Władza się wyżywi, czyli radni na gminnych etatach

sxc.hu
sxc.hu
Coraz więcej radnych i członków ich rodzin znajduje pracę w instytucjach samorządowych Opolszczyzny. W czasach kryzysu gminne etaty są na wagę złota.

W Kędzierzynie-Koźlu wybuchła burza o pracę dla wiceprzewodniczącego rady miasta Marka Niemca. Wykluczony z kędzierzyńskich struktur Platformy Obywatelskiej polityk na gminnych sesjach niemal zawsze głosuje tak, jak członkowie komitetu prezydenta Tomasza Wantuły. Ten ostatni utworzył niedawno nowy etat w samorządzie: kierownika dwóch Orlików i boisk osiedlowych. Funkcję tę objął nie kto inny, tylko Marek Niemiec. Wśród mieszkańców od razu pojawiły się zarzuty o kumoterstwo.

- Absolutnie nieprawdziwe - zarzeka się Niemiec. - Przede wszystkim wygrałem konkurs na to stanowisko. Po drugie od kilku lat zajmowałem się sportem, wspierałem budowę boisk. Fakt, że jestem radnym, nie miał żadnego znaczenia.

Niemiec za dowód, iż w mieście nie kupczy się stanowiskami, podaje przykład innego konkursu, tym razem na dyrektora Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. To instytucja również zarządzana przez gminę. Kilka tygodni temu Marek Niemiec chciał stanąć na jej czele. - Ale nie wygrałem konkursu. Nie ma więc mowy o żadnym kumoterstwie - zapewnia.

Rok temu głośno było o innym radnym, Zbigniewie Barszczu, który finansowo mocno wspierał kampanię komitetu Tomasza Wantuły, jednocześnie samemu startując pod jego szyldem. Już po wyborach pracę w miejskich wodociągach dostała córka radnego Barszcza. Ten ostatni zapewniał, że to zwykły zbieg okoliczności.

W praktyce aż jedna trzecia gminnych radnych z Kędzierzyna-Koźla pracuje w samorządowych instytucjach. Jest wśród nich kierowniczka mieszkaniówki, pracownik ośrodka kultury, szef związku zajmującego się budową centrum zagospodarowania odpadów, nauczyciele. Dużo przypadków, ale i tak niewiele w porównaniu z samorządem powiatowym w Głubczycach. Z przedstawionych przez 21 radnych oświadczeń majątkowych wynika, że tylko trzech pracuje w prywatnym biznesie, a reszta w instytucjach samorządowych, w tym część na kierowniczych stanowiskach.

Ustawa o samorządzie generalnie zabrania takich praktyk. Ale i na to samorządowcy znaleźli sposób. Radni powiatowi mogą np. pracować w gminnych instytucjach, nawet jeśli funkcjonują w tym samym mieście, gdzie władzę sprawują te same komitety i partie. I tak np. przewodniczący Rady Powiatu w Głubczycach Stanisław Krzaczkowski jest jednocześnie dyrektorem Zarządu Oświaty Kultury i Sportu w Głubczycach. Tyle że tą ostatnią instytucją zarządza nie starostwo, lecz urząd gminy. Wielu powiatowych radnych pracuje w gminnych szkołach i na odwrót: miejscy radni mają etaty w powiatowych instytucjach.

Kto ma radnego w rodzinie, tego kryzys ominie - mawiają mieszkańcy Głubczyc. Radny miejski Kazimierz Bedryj (na co dzień urzędnik w pobliskim Kietrzu) głosował ostatnio w sprawie, która dotyczyła bezpośrednio jego rodziny. Chodziło o likwidację gminnej szkoły w Zopowych, gdzie dyrektorką była żona Bedryja. Radny sprzeciwiał się likwidacji placówki, choć w szkole uczyło się zaledwie 26 dzieci.

- Namawiałem Kazika, że najlepiej będzie, jeśli wyłączy się z głosowania. Ale on uznał, że postąpi inaczej - komentuje sprawę Kazimierz Naumczyk, przewodniczący rady miasta w Głubczycach (sam radny Bedryj przez dwa dni nie odbierał od nas telefonów).

Ostatecznie radni zlikwidowali szkołę. Żona Kazimierza Bedryja natychmiast znalazła jednak pracę w szkole w Pietrowicach, również podlegającej pod gminę Głubczyce. Będzie tam wicedyrektorem.

Przewodniczący Naumczyk od lat krytykuje poziom, na jaki uprawia się politykę samorządową w Głubczycach. - Mówię to ostro, ale z całą stanowczością, że wiele mandatów radnych w gminie i powiecie zostało zdobytych w sposób nieuczciwy - przekonuje Naumczyk. Radny nawiązuje do afery korupcyjnej, jaka wybuchła w Głubczycach tuż po ostatnich wyborach samorządowych. Prokuratura udowodniła, że kupowano tam głosy w wyborach.

Łączenie przez radnych mandatu z pracą w samorządowych instytucjach prowadzi do dwuznacznych sytuacji, w których dobre intencje mogą się mieszać z prywatą. Radny miejski z Nysy Dariusz Grabowiecki pracuje w Nyskim Zarządzie Nieruchomości, który podlega gminie. - Po pierwsze pracę tam podjąłem wcześniej, niż zostałem samorządowcem. Po drugie zawsze wyłączam się z głosowania, jeśli dotyczy ono instytucji, w której pracuję - zapewnia radny Grabowiecki.

Zapytaliśmy jego szefa Ryszarda Turkiewicza, czy miałby odwagę zrugać pracownika gdyby miał zastrzeżenia do jego pracy? - Wszak to przedstawiciel władzy, pod którą podlega Turkiewicz i kierowany przez niego zarząd - podkreślamy.

- Pan Grabowiecki to najlepszy pracownik, jakiego mam, więc nie ma ku temu powodów - zarzeka się Turkiewicz. A korzyści w drugą stronę? - NZN nigdy nie mógł liczyć na specjalne traktowanie ze względu na to, że pracuje tam radny - mówi prezes zarządu.

Podobne zapewnienia usłyszeliśmy od Dariusza Byczkowskiego, radnego sejmiku wojewódzkiego z ramienia PiS i dyrektora II Liceum Ogólnokształcącego w Brzegu. Byczkowski zatrudniał w swojej szkole Henryka Mazurkiewicza, szefa rady powiatu brzeskiego. Ten ostatni, mimo, że był już na emeryturze dorabiał w liceum, które jako samorządowiec kontrolował. W zeszłym roku zarobił z tego tytułu 7 tysięcy złotych (oprócz tego dostał 34 tys. emerytury i 21 tys. diety radnego).

- Przede wszystkim sam zrezygnował on z pracy i to już rok temu. Ponadto trzeba pamiętać, że to on współtworzył tę szkołę. Parę godzin, które miał w tygodniu nie blokowało pracy dla innych, młodszych pedagogów - zapewnia dyrektor Byczkowski.

To nie odosobniony przypadek Aż połowa radnych powiatowych w Brzegu pracuje w różnych samorządowych instytucjach, głównie w szkołach. Podobne przykłady można spotkać w niemal wszystkich opolskich gminach i powiatach. Przewodniczący rady miasta Opola Roman Ciasnocha musiał się gęsto tłumaczyć, gdy pięć lat temu (jeszcze jako szeregowy radny) dostał pracę w podlegającej pod miasto Galerii Sztuki Współczesnej.

- Zarzuty, które się wówczas pojawiły były irracjonalne. Ja zostałem przecież zwykłym pracownikiem. W poprzedniej pracy zarabiałem więcej - mówi Roman Ciasnocha.

Współtwórca reformy samorządowej w Polsce prof. Jerzy Regulski mówi nto, że większą przejrzystość we władzach gmin i powiatów wprowadzą wybory jednomandatowe. - Wtedy będziemy głosowali nie na listy, a na konkretnych ludzi, których łatwiej będzie nam rozliczyć z ich pracy - zaznacza profesor Regulski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska