Wojna o kantor. Walutowe starcie w Opolu

Redakcja
Prokuratura Rejonowa w Opolu oskarżyła Zenona Zabawczuka o kierowanie gróźb karalnych. Według śledczych uprzykrzał życie właścicielowi sąsiedniego kantoru. – To nieprawda. Ja jestem ofiarą i moja partnerka – mówi oskarżony.
Prokuratura Rejonowa w Opolu oskarżyła Zenona Zabawczuka o kierowanie gróźb karalnych. Według śledczych uprzykrzał życie właścicielowi sąsiedniego kantoru. – To nieprawda. Ja jestem ofiarą i moja partnerka – mówi oskarżony. Sławomir Mielnik
Telefony z pogróżkami, przedziurawione opony samochodów, wzajemne oskarżenia, w końcu rękoczyny i pojedynek na sali sądowej.

Zenon Zabawczuk. 62-lata, długie, przerzedzone i posiwiałe włosy spięte w kitkę, miłośnik harleyów. Od 1991 roku pomaga prowadzić życiowej partnerce kantor wymiany walut w centrum Opola.
- Moje najnowsze zajęcie to chodzenie po sądach i udowadnianie, że nie jestem wielbłądem - na samo wspomnienie o tym denerwuje się Zabawczuk. - Jestem wrabiany, a policja, prokuratura i sąd tego nie widzą. Nie wiem, co mam robić...

Prokuratura Rejonowa w Opolu oskarżyła go o kierowanie gróźb karalnych, zniszczenia mienia oraz naruszenia nietykalności cielesnej. Sprawa toczy się przed Sądem Rejonowym w Opolu. Według śledczych Zabawczuk uwziął się na właściciela innego opolskiego kantoru. Obaj panowie handlują walutą w odległości kilkunastu metrów, naprzeciwko siebie, u zbiegu ulic Grunwaldzkiej i Żeromskiego.
- Mój konkurent w biznesie przyjął w walce zasady nie do końca fair, dlatego zmuszony byłem zgłosić sprawę policji - mówi Leon B.

Nie chce rozmawiać pod nazwiskiem. Mówi, że gazeta to nie miejsce na rozstrzyganie takich sporów. - Sprawa jest w sądzie, udostępniłem dowody w postaci monitoringu, jestem przekonany, że wyda on sprawiedliwy wyrok.

Zaczęło się od telefonów

Leon B. w biznesie jest od 2005 roku. Jak wynika z akt sprawy, jest właścicielem czterech kantorów, w których zatrudnia 15 osób. Zaczynał od punktu w "Realu" przy ul. Sosnkowskiego, potem otworzył dwa kolejne w "Karolince", ostatni w 2007 roku u zbiegu ulic Grunwaldzkiej i Żeromskiego. To wtedy miały zacząć się kłopoty obu panów. Z tym, że każdy z nich ma inną wersję wydarzeń.

- Zaczęło się od telefonów z pogróżkami - mówi Leon B. - Pracownice mówiły mi, że męski głos w słuchawce informował je, że nas wykończy, zabije, zniszczy, zlikwiduje.

Jak wynika z akt sprawy, na początku Leon B. nie zgłaszał sprawy policji.

- Nie czułem się wówczas zagrożony. Traktowałem to jako incydentalne przypadki - mówił policjantom do protokołu już podczas zawiadamiania o przestępstwie w styczniu 2011 roku. - Ale potem ktoś zaczął dziurawić mi opony w samochodzie, to samo spotkało jedną z pracownic. Jeśli chodzi o telefony, to kilka razy i ja je odebrałem. W głosie po drugiej stronie słuchawki rozpoznałem głos należący do Zenona, choć na początku próbował go zmieniać. Znaliśmy się wcześniej przelotnie. Uważam, że obawia się konkurencji z mojej strony...

Próba przejęcia rynku?

Zenon Zabawczuk, słysząc takie zarzuty, tylko się uśmiecha. - Bzdury. Po pierwsze kantor jest nie mój, tylko mojej przyjaciółki, ja tylko pomagam. Druga sprawa. Mamy swoich klientów, obroty się nie zmniejszyły - mówi. - To mój konkurent chciał i nadal chce wysadzić moją partnerkę z interesu.
I Zabawczuk przedstawia swoją wersję.

- Jeszcze w grudniu 2010 roku odwiedził nas ten człowiek i złożył propozycję. Zresztą do teraz nie wiem, czy to była prośba czy groźba - zastanawia pan Zenon. - Mówił, że przez nas traci kupę pieniędzy, bo musi być konkurencyjny. A gdybyśmy mieli wspólnie ustalone ceny, to zarabialibyśmy więcej. Mówił, że wyłamujemy się z układu. Odmówiliśmy.

Zabawczuk dodaje, że konkurent zaproponował mu też wynajęcie jednego z jego kantorów.
- Mówił, że tam będziemy bezpieczni i że mamy mu miesięcznie płacić 10 tysięcy złotych czynszu. Ponownie odmówiliśmy. No to potem zaczął mówić, że jako były pracownik Służby Bezpieczeństwa jest w stanie załatwić ochronę kantoru i konwoje pieniędzy - wyjaśnia Zenon Zabawczuk. - Po raz kolejny powiedzieliśmy nie. Wtedy powiedział, że teraz zobaczymy, co będzie się z nami działo. Na mieście opowiadał zaś, że mnie zrówna z ziemią.

Zabawczuk, zarzeka się też, że nie wydzwaniał z pogróżkami do kantoru konkurenta. Wręcz przeciwnie.
- To on przychodził do nas, robił zdjęcia kasjerkom, krzyczał do klientów, że mamy niskie kursy, a naprzeciwko, czyli u niego, są wyższe. Zaczepiał też moją partnerkę i prowokował - opowiada Zabawczuk.
Jak wynika z akt sprawy, obaj panowie pokłócili się również o baner reklamowy. Na kantorze Leona B. jest wielki elektroniczny monitor, na którym wyświetlane są kursy walut.

- Ale można tam też było przeczytać inne hasła - mówi pan Zenon. Np. "Wstawaj Zenek śnieg na dworze" czy "Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie kasjera". Według Zabawczuka ostatnie hasło to nawiązanie do tego, że ma wykształcenie zawodowe.

Pocięte opony

Leon B. w zgłoszeniu na policję wymienia całą litanię zarzutów pod adresem konkurenta. Oprócz głuchych telefonów najcięższym z nich jest przecinanie opon w samochodzie, pobicie, grożenie przedmiotem przypominającym broń.

- Opony miałem przecinane dwa razy - mówi Leon B. - Jedno zdarzenie nagrał mój monitoring. Widać na nim jak z kantoru Zenona wychodzi ubrana na czarno osoba, przechodzi na drugą stronę ulicy, po kilku chwilach podchodzi do mojej toyoty i przecina opony, potem osoba ta wraca do konkurencyjnego kantoru.
Nagranie monitoringu zostało zabezpieczone przez policję, a biegli stwierdzili, że na jego podstawie nie da się stwierdzić, kto na nim jest widoczny.

- Sprawa z oponami grubymi nićmi jest szyta - mówi Zabawczuk. - Człowiek ten zeznał, że powietrze zeszło mu gdy był w Niemczech. Przecież gdyby ktoś przeciął mu oponę pod kantorem, toby nie przejechał tylu kilometrów. Ludzie, gdzie tu logika. A organa ścigania w to wierzą.

Bójka i gaz pieprzowy

Kolejny zarzut Leona B. pod adresem pana Zenona to pobicie.

- Poszedłem do jego kantoru zobaczyć, jakie ma kursy. Tak robi się bardzo często. Można zapytać innych właścicieli kantorów - mówi Leon B. - Kiedy byłem przed wejściem, wyskoczył Zenon z pięściami i rzucił się na mnie. Wszystko odbyło się w biały dzień na ulicy przed jego kantorem. Uspokoił się dopiero, jak wyciągnąłem z kieszeni gaz pieprzowy i psiknąłem mu w twarz. Zresztą i tę sytuację nagrał monitoring.
Zabawczuk przyznaje, że zdarzenie miało miejsce, ale - wedle niego - przebiegało w nieco inny sposób.
- Przyszedł do nas i zaczął się awanturować, nie życzymy sobie jego wizyt w kantorze, pamiętamy jak się zachowuje, jak traktuje naszych klientów. W życiu nie chciałem go uderzyć. Kazałem mu wyjść z kantoru, a on potraktował mnie gazem. Zasłaniałem się tylko przed jego strumieniem. Wtedy moja partnerka wezwała policję - mówi Zabawczuk. - Druga sprawa. Przecież monitoring zakłada się po to, by kamery obserwowały to, co dzieje się wokół swojej posesji, a kamery mojego konkurenta nagrywają to, co dzieje się u mnie. Po co?

Zabawczuk mówi, że po tym ostatnim incydencie przyjechały dwie policjantki. Najpierw poszły do Leona B., potem do niego. Kiedy chciał im pokazać nagranie ze swojego monitoringu, powiedziały, że nie mogą tak długo czekać.

- Byłem zdenerwowany całą sytuacją, bolały mnie oczy, nie mogłem swobodnie operować sprzętem monitoringu - mówi pan Zenon. - Przy odrobinie dobrej woli mogłyby poczekać.

Do protokołu policyjnego Leon B. zeznał też, że pewnego dnia zauważył Zabawczuka na parkingu pod "Realem". Siedział w samochodzie. Kiedy przejeżdżał obok sąsiada, wyciągnął rękę do góry, w której trzymał przedmiot przypominający broń.

- Mam pozwolenie na broń, ale trzymam ją w sejfie w domu, jak prawo nakazuje - mówi Zenon Zabawczuk. - Nigdy nikomu nią nie groziłem. Zresztą nawet prokurator nie postawił mi w związku z tym żadnego zarzutu.

Ruszyła śledcza machina

Prokuratura Rejonowa w Opolu postawiła Zenonowi Zabawczukowi trzy zarzuty. Pierwszy dotyczący wydarzeń z 16 grudnia 2010 roku. Wtedy to na skrzyżowaniu ul. Żeromskiego i Grunwaldzkiej Zabawczuk miał powiedzieć do Leona B., że go wykończy, pozbawi życia, na dodatek próbował kopnąć go w twarz.
Zarzut nr 2 dotyczy 23 grudnia 2010 roku. Na parkingu przy ul. Grunwaldzkiej Zenon Zabawczuk miał przeciąć dwie opony w samochodzie Leona B., powodując straty w wysokości 780 zł. Zarzut nr 3 dotyczy wydarzeń z 14 lutego 2011 roku. Przed kantorem na ul. Żeromskiego Zabawczuk miał uderzyć pięścią Leona B. w ręce, przy czym Leon B., broniąc się, wyjął z kieszeni gaz pieprzowy i psiknął nim w kierunku napastnika.

17 stycznia ubiegłego roku Sąd Rejonowy w Opolu uznał Zenona Zabawczuka za winnego wszystkich tych czynów bez przeprowadzenia rozprawy.

- Na podstawie materiału zgromadzonego w śledztwie sąd uznał, że nie ma potrzeby przeprowadzania rozprawy, a opierając się na zebranych w sprawie dowodach, przyjął, że wina oskarżonego nie budzi wątpliwości - uzasadnił wyrok sędzia Daniel Kliś z Sądu Rejonowego w Opolu.

Zabawczuk został ukarany 1000 zł grzywny. Miał też oddać Leonowi B. 780 zł za zniszczone opony. Oskarżony nie zgodził się z tym wyrokiem.

- Jestem niewinny. Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy, które zarzuca mi prokuratura - zarzeka się Zenon Zabawczuk. - Nie chodzi o te pieniądze. Tu chodzi o prawdę i sprawiedliwość.

W związku z tym, że Zabawczuk nie zgodził się z wyrokiem, ruszył normalny proces.
- Przed pierwszą rozprawą chciałem się porozumieć, zawrzeć ugodę, ale Zenon nie wyraził takiej chęci - mówi Leon B. - Szkoda, bo już dawno mogliśmy się porozumieć i zakończyć tę sprawę. Mnie też nie uśmiecha się chodzić po sądach i tracić czas. Mam interes, którego muszę doglądać.

Zenon Zabawczuk nie ma zamiaru ustępować. Przyrzeka, że jest niewinny, ma też zastrzeżenia do wymiaru sprawiedliwości, policji i prokuratury za to, jak go traktują.

- Organy ścigania robią wszystko, by mnie skazać. Odrzucane są kolejne wnioski mojego obrońcy, sędzina traktuje mnie tak, jakbym już był skazany - żali się. - A ja naprawdę niczego nie zrobiłem. Nie mam nic do ukrycia. Wszystko, co mówię, firmuję imieniem i nazwiskiem. Pozwoliłem się też sfotografować. Mam nadzieję, że sprawiedliwość zatriumfuje. Wiara ta jednak jest we mnie coraz mniejsza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska