Wolę II RP

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Wolna Polska po roku 1989 zbliża się do ćwierćwiecza swej historii. Osiągnęliśmy wiele, ale nasi dziadkowie żyjący w 20-leciu międzywojennym biją nas na głowę. Nie tylko gospodarczo.

Mam świadomość ryzyka takich porównań. Polska ma dziś inne granice i inną strukturę społeczną (30 procent tamtego społeczeństwa Rzeczypospolitej stanowiły mniejszości narodowe).

Zupełnie inna jest Europa. Tamta nie znała Unii Europejskiej i swobodnej wymiany ludzi i towarów. Ta - na szczęście - nie musi się zmagać z systemami totalitarnymi - faszyzmem i komunizmem.

Dwudziestolecie trwa 17 lat

Ale pokusa do porównań jest silna, skoro tamta i ta Polska ma za sobą mniej więcej dwudziestoletni dorobek. Gwoli ścisłości to, co nazywamy w historii i kulturze XX-leciem międzywojennym, w rzeczywistości nie trwało w Polsce nawet tyle. Skoro traktat ryski normujący jej granicę wschodnią podpisano w 1921 roku, a wojsko zajęło przynależną Polsce część Śląska rok później, to oznacza, że tamto społeczeństwo na zbudowanie gospodarczych i społecznych zrębów swego państwa miało raptem 17 lat.

A do odrobienia było nawet więcej niż po trwającym blisko pół wieku PRL-u. Tamtą Polskę trzeba było zbudować po trwających ponad trzy razy dłużej rozbiorach, łącząc w jedno społeczeństwo żyjące w trzech krajach i wojsko mające za sobą służbę w trzech armiach.

Trzeba było zastąpić jedną trzy waluty, zintegrować system dróg i kolei. I to się powiodło. Ówczesne pociągi jeździły szybciej i bardziej punktualnie niż dziś, a oficerowie - choć zajęło to trochę czasu - zostawili za sobą to, że część z nich uczyła się wojaczki w Moskwie, a część w Wiedniu.

Będę się upierał, że i pod względem gospodarczym się udało. I w porównaniu tamta Polska osiągnęła bardzo wiele, więcej niż moje pokolenie w III RP i na dodatek bez unijnych miliardów.

Gdynia, COP, silny złoty

Gospodarczą wizytówką tamtej Polski była m.in. budowa portu we wsi Gdynia. Nie odbyło się to ani krótko, ani łatwo. Od decyzji Sejmu w 1922 do powołania konsorcjum, które miało rozpocząć budowę, upłynęły dwa lata.

Cała inwestycja trwała lat kilkanaście. Ale pod przewodnictwem ministra przemysłu i handlu Eugeniusza Kwiatkowskiego roboty przyspieszyły ogromnie. Tylko w latach 1926-1928 w port wpompowano 38 milionów złotych. Bez europejskiego programowania i unijnych dotacji, bo ich przecież nie było.

Jeszcze ważniejszym przedsięwzięciem była budowa Centralnego Okręgu Przemysłowego. Na dzieło tego samego Eugeniusza Kwiatkowskiego budżet państwa miał wydać 2 mld zł. Więcej niż połowę wydatków tamtej Polski na inwestycje.

O to, by dzieła nie udało się dokończyć, postarali się sąsiedzi, biorąc Polskę w kleszcze we wrześniu 1939 roku. Ale to, co zrobiono, było po pierwsze formą realnej walki z bezrobociem. Przy budowie COP zatrudniono ponad 100 tysięcy ludzi.

W każdej nowej fabryce - kolejne tysiące. Bo w powstających zakładach znajdowali pracę mieszkańcy biednych wsi w Kieleckiem, Lubelskiem, Krakowskiem, Lwowskiem itd.

Zbudowano - by przypomnieć najważniejsze - hutę i zakłady zbrojeniowe, a wokół nich miasto Stalowa Wola. Fabrykę opon i syntetycznego kauczuku w Dębicy, zakłady lotnicze w Mielcu i fabrykę silników w Rzeszowie. Nie mówiąc o mniejszych zakładach produkujących celulozę lub amunicję czy elektrowniach wodnych w Porąbce i Rożnowie.

Gdzie ten rozmach

Kiedy patrzę na dorobek współczesnej Polski, daremnie szukam takiego rozmachu i wizji. Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że dzisiejsza Polska ani świat takich industrialnych inwestycji nie potrzebuje. I to prawda.

Tylko że ona nie przesłoni tego, że żadnych "krzemowych dolin" ani innych nowoczesnych odpowiedników COP-u też się na tę skalę nie doczekaliśmy. W Europie zagłębiem technologii hi-tech jest raczej Badenia-Wirtembergia, a nie któryś z polskich regionów.

Ani trochę nie lekceważę tego, że współcześni Polacy przeszli pionierską drogę od gospodarki socjalistycznej i nakazowo-rozdzielczej do rynkowej. Pamiętam, że dopiero to pokolenie buduje u nas nowoczesne stadiony i autostrady.

Ale wizji tamtych rządów i tamtego społeczeństwa - konsekwencji planowania i prowadzenia inwestycji - niestety w naszych czasach nie widzę. Wiem, że Warszawa się rozwija. Niedawno liczyłem dźwigi widoczne z tarasu widokowego Muzeum Powstania Warszawskiego.

Doliczyłem do 15 i to nie były wszystkie. Ale jednocześnie, przyglądając się stolicy w budowie i Polsce w budowie, trudno oprzeć się wrażeniu, że ten wysiłek jest chaotyczny. Całości nie tworzą ani rozgrzebane place budowy, ani dziwnie często nie mogące się - czasem latami - spotkać fragmenty nowych autostrad.

Zresztą, żeby być uczciwym, trzeba pamiętać, że w II RP do roku 1938 wybudowano około 2000 kilometrów linii kolejowych i 17 tysięcy kilometrów dróg. Dorobkiem tamtego państwa jest także planowa i - znów to wraca - prowadzona z wizją rozbudowa stolicy. Powstawały wtedy całe dzielnice: Saska Kępa, Żoliborz, Mokotów. W okresie międzywojnia udało się ludność Warszawy podwoić.

Współczesna wolna Polska zbudowała w stolicy parę mostów i jedną liczącą trochę ponad 20 km linię metra, a teraz boleśnie mozoli się z kolejną. Naturalnie, zbudowano nie tylko to. Ale właśnie to - budowanie metra w tempie 1,5 kilometra na rok - staje się symbolem Trzeciej RP, jak tamte wielkie inwestycje były znakiem firmowym Drugiej.

Co zniszczyliśmy sami

Żeby była jasność, taka diagnoza nie jest atakiem wyłącznie na obecny rząd. Choć oceniam go krytycznie, jak coraz więcej Polaków, także tych, z których wyborczym poparciem rząd powstał.

Dużo bardziej niebezpieczne jest to, że w przeciwieństwie do międzywojnia, w całym okresie 20 lat Trzeciej RP brakuje polityków z horyzontem wykraczającym poza granicę najbliższego roku budżetowego i najbliższej kadencji. Nie mieliśmy nie tylko Piłsudskiego i Dmowskiego.

Nie mieliśmy także dość wielu Kwiatkowskich i Grabskich (premier, który po okresie hiperinflacji wzmocnił złotówkę, zrównując ją z frankiem szwajcarskim). Ten brak dotyczy nie tylko spraw gospodarczych. Dotyczy także świata wartości.

Mam wrażenie, że tamta Polska odważniej brała się do rozwiązywania problemów. Nie zostawiała wszystkiego "niewidzialnej ręce rynku" i procesom społecznym. I myślę nie tylko o utrzymaniu w ręce państwa połowy przemysłu metalurgicznego czy czterech piątych chemicznego. W tamtej Polsce uzyskanie państwowej posady - nauczyciela, kolejarza czy - tak potrzebnego w czasie industrializacji - inżyniera oznaczało stabilizację i wysoki status społeczny.

I wreszcie edukacja. Kiedy patrzę, jak zmienia się polska szkoła, obowiązujące w niej programy nauczania i zwyczaje, mam czasem wrażenie, że i w tej dziedzinie obowiązuje zasada: byle do końca kadencji i do odprawy. A potem niech się następny minister martwi. Jakby nikt nie czuł się odpowiedzialny za te pokolenia, których obecni uczniowie będą rodzicami.

Wygląda na to, że proces intelektualny typu: 1. wymyślę, spytam nauczycieli - ale spytam naprawdę, nie upozoruję konsultacje społeczne, 2. zasięgnę opinii rodziców, a jak będzie trzeba, to ich przekonam, 3. wprowadzę reformę, a potem ją konsekwentnie dokończę - wykracza poza możliwości mojej Polski.

W zamian mamy trwające od kilku lat szarpanie sześciolatkami między szkołą i przedszkolem albo kolejne sprzeczne zapowiedzi dotyczące a to utrzymania, a to likwidacji gimnazjów.

Nie przypadkiem tak długo zajmuję się tu szkołą i wychowaniem w II RP. Bo kiedy myślimy z szacunkiem o powstańcach warszawskich i twórcach Polskiego Państwa Podziemnego - sprzyja temu wczorajsza rocznica wybuchu powstania 1944 roku - warto pamiętać, że są one dziełem pokolenia urodzonego i wychowanego w dwudziestoleciu międzywojennym.

Generacja, o której zwykło się mówić: Kolumbowie rocznik dwudziesty, urodziła się w wolnej Polsce i przeszła przez tamten system wychowawczy. System, w którym umiano mądrze wymagać. Może dlatego honor i ojczyzna nie były dla nich pustymi słowami. Wprowadzili je nawet do akowskiej przysięgi i potrafili jej dotrzymać, także w niebezpieczeństwie śmierci.

Bardzo im zazdroszczę, bo wyrośli w kraju i w świecie, w którym w sferze wartości w domu, w szkole i w Kościele słyszeli z grubsza to samo. Nie przypuszczam, żeby w tamtej Polsce wszyscy bez wyjątku nauczyciele byli intelektualistami i artystami w swym zawodzie, a wszyscy księża wybitnymi duszpasterzami bez wad i grzechów. Ale tamto pokolenie rodziców nie widziało powodu, by własnymi rękami rozwalać z tego powodu autorytet szkoły i Kościoła. Naszemu pokoleniu udało się to zrobić skutecznie, bez pomocy zaborców czy najeźdźców. I dziwimy się, że młodzież nie chce się angażować w organizacje pozarządowe, parafie, mniejszość itd.

Nie wiem, jak się zachowamy w ewentualnej godzinie próby. Oby jej nigdy nie było. Wiadomo, że tamto pokolenie umiało - wbrew stereotypowi - nie tylko pięknie i bohatersko umrzeć. To nie byli romantyczni szaleńcy, potrafili też pięknie żyć.

Państwo Podziemne, o którym w sierpniu przypomina się szczególnie często, to była nie tylko walka z bronią w ręku. Także działalność kulturalna, wydawnicza, konspiracyjny wymiar sprawiedliwości, pomoc społeczna i wiele innych.

Brali się za to ludzie ukształtowani w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie chodzi o to, by nostalgicznie potęsknić za dawnymi dobrymi czasami. Nigdy ich chyba nie było. Krytyczni recenzenci dwudziestolecia międzywojennego przypomną zresztą, że to wtedy zamordowano prezydenta RP, przywołają obóz w Berezie, proces brzeski.

Przypomną, że o pozytywnej dyskryminacji mniejszości nikt nie słyszał, a różnice w poziomie życia najbogatszych i najbiedniejszych były pewnie równie wielkie, a może i większe niż dziś. Zacytują pisarza z tamtej epoki, który euforię po powrocie niepodległości nazwał radością z odzyskanego śmietnika.

Mimo to tamto pokolenie, choć na życie w wolnej Polsce miało zaledwie niespełna dwie dekady, nie zmarnowało tego czasu. Co daj Boże i nam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska