Własna firma i praca z pasją. Zarabianie jest przyjemne

Redakcja
Justyna Kowalska stworzyła księgarnię"z duszą”, odróżniającą się od sieciówek.
Justyna Kowalska stworzyła księgarnię"z duszą”, odróżniającą się od sieciówek. Sławomir Mielnik
Mateusz ma najlepszą trawę. Księgarnię z klimatem ma Justyna. Łukasz stawia świat do góry nogami. A Piotr ma własną Tanganikę.

"Praca z pasji - praca z pasją"

Z bohaterami artykułu Justyną Kowalską i Łukaszem Zalewskim możecie się spotkać w poniedziałek podczas debaty "Praca z pasji - praca z pasją". Zaproszeni goście to młodzi przedsiębiorcy Opolszczyzny, którzy podzielą się swoimi doświadczeniami związanymi z zakładaniem i prowadzeniem własnego biznesu.
Spotkanie odbędzie się w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki (Opole, ul. Piastowska 14a - budynek przy amfiteatrze) o godz. 12.00.

Mateusz Dajczak, absolwent Politechniki Opolskiej i młody biznesmen, zarabia, sprzedając trawę w rolkach. Nie chciał się ścigać w korporacji. Chciał po prostu godnie zarabiać i czuć się spełniony, robiąc to co kocha. Tak myśli coraz więcej młodych ludzi. Bo prawdziwy sukces zawodowy rodzi się z pasji.

- Kiedy odwiedziłem Londyn, zamiast pójść obejrzeć Big Bena, wybrałem się do parku. Leżałem na trawie. Zachwycały mnie ogromne zielone przestrzenie - mówi Mateusz Dajczak. - Gdybyście zapytali mnie o pasję, powiedziałbym krótko: trawa. Uwielbiam podglądać, jak rośnie.

Zielone dywany

Mateuszowi od zawsze ogromną przyjemność sprawiało dbanie o trawniki, strzyżenie i podlewanie. Pewnego dnia przedsiębiorczy student wpadł na pomysł, jak swoją pasję przekuć na biznes. Postanowił sprzedawać "zielone dywany", czyli trawę w rolkach.
Po długiej administracyjnej batalii udało mu się zdobyć dofinansowanie z urzędu pracy na otwarcie działalności gospodarczej. Za otrzymane pieniądze kupił najpotrzebniejszy sprzęt i wydzierżawił pole.

- Zacząłem się także zastanawiać nad nazwą firmy. To musiało być coś chwytliwego i mówiącego wszystko o mojej działalności. Myślałem i myślałem, w końcu wpadłem na pomysł. Moja firma będzie się nazywała "Trawa" - mówi Mateusz. - To był strzał w dziesiątkę.

Młody biznesmen z Chróściny nie ma ogrodniczego ani rolniczego doświadczenia. Studiował budownictwo na Politechnice Opolskiej, a wiedzę specjalistyczną zdobywał z książek, sieci, a czasem podstępem wykradł ją konkurencji.

- Chodzi o informacje dotyczące na przykład tego, jaki gatunek trawy wybrać - mówi Mateusz. - Początkowo chciałem zapytać o to kolegów z branży. Ale nikt nie chciał mi udzielić żadnej informacji - mówi Mateusz.

Na razie firma Mateusza ma zlecenia na zakładanie trawników w ogrodach i na osiedlach w Opolu i okolicy. Kiedyś marzył o tym, by obsiać murawy na Euro. Marzenia nie do końca się spełniły, ale Mateusz nie narzeka - nawet jesienią biznes nie stoi. Ludzie kupują mniejsze kawałki trawy na... groby.

Mateusz w zeszłym roku otrzymał nagrodę Junior Biznesu przyznawaną przez Izbę Gospodarczą Śląsk, Fundację Rozwoju Śląska oraz Wspierania Inicjatyw Lokalnych, OCRG oraz Euro Direct Opole.

Śni o książkach

Justyna Kowalska, właścicielka Niebieskiego Kredensu, sympatyczna blondynka, rozsiada się w pasiastym fotelu, uśmiecha i mówi: - Wiesz co, cały czas myślę o książkach. Bywa tak, że kładę się do łóżka i w głowie mam tylko nowości wydawnicze. Tę książkę muszę kupić, tamtą zamówić. I koniecznie trzeba pamiętać, że siedemnastego jest premiera następnej. Jakiś album by się przydał, ale chyba mi nie starczy pieniędzy... - mówi. Kiedy zdecydowała się prowadzić księgarnię, znajomi pukali się w głowę. Mówili: "Justyna, chyba zwariowałaś. Teraz nikt nie czyta książek. Liczą się tylko e-booki i internet". Ona mimo to nie dała za wygraną. I "Kredens" został otwarty.

- Od zawsze kochałam książki. To dla mnie olbrzymia frajda przebywać w ich bliskim otoczeniu. Móc każdej dotknąć, przeczytać kawałek. Pasję tę odkryłam, gdy zaczęłam pracować w księgarni na pół etatu. Może nie ma z tego olbrzymich pieniędzy, ale jedna osoba może się utrzymać. No i robię to, co lubię. Wiem, że nigdy nie będę mogła konkurować z Empikiem czy Matrasem, ale mogę rozwijać się przy ich boku - mówi.

O tym, że wypuściła się na szerokie wody biznesu, zadecydował przypadek. - Studiowałam kulturoznawstwo i pracowałam w gastronomii. Po dypolomie nie bardzo wiedziałam, co zrobić ze swoim życiem. Postanowiłam zrobić kurs pilota wycieczek i potrzebowałam pracy na pół etatu. Przyjęli mnie do księgarni. Potem zdałam egzamin i zaczęłam już nawet jeździć jako pilot, gdy moi szefowie z księgarni oznajmili mi, że zwijają interes i jeśli chcę, to mogą mi go odsprzedać. Początkowo nie traktowałam tego poważnie. W końcu z chłopakiem przeliczyliśmy nasze oszczędności i postanowiliśmy zaryzykować. Dziś uważam, że się opłacało - mówi.

W ciągu kilku miesięcy pracy na etacie w księgarni Justyna poznała kulisy tego trudnego biznesu. Wiedziała, że na kokosy nie ma co liczyć. Zysk z jednej książki to średnio 8 zł. Przy założeniu, że sam czynsz za lokal to 6 tys. złotych - można się przerazić. Ale i tak Justyna szła dalej. - Postanowiłam stworzyć miejsce z charakterem, którego sercem będzie jakiś wyjątkowy mebel. Znaleźliśmy taki... na Mazurach. To był wielki rustykalny kredens - mówi bizneswoman.

Justyna pomalowała go na niebiesko - stąd wzięła się także nazwa księgarni. Teraz codziennie przychodzi do pracy z uśmiechem. - Robię to, co lubię i sama dla siebie jestem szefem. Już udało nam się zorganizować dwa spotkania dotyczące ajurwedy (masaż relaksacyjy - dop. aut.). Planuję też seanse czytania i organizację wystaw. Zamierzam odróżniać się od wielkich sieciówek.

Szczęście da się wygiąć

Łukasz Zalewski, kierownik Studenckiego Centrum Kultury, swoje szczęście i sposób na życie znalazł w jodze. Takim stylem życia zaraził się już jako 10-latek, gdy rodzice po raz pierwszy wysłali go na zajęcia.

- Byłem chyba najmłodszy na sali, ale bardzo mi się spodobało - mówi Łukasz. Potem zamiłowanie do tej filozofii jakoś się rozmyło, bo jeszcze jako student kulturoznawstwa próbował bardzo wielu rzeczy. Uczył tańca, działał i tworzył organizacje pozarządowe (Opolski Związek Taneczny, Klub Suterena), był redaktorem naczelnym Opolskiego Kwartalnika Kulturalnego PROWINCJA, podróżował i pracował jako trener fitness.

- Pewnego dnia poprosili mnie w klubie, żebym zastąpił koleżankę na jodze - mówi Łukasz. To był punkt przełomowy. Łukasz zaczął się od tego czasu doskonalić. Joga (jak podkreśla: obok zarządzania kulturą) stała się sensem jego życia. Od tego czasu całkiem zmienił sposób życia, odżywanie. Chce się tym dzielić z innymi. W styczniu otwiera swoje nowe studio.

Pasjonat przez duże P

- Pamiętam, jak zobaczyłem pierwsze akwarium. Miałem wtedy 6 lat. Akwarium stało w domu kolegi na komodzie. Było puste, ale w środku znajdowała się ulotka drukowana zielonym drukiem. "Twoje małe okno podwodnego świata" - tak brzmiał jej tytuł. W tym momencie, w jednej chwili wchłonęło mnie, dosłownie wstrząsnęło moim jestestwem. Już nie mogłem myśleć o zabawie i koledze, który siedział obok. Liczyło się tylko to, kiedy zdobędę moje przyszłe akwarium, i to, jaki świat sobie w nim stworzę - opowiada Piotr Jakuczek, właściciel pierwszego w Opolu sklepu akwarystycznego Aquaserwis.

Rodzice obiecali mu, że kiedyś akwarium dostanie. Od tego czasu co dzień po powrocie do domu ze szkoły mały Piotr biegł i sprawdzał, czy może to już, czy nastał ten wielki dzień, gdy otrzyma swoją upragnioną namiastkę podwodnego świata.

- Po kilku miesiącach, gdy zachorowałem, rodzice kupili mi wreszcie akwarium. Miałem 7 lat. Wtedy zaczęła się moja przygoda. Potrafiłem godzinami siedzieć i patrzeć na rybki - wspomina.

Niejednokrotnie rybki przysporzyły mu problemów w szkole.
- Potrafiłem się spóźnić do szkoły, która była od mojego domu oddalona o 150 metrów. Pani pytała, dlaczego nie przyszedłem na czas, a ja odpowiadałem: Obserwowałem tarło kirysków (ryba akwariowa - red.) - opowiada Piotr.

Dziś akwarium Piotra to 480-litrowe szkło z biotopem Tanganiki, w którym mieszkają pielęgnice, jego ulubione ryby. - Dlaczego ulubione? Bo opiekują się potomstwem i są zagadką dla uczonych. Rozwijały się w jednym tylko jeziorze i powstało ich 800 gatunków. Całej reszty rybiego świata jest około 1000 gatunków - mówi właściciel Aquaserwisu.
Takie były początki: Piotr czytał na potęgę, próbował rozmnażać. Zresztą do tej pory to sprawia mu największą frajdę. - Jeśli jakiś egzotyczny, niezwykle rzadki gatunek ma potomstwo, jestem najszczęśliwszy. Bo to oznacza, że ryba się dobrze u mnie czuje. A to moja misja - mówi.

Kumple szli na piłkę, a on wolał zająć się rybkami, bo jedna akurat złożyła ikrę.
Odkąd zajął się akwarystyką, rozwiązał się także odwieczny problem z kupowaniem dla niego prezentów. Piotrowi do szczęścia wystarczyła książka, rybka albo pompka napowietrzająca.

Pasja pasją, ale na studiach Piotr musiał dorabiać. Robił różne rzeczy: był ochroniarzem, pracował w hurtowni elektronicznej, ale dusił się tam. Pewnego dnia trafił do sklepu zoologicznego, który poszukiwał pracownika. I został. Równolegle zajmował się serwisem akwariów i rozpoczął hodowlę ryb w dwóch wynajętych od spółdzielni pomieszczeniach. Do otwarcia sklepu przygotowywał się dwa lata. Badał rynek, rozmawiał z ludźmi, planował. W końcu udało się.

Teraz zaczyna dzień o 9 rano i kończy nieraz po 22. Rano pracuje w serwisie, potem w sklepie, a wieczorem na hodowli. - Mimo to jestem bardzo szczęśliwy. I jestem szczęściarzem, bo robię to, co kocham, i mam wspaniałą żonę, która mnie w tym wspiera, chociaż nie jest pasjonatką - uśmiecha się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska