Przekonał się o tym najdobitniej nasz czytelnik, Pan Jacek (nazwisko znane redakcji) któremu w ubiegłym tygodniu miasto zaproponowało mieszkanie komunalne. Kiedy przyszedł na miejsce, okazało się, że w mieszkaniu brakuje wszystkiego - instalacji elektrycznej, wodno-kanalizacyjnej, gazowej, stropu i posadzek.
Kwatery przy ulicy Spychalskiego nie można nazwać mieszkaniem. To wąska, bardzo wysoka komórka. Można byłoby się pokusić o jej remont, gdyby nie to, że pomieszczenie zaproponowane przez ratusz wyglądem przypomina komin. - Kiedy moja żona zobaczyła to, co nam zaoferowano, rozpłakała się - opowiada niedoszły lokator. - Jak można ludziom proponować coś takiego? To chyba świadczy o tym, ile dla władz miasta znaczy zwykły mieszkaniec - dodał.
Już po otwarciu drzwi, wchodząca osoba wpada na ścianę. Wystarczy rozglądnąć się w prawo i w lewo, żeby także zobaczyć mur. Właściwe mieszkanie zaczyna się dopiero na górze. Do drugiego piętra sięga pusta przestrzeń, którą trzeba byłoby zagospodarować. Otwartym pozostaje jedynie pytanie: jak? Każde pomieszczenie znajdowałoby się na innym piętrze. Nie bardzo byłoby gdzie urządzić łazienkę i kuchnię.
Szacunkowy koszt remontu to około 70 tys. złotych. Zgodnie z pismem urzędu powierzchnia mieszkalna lokalu wynosi 16,98 m kw., a użytkowa - 43,80 m kw. Oznacza to, że koszt metra kwadratowego mieszkania wyniósłby po remoncie ponad 4 tys. zł.
- Nie wiem, skąd miasto wyliczyło tu aż 43 metry. Jest znacznie mniej. Poza tym, gdybym miał 70 tysięcy złotych, nie starałbym się o przyznanie mieszkania przez miasto - mówił oburzony pan Jacek.
Jego oburzenia nie podzielają jednak urzędnicy. - To jest jedynie propozycja. Ten pan nie musi przyjąć mieszkania. Nawet jeśli kilkakrotnie odrzuci naszą ofertę, to nie będzie oznaczało, że skreślimy go z listy osób starających się o lokal - zapewniała Zofia Lachowicz, naczelnik wydziału lokalowego w Urzędzie Miasta w Opolu.
Poinformowała także, że każde z dotychczas proponowanych mieszkań, nawet bardzo zdewastowane, w których trzeba było wymieniać wszystko - od sufitów po podłogi, znalazły chętnych. Przyznała jednak, że miasto nie sprawdza lokali, które proponuje w zamian za remont. Informacje o wolnych mieszkaniach pochodzą od zarządców budynków.
Janusz Kwiatkowski, wiceprezydent Opola, który podpisał propozycję przekazania mieszkania, również nie wiedział, jak wygląda oferowany lokal. Obiecał, że obejrzy kwaterę. W piątek nie znalazł jednak na to czasu. Po południu poinformował "NTO", że od pracowników dowiedział się, że mieszkanie faktycznie jest w bardzo złym stanie.
- Będziemy musieli najpierw sprawdzać lokale, które proponują zarządcy budynków, a dopiero później oferować je mieszkańcom - stwierdził w rozmowie z "NTO" wiceprezydent.
Dzisiaj lokal obejrzą pracownicy urzędu i być może zostanie skreślony z listy mieszkań proponowanych przez miasto do remontu.