wyjazdy Ślązaków na "saksy" zaczęły się natomiast dopiero kilkadziesiąt lat później - po I wojnie światowej. Był to czas, gdy w całych Niemczech panowała bieda z powodu braku pracy i dużej inflacji, więc rodzinne strony opuszczali nie tylko mężczyźni, ale też kobiety. Mieszkańcy Strzelec oraz okolicznych wsi jeździli w głąb kraju, m.in. do Saksonii, Turyngii, a także na Pomorze Przednie. Pracowali głównie w rolnictwie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska