Wojciech Szałkiewicz: Mikołaj Kopernik to nie tylko wielki astronom, ale i wielka zagadka

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Szałkiewicz: Z przekazów historycznych wynika, że - najoględniej mówiąc - Mikołaj Kopernik był poczciwą duszą
Szałkiewicz: Z przekazów historycznych wynika, że - najoględniej mówiąc - Mikołaj Kopernik był poczciwą duszą Wikipedia
- Jedną z tajemnic Mikołaja Kopernika jest sprawa Anny Schilling, domniemanej kochanki. Wiemy, że była jego gospodynią; kobieta w nieznanym wieku i nie do końca jasnego pochodzenia - mówi Wojciech Szałkiewicz, rzecznik starostwa powiatowego w Olsztynie, autor książek o Koperniku.

Jak smakuje wino, które pił Mikołaj Kopernik?
Zacznijmy od tego, że nie wiemy, czy Kopernik pił wino (najprawdopodobniej tak). Natomiast wiemy, że jako lekarz przepisywał swoim pacjentom sublimat winny, czyli lek oparty na winie sublimowanym.

Sublimowanym, czyli jakim?
To najbardziej tajemnicza część tej recepty. Po długich poszukiwaniach doszliśmy do tego, że musi chodzić o wino destylowane. Czyli, mówiąc współczesnym językiem, winiak lub brandy - bo takie jest międzynarodowe określenie. Czy sam pił alkohol? Trudno to dziś ustalić; nie ma wzmianek o tym, że raczył się często winem. Na pewno pijał piwo, bo to był wtedy inny napitek; miał inny status. To był napój codziennego użytku, przy czym w odróżnieniu od dzisiejszego piwa był to napój bardzo słaby. Generalnie stanowił podstawę różnego rodzaju polewek, czyli zup, które jadano na śniadanie, bo były pożywne. Tak wyglądał „alkoholizm” Kopernika.

Jak trafił Pan na tę receptę i jak było z jej odtworzeniem?
Wertując książki poświęcone Kopernikowi - lekarzowi, znalazłem sporo medycznych zapisków, jakie po sobie zostawił: na pergaminie czy na marginesach ksiąg, które do niego należały. Jego działalność medyczna jest więc dość dobrze udokumentowana. Recept zachowało się sporo, więc wybór jest duży. Pracując nad swoją kolejną książką o Koperniku, zebrałem te recepty. Zaintrygowała mnie ta jedna, bo jest stosunkowo prosta. Nie ma w niej zbyt dużo składników, pomyślałem więc, że można by ją odtworzyć we współczesnych realiach. Znalazłem też bardziej skomplikowane przepisy: „Ugotuj z winem ślinę, rutę, strój bobrowy i daj wypić”. To nie wygląda smacznie. Wino sublimowane, figi, cynamon, goździki i szafran - pięć składników. Pomyślałem, że da się to zrobić. Mniej więcej rok temu z tym przepisem udałem się do zaprzyjaźnionej firmy, czyli Mazurskich Miodów, które zajmują się także produkcją alkoholi. Pokazałem im recepturę. Pomysł chwycił. No ale potem przeszkodziła nam pandemia, więc trochę to trwało, zanim receptura została dopracowana i wdrożona do produkcji. Bo trzeba było jeszcze popracować nad proporcjami ingrediencji, bo Kopernik stworzył receptę na lek, a my chcieliśmy, żeby to był jednak napój. Dominująca przyprawą w tym leku był szafran - 5 drachm, czyli ponad 20 gramów; to strasznie dużo. Rzutowałoby to na cenę, bo trzeba pamiętać, że szafran to najdroższa przyprawa na świecie, ale też na smak. No i był jeszcze taki drobiazg - szafran barwił zęby na żółto.

Jak z tego wybrnęliście?
Jak już doszliśmy do tego, że sublimowane wino to destylat, ustaliliśmy odpowiednie proporcje tych ingrediencji i zdecydowaliśmy o lekkim dosłodzeniu tego miodem, żeby poprawić smak. Niemniej te podstawowe składniki zostały zachowane. Nie ma tam nic innego niż to, co było w recepcie Kopernika.

„Spożywać niewstrzemięźliwie, jak Bóg da, pomoże!” - ponoć napisał przy tej recepcie Kopernik.
To autentyczny dopisek, dzięki któremu, między innymi, zwróciłem na tę receptę uwagę. Przecież jest to gotowe hasło promocyjne! Trudno go, z punktu widzenia marketingowego, nie wykorzystać, mając taką rekomendację od cenionego lekarza, bo za życia Kopernik był przede wszystkim znany jako doctoris Nicolai, a dopiero po śmierci został wybitnym uczonym. Mamy więc rekomendację od uznanego medyka, człowieka, który leczył znamienite osoby: biskupów warmińskich, swoich braci kanoników. Z jego usług korzystał także książę Albrecht w Królewcu. Konsultowali się z nim także medycy królewscy, co pokazuje, że jego sława jako lekarza sięgała daleko poza Warmię. Mamy więc wiarygodną recepturę.

Na co ten lek ma działać?
Według zapisków Kopernika miał to być lek na żołądek, ale zakładamy, że może pomagać na wiele dolegliwości, bo „Jak Bóg zechce - pomoże”. Można więc go pić niewstrzemięźliwie, ale raczej kieliszeczek do kawy, ciastka; na pewno nie pod śledzia. Hasło „na żołądek” jest umowne, bo w tym czasie leczono nie poszczególne organy, ale połowy ciała. Na studiach medycznych wykład z ówczesnej „interny” obejmował wszystko od serca w dół albo od serca w górę. Nie można tego przenosić do współczesnych czasów w skali jeden do jednego, bo gdybyśmy patrzyli z naszej współczesnej perspektywy, to w istocie Kopernik był felczerem. Nie miał tytułu doktora, ukończył tylko studia medyczne. Co nie zmienia postaci rzeczy, że był uznanym lekarzem, praktykującym przez 40 lat na Warmii. Leczył tu nie tylko tych znamienitych, a także, według badań historyków, maluczkich, najbiedniejszych. I, jak głosi fama, nie brał za to pieniędzy, co było wyjątkiem, bo to był zawód popłatny. Ale Kopernik nie musiał zarabiać na tej medycznej posłudze, bo miał całkiem niezłą pensję kanonika (prebendę), a do tego wuja, który go wspomagał co jakiś czas. Słowem, brak pieniędzy nie spędzał mu snu z powiek. Mógł sobie pozwolić na taki altruizm. Trzeba też pamiętać, że z przekazów historycznych wynika, że - najoględniej mówiąc - Kopernik był poczciwą duszą.

Sublimat winny według recepty Kopernika miał uświetnić jego 548. rocznicę urodzin oraz rocznicę 500-lecia obrony olsztyńskiego zamku przed Krzyżakami, której Kopernik dokonał. Można to panaceum kupić w Olsztynie?
Na 26 stycznia starostwo powiatowe przygotowywało się do 500. rocznicy obrony Olsztyna i komornictwa olsztyńskiego. Niestety, w związku z pandemią nie było szansy, aby uroczystości przeprowadzić w szerszym wymiarze. Dotrwaliśmy więc do lutego i wykorzystaliśmy datę urodzin Kopernika, aby te dwie rocznice połączyć. Jako że sublimat wykonaliśmy z Mazurskimi Miodami, więc kwestie dystrybucyjne to sprawa firmy. Ale obu partnerom tego projektu zależy na tym, aby ów sublimat był dostępny jak najszerzej. Traktujemy to jako ciekawą, niekonwencjonalną, nietypową pamiątkę z pobytu na Warmii. Taki nietypowy alkohol przywieziony z wycieczki po regionie jest fajnym gadżetem, na pewno ciekawszym od przysłowiowej ciupagi.

To dobra okazja, aby porozmawiać o promocji obecności Kopernika na Warmii.
Kopernik był bardziej Warmiakiem niż torunianinem. Tu spędził czterdzieści lat swojego życia, tu powstały jego prace, ale to Toruń potrafi się doskonale dzięki Kopernikowi promować. Na Warmii i Mazurach cały czas jest on praktycznie niewykorzystany. Mamy co prawda Szlak Kopernikowski, ale to atrakcja martwa z punktu widzenia marketingu miejsc. Brakuje wydawnictw, gadżetów, pamiątek, pomysłów ma eventy. Zżymamy się na to, że Toruń „zawłaszcza” Kopernika, ale sami robimy niewiele, aby tę kopernikowską warmińskość podkreślić i wykorzystać dla promocji regionu. A przecież Kopernik jest jednym z trzech Polaków rozpoznawalnych na całym świecie. To jest marka i można ją wykorzystać na wiele różnych sposobów - chociażby odtwarzając przepis na jego sublimat. Dla mnie Kopernik to niewyczerpane źródło inspiracji do działań marketingowych, które w ramach swojej pracy w olsztyńskim starostwie staram się konsekwentnie realizować wspólnie z różnymi instytucjami czy firmami.

Kopernik na zamku olsztyńskim spędził 5 lat. Co konkretnie robił?
Był administratorem dóbr kapituły warmińskiej, a w związku z tym wykonywał wiele różnych funkcji. Czas wolny spędzał na badaniach nieba. Najważniejsza rzecz, jaka została po nim w Olsztynie, to tablica astronomiczna namalowana przez niego na ścianie zamkowego krużganku, nad wejściem do komnat, w których mieszkał. To jeden z niewielu oryginalnych artefaktów, które po nim zostały. Mamy więc do czynienia z autentycznym dziełem ręki wielkiego astronoma, ewenement w skali światowej.

Swoje najważniejsze dzieło, „O obrotach sfer niebieskich”, też podobno zaczął spisywać w Olsztynie.
Trwa spór, czy nie zaczął tego robić już na zamku w Lidzbarku Warmińskim, gdy przebywał na dworze swego wuja, biskupa Watzenrode, bo w tym czasie powstało jego dziełko - Komentarzyk, w którym po raz pierwszy zaprezentował swoją teorię. Innymi artefaktami związanymi z jego pobytem są lokacje łanów opuszczonych, czyli rejestr czynności, które wykonywał jako administrator, a mianowicie osadzał chłopów w wolnych gospodarstwach na terenie komornictwa olsztyńskiego i pieniężnieńskiego. Jest także rejestr akt kapituły, które uporządkował według układu rzeczowego akt. Ale najważniejsza pamiątka to taka, że zamek w Olsztynie stoi, jak stał.

Mało kto wie, że Kopernik bronił zamku przed Krzyżakami.
W ramach czynności administratora był zwierzchnikiem sił zbrojnych na terenie komornictwa. Ale wbrew temu, co o nim obecnie pisze się w wielu miejscach, Kopernik nie był wybitnym strategiem ani dowódcą wojskowym. Żołnierzem nigdy nie był, z orężem nie walczył na murach miasta, bo na to był przede wszystkim za stary. Był cywilnym obrońcą Olsztyna. Jako administrator przygotowywał zamek i miasto do odparcia spodziewanego ataku Krzyżaków. Zadbał o prowiant, o wojsko, broń, amunicję. Przygotował to wszystko i miał determinację, aby zamku i miasta Krzyżakom nie poddawać, bo i takie rzeczy działy się na Warmii, czy też w Prusach, w czasie ostatniej wojny polsko-krzyżackiej.

Wielki mistrz krzyżacki wysłał do Kopernika list z żądaniem, żeby się poddał, ale Kopernik ten list zignorował?
Mógł sobie na to pozwolić, bo był dobrze przygotowany do obrony. Zresztą wielki mistrz Albrecht doskonale o tym wiedział, bo zakon krzyżacki miał wielce sprawny wywiad. Trzeba jednak pamiętać, że celem Krzyżaków wcale nie było zdobywanie Olsztyna. Wielki mistrz tak naprawdę miał inny cel strategiczny: zamierzał iść w stronę Mazowsza na ziemie króla polskiego. Stąd wezwanie do poddania zamku i miasta było na zasadzie „A nuż się uda. A nuż się przestraszą”. Była to wyłącznie groźba, która nie odniosła skutku, więc Albrecht spalił tylko okoliczne wioski i pomaszerował ze swoim wojskiem dalej, w kierunku Nowego Miasta Lubawskiego. Prawdziwy atak Krzyżaków na Olsztyn nastąpił dwa tygodnie później- 26 stycznia 1521 roku Niewielki, stuosobowy oddział knechtów próbował z zaskoczenia wedrzeć się do miasta, ale dobrze przygotowana załoga szybko opanowała sytuację i knechtowie byli zmuszeni wycofać się. Należy jednak pamiętać, że w istocie była to rejza łupieżcza, na zasadzie: zdobywamy miasto, łupimy jego mieszkańców i szybko się wycofujemy, bo siły obrońców były zdecydowanie większe niż atakujących. Dlatego też knechci nie atakowali zamku, który był odrębną warownią. Niemniej mamy obraz Juliana Dadleza pokazującego „Kopernik na murach Olsztyna” broniącego zamku przed Krzyżakami. Stąd zrodziły się i takie hasła, że Kopernik wybitnym strategiem wojskowym był. A on nigdy żołnierzem nie był i nie taka była jego rola.

Napisał Pan o tym w swojej książce „Mikołaj Kopernik - wojna i dyplomacja”.
Książka została wydana z okazji obchodów 500-lecia obrony Olsztyna i próbuję w niej pokazać, jak naprawdę było. Nie po to, żeby dyskredytować Kopernika, bo jego zasługi tu są niepodważalne. Dzięki niemu ten miasto ocalał i słusznie należy mu się popiersie, jakie sto lat temu mieszkańcy Olsztyna mu wystawili. Przy okazji dementuję jeszcze jeden mit: Kopernika „wielkiego epidemiologa”, który wymyślił smarowanie chleba masłem. Bo miało to mieć miejsce właśnie w czasie obrony Olsztyna, kiedy doszło do wybuchu zarazy w mieście wśród obrońców, i Kopernik jako lekarz podjął się naukowej analizy tego zjawiska. Doszedł do wniosku, że przyczyną zarazy jest brudny chleb, który trafiał na mury do żołnierzy, bo po drodze w transporcie spadał na ziemię, brudził się zarazkami, a potem był z nimi zjadany. Wpadł więc na pomysł, aby kromki chleba smarować jasną substancją, gęstą śmietaną, a idąc dalej - masłem; okazało się, że to jest skuteczne i tak został wybitnym epidemiologiem. Do tej pory tę historię opowiadają turystom przewodnicy oprowadzający ich po Olsztynie. A był to żart dwóch amerykańskich naukowców, którzy napisali w 1970 roku taki sensacyjny artykuł, wywołując burzę w środowisku kopernikanistów. Naukowcy przyznali się do tego żartu, ale żyje on już własnym życiem… Wielkim epidemiologiem więc nie był, ale zajmował się mnóstwem innych rzeczy.

Bo był wszechstronnym umysłem doby renesansu: nie tylko astronomem, urzędnikiem, lekarzem, poborcą podatkowym, ale też na przykład matematykiem. Ale jakim był człowiekiem?
Nie ma na ten temat dużo informacji. Jest trochę jego listów do przyjaciół i pism oficjalnych, trochę wzmianek o nim w innych źródłach. Na tej podstawie uczeni starają się dociec, jakim był człowiekiem. Ale generalnie był introwertykiem, zamkniętym w sobie, żyjącym w swoim świecie naukowcem pochłoniętym nauką, swoją pasją. Targany był też emocjami czy konfliktami duchowymi, bo z jednej strony była nauka, a z drugiej wiara. Jego teoria heliocentryczna podważała de facto całą filozofię funkcjonowania ówczesnego świata, bo pozbawiała człowieka centralnej roli we wszechświecie. Skoro Ziemia już nie jest jego środkiem, człowiek staje się tylko jednym z elementów kosmosu. Nie bez przyczyny mówimy o „przewrocie kopernikańskim”, o rewolucji. Z jego licznych biografii wyłania się też obraz takiego trochę nieporadnego naukowca, skupionego na swoich badaniach, nie do końca dbającego o dobra doczesne. Bo przecież mógł zrobić wielką karierę. Jego wuj biskup widział w nim swojego następcę na tronie biskupa warmińskiego. A przewielebny ordynariusz był panem sporego, w dużym stopniu udzielnego księstwa, co gwarantowało wysoką pozycję zarówno w Kościele, jak i na dworze polskich monarchów. Nie mówiąc o dużych pieniądzach. Trudno dociec, dlaczego w 1510 roku, opuszczając dwór wuja biskupa, zdecydował poświęcić się nauce.

A może stała za tym kobieta?
Sprawa Anny Schilling, jego domniemanej kochanki, pojawiła się dużo później. Wiemy, że była jego gospodynią; kobieta w nieznanym wieku i nie do końca jasnego pochodzenia. Czy pochodziła z Gdańska? Czy była jego kuzynką? Tajemnicza postać. Przez kilka lat prowadziła Kopernikowi dom we Fromborku. Czy łączyła ich miłość fizyczna, czy była to tylko przyjaźń i wspólnota intelektualna - tego też do końca nie wiadomo. Z pewnością była dla Kopernika oczytaną, wykształconą partnerką intelektualną. Nie ma jej portretu, nie wiemy, jak wyglądała. Jest postacią wzmiankowaną i tylko na podstawie wzmianek można budować jej obraz. Ale nawet jeśli łączyło ich głębsze uczucie, to Kopernik wybrał jednak naukę, a nie miłość. Biskup Jan Danyszek w pewnym momencie zażądał od niego, żeby oddalił ze swojego domu Annę. Kanonicy, koledzy Kopernika, nie do końca stosowali się do tego rodzaju zaleceń swojego przełożonego, ale on uległ jego presji i zdecydował się na rozstanie z Anną. To pokazuje, że świat nauki był mu najbliższy. Obserwacja nieba to był cel jego życia. To jest to, co rzeczywiście najbardziej go zajmowało i czemu postanowił poświęcić nawet osobiste szczęście. Przy okazji, kwestia jego relacji z Anną Schilling dowodzi, że „Kopernik nie była kobietą”.

Czego dziś mógłby nas nauczyć Kopernik?
Na pewno był wzorem wytrwałości i wiary w potęgę rozumu. Swoją pracę „O obrotach sfer niebieskich” tworzył przez 30 lat z okładem, przez długi czas obawiając się je opublikować ze względu na jej rewolucyjny charakter. Ale Kościół długo tolerował pracę Kopernika - dopiero sto lat później trafiła ona na indeks ksiąg zakazanych. Co też niewiele zmieniło, bo książka była powszechnie dostępna, istniała w obiegu naukowym europejskim, cały czas była cytowana, odwoływano się do niej. Trzeba też pamiętać o tym, że Europa w połowie była wtedy protestancka. Protestanci też niewiele przejmowali się tym, co papież ustanowił. Świat nauki podchodził do tego spokojnie: nikt się nie bał żadnego potępienia i spalenia. Wracając do samego Kopernika, to nie ma zbyt wielu źródeł na jego temat. Dlatego wszystko w jego współczesnych biografiach jest prawdopodobne, bo oparte na szczątkowych wręcz informacjach, często z drugiej ręki. Pierwszy dokument, w którym Kopernik jest wymieniany, pochodzi z Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie jest napisane, że taki student opłacił czesne w całości. Ale pierwsze 19 lat z jego życia to kompletny black magic: nie wiemy, gdzie się wychowywał, gdzie się uczył. Stąd też wiele informacji o nim to czysta spekulacja. Jego jedyny uczeń, Jerzy Joachim Retyk, przygotował jego biografię, ale zaginęła.

Jakie są najbardziej palące tajemnice Kopernika?
Praktycznie czego nie tknąć, jest tajemnicą, począwszy już od daty jego urodzenia. Podawane są różne, a ta przyjęta przez uczonych tylko jako najbardziej prawdopodobna. Podobnie jest z datą jego śmierci. Zagadką jest też, czy tak naprawdę szczątki, które zostały odnalezione we fromborskiej katedrze w 2010 roku, są szczątkami Kopernika. Bez odnalezienia DNA jego najbliższych krewnych badacze mają tylko (lub aż) 90-95 procent pewności. Praktycznie każdy aspekt jego życia jest tajemnicą, bo brakuje twardych dowodów, przekazów. Bo mieszkał „w środku niczego”, był cichym, skromnym, zamkniętym w sobie uczonym, który światową sławę zyskał dopiero wiele lat po swojej śmierci. Dlatego dopiero od XVII wieku trwa proces odtwarzania jego życia i dzieła. Wprawdzie bibliografia „kopernikańska” liczy już sobie grubo ponad 15 tysięcy prac jemu poświęconych, ale nadal Mikołaj Kopernik to nie tylko wielki astronom, ale przede wszystkim „wielka zagadka”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojciech Szałkiewicz: Mikołaj Kopernik to nie tylko wielki astronom, ale i wielka zagadka - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska